Lekcja francuskiego Przed lekcją wszyscy nosy w zeszytach, bo wiadomo, że będzie przepytywanko. Dzwonek...zaczyna się! Nauczycielka wchodzi do klasy, wszyscy wstają i dokładnie śledzą jej każdy ruch. Gdy nauczycielka siada przy biurku, wszyscy siadają. Najpierw sprawdzanie obecności i obowiązkowe powiedzenie obecna(ny) po francusku. Obserwujemy ją, śledzimy każdy jej ręce, patrzymy jak sortuje dziennik i gdy zatrzymuje się na tabeli z ocenami, serca zaczynają nam szybciej bić, ze strachu. Pytanie, czy jest ochotnik? Ale nigdy w naszej grupie taki cud się nie zdarzył. Nauczycielka rozgląda się po klasie, a wszyscy udają że są czymś zajęci. No ale kogoś w końcu zapyta, przeważnie tego kto podpadł wcześniej. No i tak z cztery, pięć osób po kolei jest przepytywane. Niektóre osoby podchodzą do biurka nauczycielki, ale po zadaniu pytania od razu rezygnują. Inne ofiary od razu z miejsca mówią, żeby im wpisać „lufę”, bo nic nie umieją. Pani profesor załamuje ręce. Kiedy zamyka długopis zatyczką, wiemy, że to już koniec, więcej osób, przynajmniej tym razem nie padnie jej ofiarą. No i zaczyna się, oczywiście lekcja, temat. Otwieramy książkę na stronie wypowiedzianej przez nauczycielkę po francusku. Zazwyczaj wygląda to tak, że wszyscy patrzą na siebie na wzajem z niezrozumieniem i w myślach zadają sobie jedno pytanie, która to strona?!!! Pani profesor zaczyna czytać tekst, my śledzimy ją wzrokiem. Po przeczytaniu mówi: -No i o czym jest ten fragment? ...cisza, nikt nie wie. No to zaczyna się tłumaczenie, słowa po słowie. W końcu wspólnymi siłami dowiadujemy się o co chodzi, słówka wypisujemy do zeszytów. Powtarzamy wszyscy razem słówka, jak w przedszkolu. Na koniec nauczycielka czyta tekst powoli, niczym w pędzie ślimaczącego się ślimaka. Żebyśmy mogli sobie po wyrazami zapisać wymowę trudnych słówek. Potem przychodzi kolej na nas, po kolei po dwóch zdaniach czytamy łamiąc sobie języki i co chwilę się myląc, że w co drugie słowo poprawiane jest przez nauczycielkę. W oczach nauczycielki można wyczytać, że gorzej być nie może. Wtedy dzwonek dzwoni na przerwę, wszyscy w popłochu szybko czmy kają z sali, na wszelki wypadek, gdyby pani profesor przypomniała sobie o zadaniu domowym! xD
Jak zawsze co dzień w klasie 2b po kolejnej lekcji następuje lekcja j.polskiego. Na przerwie uczniowie próbują się jak zawsze jeszcze douczyć na wypadek kolejnego pytania lub tekstu typu 'a teraz wyciągamy karteczki' wszyscy zaczynają się ostro uczyć lecz to i tak na marne.Dzwonek uczniowie wchodzą gęsiego do klasy pani czeka już na ostatniego jak zawsze opóźniającego ucznia. Jak zawsze nauczycielka j.polskiego ma chytrą minę co wskazuję na to że albo będzie pytać lub w najgorszej kolejności kartkówka z 3 ostatnich lekcji. Słowa sprawdziły się niezapowiedziana kartkówka wszyscy wpadli momentalnie w zamęt. Kartkówka trwała równe 10 minut bo zakończeniu pani zebrała kartki i zaczęła prowadzić już normalnie lekcję.