Opisz powszedni dzień latarnika. ( w formie opowiadania, może być krótkie). Na teraz Proszęęęęę

Opisz powszedni dzień latarnika. ( w formie opowiadania, może być krótkie). Na teraz Proszęęęęę
Odpowiedź

Zbliżał się świt. Zza aspinwallskich drzew miał za chwilę dosięgnąć śpiącego jeszcze latarnika pierwszy promień słońca. Kiedy zaczynał swoją pracę, zwykł był budzić się przed słońcem, by móc wyjść na balkonik swej latarni i obserwować piękne wschody skąpane w pyszniących się morskich falach. Teraz jednak stary spał - przywykł już do widoku słońca budzącego się dla Aspinwall tak, jak przywykł do swej samotności i do jednakiego rytmu dnia, każdego dnia… Kiedy mewy zaczęły wesoło skrzeczeć wkoło wieży i nachalnie szukały dla siebie miejsca na balkoniku, Skawiński obudził się. Była godzina siódma, dzień jak co dzień. Tu, w tej aspinwallskiej latarni wszystko było określone i stałe. Na wszystko przychodził czas i tylko słońce chowało się za horyzontem raz wcześniej, a raz później. Stary wstał, rzucił spojrzenie na swą izbę i czym prędzej wyłączył lampy latarni. Wydawać by się mogło, że mewy niecierpliwiły się - skrzeczały, a ich ptasie głosy wypełniały latarnię. One jednak czekały cierpliwie, aż Skawiński podejdzie do nich i podzieli się resztkami z wczorajszego obiadu. Około godziny ósmej, już po tym, jak i mewy i latarnik zjedli śniadanie, do wyspy dobiła łódka. Przypłynął Falconbridge i paru innych. Byli to jedyni ludzie, którzy zawijali do wyspy. I poza ludźmi z niedzielnej mszy świętej byli jedynymi, z którymi latarnik miał kontakt. Odkąd Skawiński zaczął pracę na wyspie, słyszało się tu jedynie głos Falconbridge’a i jego marynarzy, oraz skrzeczenie mew. No i oczywiście głos latarnika, ten jednak mówił niewiele, bo i niewiele miał do powiedzenia, a i jego goście zawsze się gdzieś spieszyli… - Witaj, Skawiński! - Witam! Witam szanowny Panie Falconbridge! - Jak samopoczucie, jak zdrowie? - A, dziękuję, nie narzekam. - Dobrze. W takim razie dobrze. Masz tu świeże jedzenie i dzisiejszą gazetę. - Dziękuję. - Ok. Płyniemy. Do zobaczenia jutro. Have a nice day! I już po chwili łódka oddalała się. Skawiński zabrał prowiant i gazetę, wspiął się do góry po kręconych schodkach. Otworzył drzwi do izby i zaczął czytać o ludziach, którzy byli mu tak dalecy, choć żyli tak niedaleko, zaledwie kilka kilometrów od niego, w Aspinwall… Latarnik odłożył gazetę. Przeczytawszy wszystko, zabrał się do przygotowania obiadu. A było już południe i słońce posyłało do Aspinwall swe najdłuższe i najgorętsze promienie. Pobliska plaża zupełnie się wyludniła. Nastał czas sjesty. Skawiński syty po posiłku udał się na spoczynek, by móc później dokonać przeglądu latarni. „Everything’s OK!” - pomyślał. Właściwie latarnik nie myślał już po polsku. Długa rozłąka z Ojczyzną niszczyła jego polskość… Stary nalał do wiadra kilka litrów wody i zabrał się za polerowanie aparatury latarni. Praca była mozolna, ale konieczna. Z brudem trzeba było się uporać przed zmierzchem. Tuż przed zachodem słońca Skawiński zapalił latarnię. W chwilę po tym zrobiło się ciemno i późno, więc latarnik zabrał z poręczy balkonu wyschnięty ręcznik i poszedł się umyć. Około jedenastej latarnik złożył głowę na poduszce i zasnął niemal natychmiast. I tak minął mu kolejny dzień… ;)

Dodaj swoją odpowiedź