napisz własnymi słowami, co stanowi dla narodu gwarancję wolności, a kiedy grozi mu smierć

napisz własnymi słowami, co stanowi dla narodu gwarancję wolności, a kiedy grozi mu smierć
Odpowiedź

Są pewne tematy, które niezależnie od upływających lat, nie znikają z obszaru debaty publicznej. Ich ciągła obecność świadczy dobitnie o ich stopniu trudności, zawiłości i fundamentalnym znaczeniu dla społeczeństwa – w przeciwnym razie, gdyby były to kwestie błahe i łatwe, znalezienie rozwiązania nie stanowiłoby problemu. Tak się jednak nie stało, gdyż mimo upływających dziesięcioleci, wciąż, jako obywatele, toczymy zażarte spory w kwestiach zasadniczych. Nie ulega wątpliwości, iż do takich właśnie kwestii należy obecność (lub jej brak) kary śmierci w kodeksie karnym. Późnym popołudniem, oczom moim objawił się na stronie głównej S24, tekst o znamiennym tytule „ Ostateczny argument za karą śmierci obalony!”. Powiem szczerze – zamarłem. Powodów było kilka. Jako, iż jestem zagorzałym zwolennikiem kary śmierci, lekko się przeraziłem, iż mój światopogląd runął w gruzach za sprawą niewiadomych czynników. Z niemałą obawą otworzyłem całość notki, aby przekonać się, czy diabeł jest faktycznie taki straszny, jak go sam namalowałem. I w tym momencie, zamarłem po raz drugi. Okazało się bowiem, iż owym „ostatecznym argumentem”, który musiał ugiąć się pod ciężarem krytyki, było to: „Amerykanie policzyli jednak, że koszt utrzymania skazańca skazanego na karę śmierci jest pięciokrotnie wyższy niż utrzymanie skazanego na dożywocie.” Po chwili niedowierzania, uczucie zmieszania przeszło płynnie w złość. Nie, nie byłem zły na rzekome badania, które miały stanowić gwóźdź do trumny moich poglądów. Złość była skierowana w zupełnie innym kierunku. Poczułem wściekłość, iż ktoś – w tej sytuacji, autor przytaczanego wpisu – śmie sprowadzać całą argumentację i stanowisko zwolenników kary śmierci do sfery opłacalności finansowej. Takie spłycenie sprawy poruszyło mnie do tego stopnia, iż postanowiłem odpowiedzieć Panu Szymonowi G. Zacznijmy zatem od punktu wyjścia tj. braku opłacalności stosowania kary śmierci ze względu na wysokie koszty. Powiem szczerze, nigdy jeszcze nie słyszałem zwolennika kary śmierci, który wspomniałby o tym w kontekście „ostatecznego argumentu”. Prawda jest bowiem taka, iż kwestia finansowa to rzecz zupełnie marginalna. Z punktu widzenia moralności, wręcz szkodliwa i uwłaczająca świadomości przeciętnego człowieka. Jeśli byłoby bowiem tak, iż opłacalności stałaby się weryfikatorem słuszności naszych posunięć, musielibyśmy prawdopodobnie zlikwidować większość kar, przewidzianych w kodeksie karnym. A już na pewno, wszystkie te, przewidujące pozbawienie wolności, które nigdy nie jest finansowo opłacalne – zarówno dla państwa (brak źródła dochodu – czasowa utrata podatnika), jak i obywateli (koszty utrzymania, brak potencjalnego pracownika itp.). Dlatego właśnie, każdy racjonalnie myślący człowiek, sięga po ten argument w ostateczności. I żeby było „zabawniej”, robi to z niemałym obrzydzeniem, gdyż sprowadza tym samym problem moralności, odpowiedzialności za własne czyny i godności ludzkiego życia do rocznego rachunku wydatków. Jeśli już jednak sięgamy po ten oręż, to warto zwrócić uwagę na inną jego stronę. Moralnie naganne jest bowiem głównie to, iż za utrzymanie mordercy, odpowiadają w części krewni ofiary. Nie ma znaczenia w jakiej skali – niech to będzie 1 zł rocznie. Wielkość nie ma znaczenia. Niegodne jest samo to, iż syn, zostaje zmuszony do wyłożenia określonej sumy (podatki), aby morderca jego ojca, był w stanie funkcjonować. Argument o opłacalności, bardziej społecznej, niż finansowej, podnosili swego czasu utylitaryści. Jednak nawet im nie przychodziło do głowy, aby opierać swoje poglądy głównie na finansach. Twierdzili oni jedynie, iż opłaca się pozbyć winnego, ze względu na