jak wyglodała kiedys wieś a jak teraz

jak wyglodała kiedys wieś a jak teraz
Odpowiedź

Jak mieszkano Dawniej mieszkano w chatach budowanych na zrąb z drewnianych bali, okrągłych (okrąglaków) lub ciosanych z dwóch stron (płazów). Szpary pomiędzy balami utykano słomą, suchą trawą lub mchem, które potem zalepiano gliną, a po wyschnięciu malowano farbą, przeważnie koloru niebieskiego. Obora i część mieszkalna były pod jednym dachem. Często drzwi z kuchni prowadziły prosto do stajni lub też dzieliła je przegroda, tzw. sień, boisko. Dachy były kryte gontami. W tych drewnianych chatach mieszkano skromnie. Znajdowały się tu zazwyczaj trzy pomieszczenia: kuchnia (czarna izba), izba (biała izba) i komora. W izbie na ścianie wisiały, ułożone w rzędzie, obrazy przedstawiające Pana Jezusa, Matkę Bożą i świętych. Mieszkania były bardzo ciasne, rodziny wielodzietne. W jednej chacie mieszkały przeważnie trzy pokolenia. Latem spało się na strychu, na sianie, a zimą w kuchni, po kilkoro, na siennikach wypchanych słomą. Wieczorami pomieszczenia oświetlano lampami naftowymi lub karbidówkami, gdyż nie było prądu. Wewnątrz chaty, w czarnej izbie, stał piec, zwany piecem dymnym. Nie miał on komina, a dym rozchodził się po całym wnętrzu. Na piecu była polepa z gliny (nalepa), czyli palenisko, nad nim zaś polonie - coś w rodzaju półki z drążków lub deseczek, na których stawiało się umyte garnki lub układało drewno przeznaczone do palenia. Z boku znajdował się tzw. zapiecek; można było na nim spać, na przykład zimą spały tam dzieci, żeby było im ciepło. W korpusie pieca był często umieszczony kociołek do grzania wody. Nad paleniskiem wisiał kocioł, w którym gotowało się jedzenie, a na nalepie, wprost na palenisku, stawiano na żelaznych trójnogach (drajfusach) garnki. W porze wspólnego posiłku na gnatku (pniu) ustawionym na środku kuchni kładziono dużą glinianą miskę, wokół której gromadzili się wszyscy domownicy; jedli z niej drewnianymi łyżkami. Kto prędko jadł, ten wstawał nasycony, gorzej było z tym, kto jadł powoli - do wieczerzy chodził głodny. W domach nie było takich wygód, jak woda w kranie czy łazienka. Na każdym siedlisku był za to stawek z bieżącą wodą, obok duży kamień, na którym prało się tzw. kijanką grube ubrania, uderzając nią i od czasu do czasu polewając odzież wodą. Dzięki temu nie trzeba było nosić wody do domu, kiedy robiło się duże pranie. Później kobiety prały na tzw. praczkach, tarach. Do innych celów, na przykład do gotowania, sprzątania, mycia czy dla żywego inwentarza, wodę trzeba było nosić ze studni. Na ramiona kładło się nosidła (rodzaj drąga z zaczepami), a po ich obu stronach zawieszano wiadra, co ułatwiało noszenie. Nie było podłogi, tylko klepisko, tzn. ubita mocno ziemia. W dawnej kuchni razem z ludźmi mieszkały młode zwierzęta, dzięki czemu ciepło było zarówno ludziom, jak i zwierzętom. Po kuchni biegały króliki, w jednym kącie były kury, a w innym, na słomie, układano młode cielątka, świnki, jagnięta. Pod stołem było miejsce na kurczęta. Ludzie żyli blisko ze swymi zwierzętami. Praca na roli Ludzie nie pracowali zawodowo, lecz utrzymywali się z pracy na gospodarstwie. Zaraz z rana gospodarze szli do obory obrządzać inwentarz: nakarmić i napoić krowy, prosiaki, owce, kury. Dojeniem