Mam takie ulubione miejsce, gdzie lubię chodzić. Nigdy się nie zatrzymuję. Zawsze podążam do przodu, po to by w pewnej chwili zawrócić. Idę tam, aby myśleć o niebycie. Nigdy nie wiem dlaczego ta myśl pcha mnie akurat w to miejsce. Może tam właśnie kończy się świat, zaczyna się nicość? Mijam drzewa rozłupane przez pioruny, wdycham zapach tajemniczej przestrzeni. Jest pełna śmiertelnych wrażeń moich zmysłów. W trawie czają się pomyleńcy, którzy rękoma próbują zasłonić Słońce. Za drzewami chowają się ludzie łaknący krzyku przerażenia. Każdy zakręt kryje śmierć w męczarniach. Pomimo świadomości upiorności tego miejsca lubię spokój, który mnie ogarnia gdy tam przebywam. Nieodparte przeświadczenie, że ja też się tam znajdę próbuje mnie oswoić. Nie bronię się zdziwiona tą perspektywą. Może kiedyś będę chciała zabrać Słońce wołając, że to tort pomarańczowy? Przeznaczenie nie chce zdradzić tajemnicy tych, którzy każdej nocy oblizują palce po zjedzonym Księżycu, zagryzonym kawałkiem importowanej zorzy. Widziałam też zdesperowanych przerażeńców nerwowo szukających zagubionego w trawie zrozumienia rzeczywistości. Żadne z nich nie ma własnego grobu, a przynajmniej nikt o nim nie wie. Nigdy nie ma dla nich płomyka świecy, główki kwiatu. Gdy żyli nikt nie im nie chciał przynieść pociechy, podać ciepła pomocy. Byli tacy jak teraz - niewidocznie nieśmiali. Gdy będzie koniec świata odnajdą to czego szukają, zaspokoją swe pragnienia.
Przed śmiercią mojego dziadka i mojej babci, co roku w ferie zimowe jeżdziłam z rodzicami i z bratem do nich w góry. O tej porze roku było tam bardzo pięknie. Dookoła śnieg, czasem nawet zasypane było wejście do domu. W dniu mojego przyjazdu babcia sprzątała zawsze cały dom i przygotowywała dla nas pokoje z pięknym widokiem na ośnieżone góry. Przyjeżdżałam tam zawsze ok. 17 i wtedy zawsze czekał na nas ciepły i pyszny obiad. wieczorem, po obiedzie szłam z dziadkiem na obrządek, a póżniej babcia gotowała dla nas gorące kakao. Wszyscy siadaliśmy na kocach przy kominku i oglądaliśmy nasze rodzinne zdjęcia. Do łóżka z ciepła pierzyną chodziłam ok. 23, gdyż wcześniej nie mogłam, bo tam było bardzo cicho i przyjemnie, niż w Warszawie. Póżniej szłam po koleżanki i chodziłyśmy na sanki lub z chłopakami bawiliśmy się w bitwi na śnieżki. Potem przychodziły zawsze do mnie, bo babcia kazała mi je zapraszać na obiad i podwieczorek. Po obiedzie dziadek, tata i brat organizowali zawsze kulig, na który zawsze była zapraszona najbliższa okolica. Wtedy zawsze było super... Śmiechy, wygłupy i śpiewy towarzyszyły nam przez całą drogę. Wieczorami, po dziennych przeżyciach, byłam bardzo zmęczona, nie tak jak w domu. Kiedy był czas wracać do Warszawy, nigdy nie mogłam, powstrzymać się od łez. Wiedziałam, że przyjadę tu dopiero za rok, ale babcia i dziadek mnie wtedy przytulali i mówili że czas zawsze szybko ucieka. Przez cały rok w wolnych chwilach oglądałam zdjęcia od babci i dziadka i w moich snach pojawiał się obraz dziadkowego domu wraz za mną, pijącą babcine kakao przy kominku. Teraz rzadko tam jeżdżę, ale nadal pamiętam te szczęśliwe i dziecięce czasy. Ten właśnie dom to moje ulubione miejsce, w którym uwielbiałam przebywać ze wszystkich miejscach w których byłam.
Nie dawno odkryłem to miejsce, w te wakacje poznałem jego wartość. Tak naprawdę wiedziałem co tam jest około 2 lat, ale dopiero w wakacje gdy było ciepło i nie bałem się o naukę doceniłem je. To miejsce za każdym razem wygląda inaczej. TO cudowne miejsce już nie istnieje dlaczego? Bo ludzie nie umieli go docenić tak jak ja i mój kolega. W tegoroczne wakacje bardzo nam się nudziło poszliśmy wzdłuż ruchliwej ulicy. Obok było mnóstwo trawy i drzew, ale tylko jedno przyciągnęło naszą uwagę. Podeszliśmy tam, było niemal całe zakryte krzewami. Pień piął się w górę, lecz były dwa drugi zaś biegł nie wysoko nad ziemią. Weszliśmy na drugi pień, inne odłamki były tak ułożone że z łatwością mogliśmy tam wejść, na górze było magicznie, wygodnie. Kiedy tam się siedzi widać jeżdżące auta, śpieszących się na autobus ludzi, ale najlepsze jest to że oni cię nie widzą. Stworzyliśmy tam klan i było naprawdę świetnie. Niestety szkoła się zaczęła i nie było już czasu aby tam przychodzić. Tydzień temu przechodziłem z tym samym kolegą co wtedy obok tego miejsca, krzewy były wycięte, gałęzie powycinane, drzewo stało się takie łyse że aż szkoda. Było nam trochę przykro bo kiedyś było tam magicznie a teraz?