Moim zdaniem plakaty szpecą ulice naszych miast! Moze nie tyle same plakaty, jak to w jaki sposób są wieszane. Czesto widzimy je nie tylko na specjalnych słupach czy tablicach ale także na szybach, przystankach, w sklepach...Ludzie wieszają tam gdzie im sie podoba. Nie zwracają uwagi na to, iż może to pokazywać nasz kraj w kategoriach niedbalstwa, obkurstwa czy zwyczajnego śmieciarstwa! Same plakaty nie sa złe, jednak ludzie nie potrafią pogodzić propagowania róznych rzeczy na plakatach z estetyka i szanowaniem miasta!
Dzikie szyldy i reklamy panoszące się w sercu starego Krakowa to problem znany w naszym mieście od wielu lat. Do tej pory nikomu nie udało się poprawić tej sytuacji. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że jest coraz gorzej. W cieniu szyldów giną bogato zdobione portale kamienic krakowskiego Starego Miasta. Rzeźbiarskie detale fasad przegrywają z wielkimi reklamami. Mówi się o tym i pisze od lat, ale efektu wciąż nie widać. Plastyk miejski Jacek Stokłosa rozkłada ręce: - Obowiązujące w Polsce prawo nie daje nam możliwości stanowczego egzekwowania przepisów... W konsekwencji nawet w obrębie Starego Miasta, są miejsca, gdzie zaledwie jeden z kilkunastu szyldów posiada wymagane pozwolenia. Reszta właścicieli za nic ma zalecenia, nie zastanawiając się nawet, jakie szkody swoją samowolą wyrządzają Krakowowi. Taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia w Barcelonie, skąd w ubiegłym roku na zaproszenie "Gazety" przyjechał do Krakowa Ignasi Riera, architekt z prestiżowej pracowni Alonso Balaguer Arquitectos Asociados. Przechadzając się po Starym Mieście, z niedowierzaniem spoglądał na to, co dzieje się ponad głowami przechodniów. - Mieszkańcy miasta muszą zrozumieć, że przestrzeń publiczna jest ich wspólnym dobrem. Nie wyrzuca się papierków na ulicę, nie opróżnia się popielniczek za okno samochodu, tak jak nie robi się tego wszystkiego we własnych domach. To samo dotyczy zaśmiecania miasta szyldami i reklamami - konstatował Katalończyk. Przeciw bezsilność Tak, słowo "śmieci" z pewnością jest tu na miejscu. Nie przypadkiem więc piszemy o problemie szyldów przy okazji naszej akcji sprzątania Krakowa ze śmieci. Bo te niewydarzone reklamy to także są śmieci! Tyle że przeważnie nie leżą na ziemi, ale wiszą nad naszymi głowami, szpecąc miasto nie mniej niż dzikie wysypiska. I to nie w ustronnych miejscach, ale na głównych ulicach miasta. Trzeba z tym wstydem wreszcie skończyć! Będziemy więc w "Gazecie" opisywać, wytykać palcem przykłady lekceważenia elementarnych zasad estetyki i poszanowania historycznego dziedzictwa w najcenniejsze części Krakowa - na Starym Mieście. Liczymy, że jeśli nawet nie uda się nam spowodować szybkiego usunięcia najbardziej szkodliwych reklam, to w ten sposób uda nam się napiętnować odpowiedzialnych za ich powieszenie. Nie mamy innego wyjścia, skoro od lat władze miejskie są bezsilne w zakresie egzekwowania prawa, które określa zasady umieszczania szyldów na fasadach kamienic w zabytkowym centrum. Chcemy zmobilizować służby odpowiedzialne za pilnowanie porządku w mieście, zachęcić do współpracy i zdecydowanego działania. Gołym okiem widać bowiem, że zalew brzydoty na ulicach to efekty rozpasania i arogancji wynikającej z poczucia bezkarności zarówno drobnych sklepikarzy, jak i większych przedsiębiorców. Mocne to słowa, ale jak inaczej reagować na szyldy o agresywnej kolorystyce i formie na fasadach kamienic wzdłuż na przykład Drogi Królewskiej? Problem zresztą nie dotyczy tylko Starego Miasta, to samo dzieje się na Kazimierzu i w Podgórzu, gdzie lunaparkowy blichtr przyćmiewa urodę tych miejsc. Oczywiście - nie zapominamy o tradycjach kupieckich naszego miasta. Nie jesteśmy wrogami przedsiębiorców. Zamierzamy szukać dróg porozumienia, zachęcając właścicieli lokali i kamienic do współpracy, także prezentując pozytywne przykłady szyldów. Dla naszego wspólnego dobra. Nie wolno nam zobojętnieć Niestety, często wielu negatywnych zjawisk... nie dostrzegamy. Zobojętnieliśmy! - To, co dziś obserwujemy w Krakowie, to bez wątpienia efekty załamanego poczucia estetyki, które nastąpiło jeszcze w PRL-u. Kiedyś trzeba się jednak przebudzić z letargu. Przecież już 19 lat żyjemy w wolnej Polsce. Jeździmy po świecie, obserwujemy, co dzieje się w innych krajach. To niemożliwe, żeby przez tyle lat nikt nie potrafił nic zrobić, żeby cokolwiek poprawić - mówi Liliana Sonik z Instytutu Dziedzictwa. Spróbujmy jednak przełamać tę naszą niemoc. Zapraszamy krakowian do wspólnej walki. Prosimy: wskażcie miejsca, które - waszym zdaniem - szczególnie zostały poszkodowane z powodu brzydkich reklam.
Uważam ze plakaty szpeca ulicę ponieważ po pewnym czasie są pogryzdane i pozdrapywane.Wiszą tak przez długi czas nikt ich nie zbiera i są do połowy pozdrapywane.NIemiło jest patrzeć na taki widok.