efekt, jaki zostanie wywołany wśród społeczeństwa. Aby to uprościć, można powiedzieć, iż podchodzili do mordercy i szeptali mu na ucho: „słuchaj, nas nie obchodzi czy zrobiłeś to świadomie czy nie, czy miałeś taki zamiar czy nie. Fakt jest taki, że dokonałeś morderstwa. Musimy cię zabić, gdyż nie możemy ryzykować, iż pozostawienie ciebie przy życiu zachęci innych do morderstw. Czy mamy jakieś twarde dowody na poparcie tej tezy? Nie, ale stawka jest tak duża – chodzi o życie innych obywateli – iż nie możemy ryzykować. Dzięki twojej egzekucji społeczeństwo będzie spokojne – zyska poczucie bezpieczeństwa, sprawiedliwości i ładu. Nawet nie wiesz, jak to istotnie wpływa na życie narodów. A potencjalni złoczyńcy? Tutaj też same plusy ! Nawet jeśli odstraszymy tylko jednego, potencjalnego mordercę, to i tak będzie to dla nas sukces. Dobro ogółu jest dla nas najważniejsze. Jesteśmy w stanie poświęcić wiele, aby je osiągnąć. Jeśli zaś ołtarzem ma być szubienica, a ofiarą ty, morderco – niech i tak będzie !”. To jednak również, wedle mojego przekonanie, bardzo spłyca argumentację na rzecz zasadności kary śmierci. O wiele dobitniej przemawia do mnie stanowisko humanistów, którzy oparli swoje rację na zupełnie innej podstawie. Punktem wyjścia stał się bowiem sam człowiek i wszystko to, co sobą reprezentuje. Wielu doskonałych myślicie, niekoniecznie fanatyków religijnych np. Immanuel Kant, stało na straży przekonania, iż kara śmierci jest zasadna, gdyż tego wymaga godność człowieka, jego podmiotowość i wyróżnienie, którego go spotkało w formie władania nad światem. Należy bowiem traktować człowieka tak, jak przystało na istotę rozumną. Brak odpowiedzialności za własne czyny, sprowadza dorosłego człowieka do stadium dziecka, a niekiedy nawet czyni go równym zwierzęciu. Kluczowe jest zatem to, iż kara ostateczna jest skutkiem dokonanego przez człowieka wyboru. Jeśli prawo stanowi, iż zabójstwo kończy się dla winnego śmiercią, niech tak będzie. Zbrodniarz ma bowiem wybór – zna konsekwencje swojego czynu, jest istotą rozumną, która dokonuje wyboru będąc w pełni świadomym plusów i minusów. Podważenie takiego stanu rzeczy, jest podważeniem istoty człowieczeństwa. Prawo, w tym kara śmierci, pełni jedynie rolę znaku ostrzegawczego. Jest czymś w rodzaju ostrzeżenia, iż jeśli dalej pojedziemy tą drogą, stoczymy się w przepaść. Podejmując decyzję o kontynuowaniu obranej drogi, wyrażamy zgodę na przyjęcie konsekwencji własnego wyboru – próba ich uchylenia uwłacza godności człowieka, jego rozumowi i świadomości. Należy pamiętać, iż to właśnie humaniści, niekiedy ludzie skonfliktowani z kościołem, stali na straży takiego porządku. Nie jest to tak, jak chcieliby to widzieć przeciwnicy kary śmierci, iż bronią i bronili jej jedynie zacietrzewieni katolicy. Dla wierzącego, morderca zmarł w chwili popełnienia czynu. Złamał prawo, dane nam przez Boga. Jego los został przesądzony w momencie odebrania życia drugiej osobie. To, czy moment sądu ostatecznego nastąpi za 20-30 lat, czy na drugi dzień, nie jest aż tak istotne. Podobne, lecz bardziej świeckie, podejście reprezentowali humaniści. Różnica polegała na tym, iż prawo boże, zostało zastąpione przez umowę społeczną tj. prawo ziemskie. Również dla nich, morderca pozbawia się prawa do życia w momencie odebrania go innej osobie. Łamiąc prawo do życia innego obywatela, podważa tym samym własne prawo do tego samego. Śmierć następuję w tym samym momencie. Umowa społeczna zostaje złamana, czego konsekwencją jest to, iż zostaje on wyłączony z ram jej obowiązywania. Oświeceniowe przekonanie, iż to człowiek jest w centrum będąc istotą godną podziwu nie pozostawiał miejsca na wątpliwości – brak należytej kary dla zbrodniarza było podważeniem własnego paradygmatu. O ile zatem utylitaryści trwali przy swoim ze względu na dobro ogółu, tak dla humanistów takie