krów zajmowała się gospodyni. Po skromnym śniadaniu dzieci musiały iść paść krowy, pilnowały, aby zwierzęta nie wchodziły na cudze pola. Pasienie urozmaicano sobie śpiewaniem piosenek, lukaniem (przeciągłe pokrzykiwanie, zabawa z echem), palono ogniska i pieczono ziemniaki udłubane na polu (często na cudzym), urządzano różne zabawy. Rodzaj tych zajęć przy pasieniu krów zależał od pogody i od miejsca, gdzie się pasło. Śpiewanie piosenek przy pasieniu krów było naturalne i oczywiste, dziś prawie zanikło, ale zawsze jeśli przechodzi się koło kogoś, kto pasie krowy, pada nieodzowne: Hanuś, a co ci tak smutno, ze nie śpiywos? lub Dziywcota, pośpiywojcie se, będzie wom weseli! Praca na roli była bardzo ciężka i mozolna. Prawie wszystkie prace wykonywano ręcznie. Domownicy wychodzili w pole skoro świt i ręcznie kopaczkami kopali zaorane skiby i ugory. Używano też łopaty, tzw. sztychówki, która służyła do odwracania grubszych warstw ziemi. Kto był bogaty, miał konia, co należało jednak do rzadkości. Przed przystąpieniem do sadzenia ziemniaków gospodynie wynosiły z piwnicy w koszykach średnie ziemniaki i kroiły je w ten sposób, aby w okrawku (kawałku przeznaczonym do sadzenia) były najładniejsze oczka. W zależności od rodzaju prac, przy obróbce ziemniaków używano różnych rodzajów motyk: do robienia rządków - motyki dziubki, do przekopywania i ruszania - motyki widełek, do okopywania - dziubki, do wykopywania - motyki siekierki. Zanim więc ziemniaki znalazły się w piwnicy, trzeba było pięć razy "przekopać" pole, aby nie zarosły chwastami i były dorodniejsze. Praca ta zabierała mnóstwo czasu; jak skończono jedną z tych czynności, to za kilka dni trzeba było zacząć drugą. Nie wolno było końmi obrabiać ziemniaków, bo ziemia na położonych na stoku zagonach ściągała się w dół. Nie używano żadnych nawozów sztucznych, płody ziemi były ekologiczne i zdrowe. Może dlatego dawniej ludzie dożywali w zdrowiu sędziwego wieku. Wiosna to czas siewu zbóż. Bronowano za pomocą grabi, potem broną, która pierwotnie wykonana była z samego drewna. Brony ciągnęli za sobą ludzie. Koszono sierpem lub kosą. Za kosiarzem szła gospodyni, która ubierała zboże, związywała i stawiała snopki. Jeśli zboże nie było powalone, praca szła lżej, gorzej gdy po ulewach zboże leżało, poodwracane w różne strony. Wtedy zarówno koszenie, jak i ubieranie sprawiały żniwiarzom duże trudności. W czasie żniw najbardziej upragniona była słoneczna pogoda, aby prędko uporać się z zebraniem plonów. Jak pole opustoszało, zbierało się z ziemi pozostałe kłosy zboża. Każde ziarno było cenne, nic nie mogło się zmarnować. Zboża znoszono na plecach do stodoły, podawano na strych, a jesienią, po skończeniu innych prac, przystępowano do młócenia cepami (potem za pomocą kierotu). Młócono w stodole, przeważnie po trzy osoby, w ustalonym rytmie, nie można się było pomylić, bo wtedy nieumyślnie można było oberwać cepem. Młocka trwała bardzo długo. Dwie kobiety wygrabiały zboże na bok, a dwie na przetaku wytrzepywały pokruszoną słomę. Potem brało się niecki i opowało zboże, podrzucając je umiejętnie, aby oddzielić ziarno od plew. Kto miał młynek (wialnia), to młonkował. Tak przygotowane ziarno mełło się w żarnach na mąkę, wtedy gdy była potrzebna, a