Opowiadanie swiateczne. Min. str. A5

Opowiadanie swiateczne. Min. str. A5
Odpowiedź

Joasia uśmiechnęła się delikatnie na widok pięknie przystrojonej choinki po środku salonu. Drzewko wyglądało ślicznie. Bombki i łańcuchy mieniły się barwami czerwieni i złota, a wielka gwiazda na czubku świerku idealnie prezentowała się z innymi ozdobami. Po raz pierwszy od wielu dni dziewczyna poczuła, że już są święta. Zajęta poprawami ocen na półrocze zupełnie zapomniała o tym, że zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Uwielbiała ten dzień nie ze względu na prezenty, ale na te kilka godzin spędzonych z całą rodziną przy wigilijnym stole oraz dni wolnych od szkoły. A teraz wreszcie doczekała się. Za dwadzieścia cztery godziny miał zacząć się cudowny, magiczny wieczór. Zgasiła za sobą światło i skierowała się w stronę swojego pokoju. Trudno jej było zasnąć, ale po chwili poddała się mocy Morfeusza. Dziesięć minut przed umówioną godziną kolacji wyczekiwała przy oknie na pierwszych gości. Kiedy wreszcie ktoś przyjechał nie ukrywała zachwytu. Pospiesznie otworzyła drzwi i powitała wujostwo. Po kilkunastu minutach wszyscy goście się zgromadzili i usiedli przy wigilijnym stole. Po degustacji wszystkich dwunastu potraw zaczęto dyskusję wiele tematów, które Asię bardzo interesowały. Uśmiechnęła się więc jeszcze raz dziękując w myślach za ten piękny dzień, kiedy wszyscy wreszcie mogli się spotkać razem przy jednym stole i oderwać się od szarej rzeczywistości i codziennych problemów.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Mikołaj razem z mamą wracał ze spaceru do domu. Był bardzo przejęty, zawsze miał mnóstwo do powiedzenia, a tuż przed gwiazdką buzia mu się wręcz nie zamykała. Znajomi i sąsiedzi byli do tego szczebiotania przyzwyczajeni, ale inni nie. Mama zatrzymała się przed domem by poszukać kluczy, a Mikołaj podskakiwał wesoło, wołając: - Niedługo święta ! Choinka! Prezenty! Obok nich przechodził akurat starszy pan. - Święta?! Też coś! – fuknął i poszedł niezadowolony. Mikołaj aż stanął z wrażenia. - Jak to ? Ten pan nie lubi świąt ? – zdziwił się. - Nie wiem – odpowiedziała mama. Na drugi dzień o tej samej porze, chłopczyk znów wracał z mamą do domu. Sąsiadka, która zatrzymała się przed klatką, zapytała: - Jak tam Mikołaj, pomagasz mamie w przygotowaniu do świat? - O tak! Sam robię ozdoby na choinkę! - Lubisz to robić, prawda? - Bardzo, uwielbiam święta!!! – zawołał chłopiec. - A ja nie lubię ! – odpowiedział mu jakiś starszy pan. Mama rozpoznała w nim mężczyznę, którego widzieli wczoraj. Mikołaj zastanawiał się dlaczego ten pan jest taki zły. -Nie wszyscy lubią to przedświąteczne zamieszanie – wyjaśniła mama. - Ale dlaczego ? – dopytywał się chłopiec. - Nie wiem, nie znam tego pana. Kiedy jednak następnego dnia ten sam mężczyzna mijając Mikołaja mruknął pod nosem jakie to święta są okropne, mama zainteresowała się tym. - Ciekawe, gdzie ten pan mieszka ... – powiedziała do siebie. – Może znam jego rodzinę … - Co mówiłaś mamusiu? – zapytał chłopiec. - Nic, nic – odpowiedziała mama obawiając się, że gadatliwy synek coś nieopatrznie wypapla. – Wiesz tak dzisiaj ładnie, pospacerujmy jeszcze . - Dobrze – odpowiedział chłopiec zadowolony, bo mama dała mu paczkę herbatników. Krążyli po znajomych uliczkach, dyskretnie idąc za starszym panem. Kiedy ten zniknął za drzwiami dużego budynku, wszystko było już zrozumiałe. Nad drzwiami był napis: DOM SPOKOJNEJ STAROŚCI Minęli budynek i skręcili w alejkę. Nie było się czemu dziwić, iż napotykany mężczyzna nie przepadał za świętami. Tego wieczoru mama Mikołaja rozmyślała o starszych ludziach, którzy spędzają święta bez rodziny. Wpadła na pewien pomysł. Nazajutrz wybrała się z synkiem na spacer godzinę wcześniej, mając nadzieję, że dopisze im szczęście i nie spotkają starszego pana. Zatrzymała się przed budynkiem, dyskretnie rozejrzała i weszła do środka. - Dzień dobry – przywitała się. – Chciałabym rozmawiać z dyrektorem. Okazało się, że jest to bardzo miła pani. Zapytana o mężczyznę nie bardzo chciała rozmawiać, ale gdy poznała plan młodej kobiety, zmieniła zdanie. Przyznała, że pan Leon ( rozpoznała go po opisie) zawsze w czasie świąt jest rozgoryczony, bo jak większość mieszkańców żyje tu samotnie, bez kontaktów w rodziną. Syn pana Leona z żoną i dzieckiem kilka lat temu wyjechał do Ameryki. Prosił ojca żeby jechał z nimi, ale ten o niczym nie chciał słyszeć. Nie mógł na stare lata wynieść się z ojczyzny. Kiedy syn wyjechał, pan Leon przeniósł się do innego miasta nie zostawiając adresu. Zamieszkał tutaj i jest z nimi do dziś. Gdy pani dyrektor skończyła opowiadać, wysłuchała młodą kobietę do końca. Mama Mikołaja przy pomocy synka i męża, chciała sprawić aby święta tych starszych ludzi były weselsze. Sama miała starszych rodziców i nie wyobrażała sobie świąt bez nich. W wigilię Bożego Narodzenia mieszkańcy „Domu spokojnej starości” zasiedli przy skromnie zastawionym stole. Łamanie opłatkiem zaczynało się dużo wcześniej niż gdzie indziej. Pani dyrektor zawsze starała się żeby wigilia miała choć trochę domową, rodzinną atmosferę. Niestety sama niewiele była w stanie zrobić. Większość mieszkańców najchętniej zaszyłaby się w swoich pokojach. Starsi ludzie uważali, że nie mają się z czego cieszyć, lecz starali się przynajmniej wyglądać na zainteresowanych, żeby zrobić pani dyrektor przyjemność. Usłyszawszy dzwonek u drzwi poruszali się niespokojnie. Może to jakiś niespodziewany gość. Nawet pan Leon, który siedział ze zwieszoną głową, spojrzał na drzwi. - To przesyłka – powiedziała pani dyrektor. Tylko przesyłka. Starsi ludzie pokiwali głowami. Czasem jakiś piekarz czy cukiernik , gdy nie mógł sprzedać całego towaru, przesyłał im jakieś ostatki. Był to podarunek bardziej z rozsądku niż z serca i oni o tym wiedzieli. - Tutaj, tutaj – komenderowała pani dyrektor. Dwóch młodych ludzi weszło z choinką i postawiło ją w pustym kącie salonu. Była piękna i sięgała niemal sufitu. - Ale my już mamy choinkę – zaprotestowała pani Eleonora. - Mówisz o tym krzaczku stojącym na komodzie ? - zapytała pani Maria zachwycona nowym drzewkiem. - A co na niej powiesimy ? – zapytała pani Eleonora. - