MIĘDZY LEGENDĄ STANISŁAWA SUPŁATOWICZA A ŻYCIEM SAT-OKHA 1. Korzenie Matka Szawanezi Leoo-Karko-Ono-Ma 2. Szkoła Wilków 3. Powrót 4. Za Wielką Wodą 5. Wojna 6. Na lądzie i morzu 7. Obywatel Indianin Rozdział II DO ZIEMI SŁONYCH SKAŁ POWROTY WIELKIE I MAŁE 1.Pióro Długiego Pióra 2. Przymierze Rozdział III POLSKI RUCH PRZYJACIÓŁ INDIAN 1. Ojcowie założyciele i jeden Dziadek 2. Zlot 3. Indianiści walczący, indianiści czytający 4. Kaganek oświaty wagi piórkowej 5. Pow-Wow Rozdział IV WOKÓŁ TOŻSAMOŚCI STANISŁAWA SUPŁATOWICZA 1. Oskarżenia 2. Obrona
Biała Dama W kórnickim zamku, w sali jadalnej wisi portret Teofili z Działyńskich Szołdrskiej-Potulickiej. Legenda mówi, że podobno Teofila zwana "Białą Damą", schodzi nocą z portretu i podtrzymując dłońmi zwiewną białą szatę udaje się do parku, gdzie czeka na nią jeździec na karym koniu. Wędrują wspólnie po tonących w mroku alejkach, by zniknąc z pianiem pierwszego kura. Nie opodal zamku kórnickiego znajdował się średniowieczny zameczek myśliwski, w podziemiach którego zostały podobno ukryte ogromne bogactwa, przez ostatnich jego właścicieli - rodzinę Górków. Skarby te przejęły we władanie złe duchy, nie pozwalając nikomu do nich dotrzeć. Znana ze swojej gospodarności i dbałości o okoliczną ludność, Teofila rozkazała rozebrać ruiny zameczku aż do fundamentów. Mieszkańcy Kórnika z uzyskanej cegły mogli postawić w swoich domach murowane kominy, zabezpieczające domostwa przed pożarami. Złe moce zemściły się za to na Teofili każąc ją, błądzeniem po parku do czasu gdy odkryte zostaną stare skarby Górków. Wówczas dopiero straci władzę nad Teofilą moc diabelska.
Dawno temu niedaleko Gryżyny mieszkała uboga wdowa. Największą radością jej życia był mały synek Antoś, któremu dogadzała jak tylko mogła. Nie potrafiła się na niego gniewać, ani też słusznie za przewinienia ukarać. Chłopiec dorastał więc bez poczucia winy i kary. Z biegiem czasu stawał się coraz bardziej krnąbrny i niegrzeczny. Zdarzyło się pewnego razu, że w gniewie uderzył swoją matkę w twarz, ale i tą niegodziwość matka mu darowała. Z wielkiej radości i nadziei stał się dla swojej rodzicielki coraz częstszą przyczyną troski i smutku. Kiedy chłopiec miał dziesięć lat zachorował i wkrótce umarł. Pochowano go na parafialnym cmentarzu w Gryżynie. Już na drugi dzień zauważono, że z mogiły wysunęła się na powierzchnię blada rączka dziecka. Przerażona matka sprowadziła plebana, który odprawił mszę św. i poświęcił grób. Rączka dziecka zniknęła, ale na drugi dzień pojawiła się znowu. Zafrasował się pleban i powiedział: - ja już w tej sprawie nic więcej zrobić nie mogę. Widać, że mogiła skrywa jakąś tajemnicę, a dziecko najwyraźniej po śmierci spokoju zaznać nie może, bo za życia słusznej kary za popełnione winy nie otrzymało. Na te słowa matka chłopca rozpłakała się rzewnie i wyznała, że nie potrafiła ukarać dziecka, nawet wtedy, kiedy ono w gniewie podniosło na nią rękę. Słysząc to wyznanie kapłan zerwał witkę z rosnącej nieopodal brzozy, wręczył ją matce ze słowami: - wymierz więc dziecku sprawiedliwość po śmierci skoro za życia jej nie zaznało. W przeciwnym bowiem razie nie zazna spokoju na wieki. Z wielkim płaczem chwyciła matka rózgę i zaczęła uderzać martwą rączkę, która w tej samej chwili wsunęła się na powrót do grobu i nigdy więcej nie pokazała. Obecny przy tym pleban włożył brzozową gałązkę w ziemię przy grobie, poświęcił, a wkrótce z gałązki tej wyrosło potężne drzewo. Przypominało wszystkim o tym, że już za życia trzeba ponieść karę za popełnione winy. Brzoza na gryżyńskim cmentarzu rosła aż do roku 1875, kiedy powaliła ją okrutna burza, legenda jednak w ludzkiej pamięci pozostała do dnia dzisiejszego. Osobliwą pamiątką po tych wydarzeniach jest krzyż z brzozy gryżyńskiej wiszący po lewej stronie w kruchcie kościoła w Borku Wielkopolskim na Zdzieżu.