kto bogatszy, wiózł je do młyna, aby mieć mąkę na cały rok, na kulasę, chleb i placek razowy. Przez całe lato, równocześnie z innymi pracami w polu, zajmowano się koszeniem i suszeniem trawy. Po skoszeniu trawę z pokosów trzeba było rozrzucić równomiernie po całym polu. Na drugi dzień, jeśli nie padał deszcz, trawa trochę już podeschła. Wówczas należało ją przewrócić, aby uschła z drugiej strony. Przy upalnej pogodzie można było podsuszone siano zgrabiać i wkładać do kop (układać w kopy), na ostrwie. Na polach powstawały kopy, między którymi dzieci lubiły się bawić w chowanego. Po kilku dniach wystopowane, suche siano noszono w łoktusach (duże płachty tkaniny zakładane na plecy) do stodoły. Trawa na wszystkich miedzach (przymiedzkach) była dokładnie wyrżnięta sierpem. Każdy gospodarz dokładnie wiedział, która miedza jest jego i sąsiad raczej nie mógł przekroczyć cudzej granicy, bo kończyło się to tak jak w jednej ze scen między Pyzdrą i Kwicołem w filmie "Janosik". Takie przywiązanie do własnego kawałka wynikało z tego, że większość gospodarzy miała tej ziemi mało, a rodziny do wyżywienia liczne, liczył się każdy skrawek. Dzieci również pomagały rodzicom w pracach polowych, kopały ziemniaki, nosiły snopki zboża, siano, ale przeważnie pasały krowy. Ludzie, chociaż tak ciężko pracowali, bardzo szanowali tę ziemię. Nie było pól pozostawionych odłogiem. Jeśli na polu była kępa, to ludzie wybierali z niej kamienie i wynosili lub wywozili. Karczowali także las, aby mieć więcej gruntu pod uprawę. Kto miał dużo ziemi, był bogaty. Jak wyglądał dzień w dawnym obejściu gospodarskim Praca w gospodarstwie domowym zaczynała się wcześnie rano, wraz z pianiem koguta. Gospodarze wstając czynili znak krzyża i zaczynali śpiewać Godzinki ku czci Najświętszej Maryi Panny. Od wczesnych godzin rannych na żarnach mielono zboże na zacierkę. Trzeba było zapalić w piecu, nastawić wodę do grzania, przygotować śniadanie, uprzątnąć mieszkanie. Należało nakarmić i napoić cały inwentarz, wydoić krowy, wypędzić je na pastwisko, ugotować ziemniaki prosiakom, utłuc je i wymieszać z pokrzywami lub sieczką. Co trzy, cztery dni gospodyni robiła w maśniczce masło. Wlewało się do niej śmietanę i około pół godziny ubijało, aż masło się wyrobiło. Z takim swojskim masłem chleb bardzo smakował, a z maślanką - przysmażone, omaszczone ziemniaki. Wyrabiano też sery. Kwaśne mleko w glinianym garnku stawiano na piec i powoli ogrzewano, aż mleko oddzieliło się od serwatki. Ogrzany ser wkładano do woreczka i ściskano w stołku serowym, aby odcisnęła się reszta serwatki. Ser przeważnie sprzedawano, a serwatka służyła jako napój. W każdym domu pieczono własny chleb, przeważnie żytni, placki żytnie, gotowało się kulasę z ziemniaków, wodziankę do ziemniaków, kwaśnicę, piekło się podpłomyki. Wszyscy domownicy szli w pole do prac. Ludzie chodzili na bosaka lub w drewniakach, bo nie było butów. Ubrania były bardzo skromne, połatane, gdyż nie było ich za co kupić. Na sznurku pod powałą suszono zebrane zioła, grzyby, a zimą również ubrania. Jesienią zbierano w lesie ściółkę, opadłe liście, aby w zimie było czym pościelić pod krowami, gromadzono chrust i gałęzie na opał. W piecach palono tylko drewnem. Wieczorami kobiety schodziły się po sąsiedzku