3 Grudnia 2009 Kiedy budzik zadzwonił wybiła właśnie 7 rano. Spojrzałam za okno i zobaczyłam półmrok." Zebrać rzeczy, zapakować jakieś książki i trzeba iść do szkoły" Tak sobie pomyślałam. W drodze do szkoły spotkałam ludzi z klasy. Jak zwykle zastanawiali się czy iść na wagary ;) . Wybrali dziś szkole no bo luzy na lekcjach. Kiedy zaszłam do szkoły ogarniała mnie wielka radość pani od fizyki dziś nie ma !! Tylko mogli dać znać wczoraj. Pospało by się dłużnej. Na matematyce kompletny chaos. Każdy robił co mu się podoba i za kare 3 strony zdań do domu. lekcje jak zawsze nudne. I ostatni dzwonek. Dzwonek nadziejii ! Tak sobie czasami myślę ,że gdyby nie szkoła czasami nie miała bym kompletnie co robić.
już w pierwszym dniu czułem sie niezbyt dobrze gdyż doszedłem do gimnazjum bylem wręcz szczęsliwy a zaraz bałem sie nowego środowiska.... nie długo tak stałem gdy podeszła do mnie jakaś ładna dziewczyna i zapytała "czy może w czymś pomoc wiem że tu jesteś nowy" nie wiedziałem co powiedzieć wybełkotałem tak.... już nie bylem sam poznałem kogoś ktorego tak bardzo cenię jest moją najlepszą koleżanka myślę sobie nie było tak żle... przyszło mi łatwo się przedstawić bo wiedzialem że jedna osoba mnienie nie wyśmieje.....okazalo sie że pan wychowawca był wspaniały....
Środa, 2. 12. 2009 r. Co za dzień! Dobrze, że się skończył. W szkole jak zwykle fatalnie: znowu byłam rozkojarzona. Co ja poradzę,że taka jestem? Może faktycznie myślę o niebieskich migdałach ale nauczyciele nie muszą na mnie krzyczeć. To było niesprawiedliwe. Oczywiście gdy nauczycielka wyrwała mnie do odpowiedzi ja rozmawiałam z koleżanką. Jak rodzice się dowiedzą to będzie jakiś szlaban... Dlaczego mamy ograniczenia? Wszyscy się do wtrącają.... Pokłóciłam się z bratem/ siostrą i mama zaczęła na mnie krzyczeć. O co wszystkim chodzi?