podejście było nie do przyjęcia. Stojąc twarzą w twarz z mordercą, w oparciu o swoje przekonania, mówili mu: „Jesteś istotą ludzką. Należysz do tego gatunku – wiążą się z tym zarówno przywileje, jak i zobowiązania. Szanujemy Cię jako człowieka, dlatego przyjmujemy decyzję, której dokonałeś w momencie morderstwa. Brak szacunku dla niej, byłby równoznaczny ze sprowadzeniem Twojego działania do poziomu przypadkowości. Zarównałoby to Ciebie ze zwierzęciem, którym w rzeczywistości nie jesteś. Niech się zatem stanie wola Twoja – nie nam oceniać słuszność i zasadność tego wyboru.” To tylko wycinek tego, co leży u podstaw optowania za karą śmierci. Do myślenia skłania nas szereg innych, bardziej życiowych kwestii. Wciąż nie jesteśmy w stanie uzyskać odpowiedzi, co się stanie z osoba, która skazana za morderstwa na dożywocie (realne), popełnia kolejne morderstwo. Wychodzi na kilka dni, i w tym czasie pozbawia życia kolejne osoby. Ewentualnie, nie opuszczając więzienia, zabija strażnika, lub swoich kompanów z celu. Co wtedy? Skoro spotkał go już najwyższy wymiar kary (dożywocie), co sprawi, iż odczuje on naganność swojego postępowania? Brak kary śmierci może również prowadzić do szeregu morderstw, których można było uniknąć w prosty sposób. Dzieje się tak np. w przypadku porwań. Uzyskawszy okup, którego porywacz się domagał, kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje los porwanego. Z punktu widzenia porywacza, rzeczą najbardziej racjonalną jest w takiej sytuacji pozbawienie życia ofiary – tylko w taki sposób, ograniczy się do minimum szanse na schwytanie. Pozostawiając porwanego przy życiu i oddając go w ręce rodziny, porywacz daje szanse ofierze na opisanie policji wszystkich szczegółów, łącznie z wyglądem kata. Brak grożącej kary śmierci może skutkować, iż ofiara ponosi śmierć z powodu zimnej kalkulacji. Ciekawym przypadkiem jest również to, iż przeciwnicy kary śmierci nie widzą zazwyczaj nic nagannego w obowiązywaniu tzw. obrony koniecznej. Dopuszczają tym samym do sytuacji, w której napastnik ma więcej praw PO dokonaniu morderstwa, niż PRZED, co automatycznie popycha go ku zbrodni. Dzieje się tak dlatego, iż w momencie kiedy ofiara wciąż żyje i ma możliwość obrony, mordercy grozi de facto kara śmierci – jest nią, skuteczna obrona konieczna. Aby przestępca wyeliminował możliwość jej zastosowania, musi się pozbyć źródła tj. ofiary. Tylko poprzez zabicie ofiary, uzyskuje pewność, iż nie spotka go kara śmierci (w przypadku, kiedy w kodeksie nie przewidziano kary ostatecznej). Skutek jest taki, iż zbrodniarz polepsza swoją sytuację, a przynajmniej uzyskuje pewność, iż nie zginie, poprzez morderstwo ofiary. To tylko wycinek tego, co sprawia, iż kara śmierci jest czymś naturalnym i akceptowalnym. Nie sposób przedstawić całego spektrum w krótkiej notce na blogu. Mam jednak nadzieję, iż pomimo tego ograniczenia, dałem wyraźny sygnał, iż nie powinno się sprowadzać zasadność kary ostatecznej do jej opłacalności finansowej. Jest to rzecz praktycznie nieistotna, która w żadne sposób nie może być nazywana „argumentem ostatecznym”. U podstaw przekonania o zasadności kary śmierci znajdują się niezliczone racje o charakterze moralnym, daleko wykraczające poza dziedzinę finansów. Mam nadzieję, iż kolejne dyskusje na ten temat, będą toczyły się w innych klimacie, bez konieczności wysuwania argumentów „z niskiej półki”. Pomóc w tym może pozycja, która na koniec polecam wszystkim tym, których ciekawi ta problematyka. Chodzi o książkę „Kara śmierci – powracający dylemat”, której autorem jest Piotr Bartula. To właśnie ta pozycja była mi najbardziej pomocna w wyrabianiu sobie zdania na temat kary śmierci. Jest to lektura na tyle wartościowa, iż została pozytywnie skomentowana przez takie osoby jak np. prof. Ryszard Legutko czy prof. Andrzej Zoll. Życzę miłej lektury.

Dodaj swoją odpowiedź