i przędły wełnę, robiły na drutach, skubały pierze. Szły tak od domu do domu. Ludzie byli bardzo pobożni. Kiedy w Zawoi i Stryszawie nie było jeszcze kościołów, chodzili co niedzielę do kościoła w Makowie Podhalańskim lub w Suchej Beskidzkiej. Nie opuścili również Mszy św., jeśli święto przypadało w tygodniu. Pokonywanie takich odległości, przeważnie pieszo, zabierało w jedną stronę jedną-dwie godziny, a starszym nawet trzy. Nie było czym dojechać, nie było koni, samochodów, drogi były kamieniste i wyboiste. Wierni podczas różnych świąt, na przykład w Wielkim Tygodniu, w Święto Matki Boskiej Wniebowziętej (15 sierpnia), pielgrzymowali do sanktuariów, najczęściej do Kalwarii Zebrzydowskiej. Ludzie, chociaż bardzo zapracowani, byli zawsze weseli. Wieczorami organizowano potańcówki; schodzili się w jednym domu, w którym tańczyli, śpiewali i bawili się przy dźwiękach akordeonu. Dzieci uczyły się w domach prywatnych zazwyczaj zimą, kiedy nie było zajęć w gospodarstwie. Wieczorami przy lampie naftowej zbierała się cała rodzina i śpiewano piosenki oraz pieśni religijne, w zależności od okresu - w czasie Świąt Bożego Narodzenia pastorałki i kolędy, w czasie Wielkiego Postu Gorzkie Żale, w maju spotykano się przy kapliczkach. Zbierali się tu wszyscy mieszkańcy danego obejścia. Głosy i śpiewy chwalące Matkę Bożą niosły się echem po górach i dolinach z każdej strony Przysłopia: od Lachów, z Granicy, z Magurki, spod Kiczory, od Janików, ze Spyrkówki, a nawet z odległych Bielasów. Współczesność na wsi teraz(21 wiek): W czasach współczesnych ludzi nie mają już tak wielu zajęć, jak ich pradziadkowie. Mają więcej wolnego czasu i mniej wysiłku musza wkładać w prace. Większość rzeczy wykonują za nich maszyny, toteż wraz z postępem techniki dzień zwykłego mieszkańca wsi uległ ogromnej zmianie. Oto jak on wygląda: ludzie wstają o wiele wcześniej niż dawniej. Mają czas na spokojne zjedzenie śniadania, obiadu i kolacji, na relaks i odpoczynek. Kobiety i mężczyźni wykonują te same czynności, co dawniej, lecz jest to łatwiejsze i mniej pracochłonne. Dzieci na wsi już nie maja tylu zajęć, co ich rówieśnicy onegdaj. Kiedyś dzieci angażowano do niemal wszystkich prac. Dziś jedynie pomagają w niektórych. Wiosną, po stopnieniu śniegów ziemia jest orana i bronowana przy pomocy traktora. Następnie sadzi się ziemniaki i sieje owies siewnikiem. Późną wiosną rozpoczynają się sianokosy. Trawę kosi się kosiarka rotacyjną, potem przetrząsarką siano przetrząsa się, a następnie beluje się je. Latem, gdy nadchodzą żniwa plony zbiera się kombajnem. Pozostawioną słomę paczkuje się za pomocą snopowiązałki. Następnym zajęciem jest jesienne zbieranie ziemniaków. Wykonuje to kopaczka traktorowa i kombajn ziemniaczany. Ludzie jedynie zbierają pozostałe ziemniaki i przebierają je. Ostatnią pracą w roku jest zasianie żyta. Na tym kończy się całoroczny cykl robót na wsi. Życie na wsi od dawien dawna było bardzo ciężkie, lecz ludzi w miarę upływu czasu tworzyli coraz to nowe „uproszczenia”, dzięki którym praca stawała się coraz mniej męcząca. W ten sposób wieś w naszym regionie w ciągu wieku przeszła zmianę, o której nasi pradziadowie nawet nie śnili.

kiedys była słabo zmechanizowana, a teraz jest lepiej,

Dodaj swoją odpowiedź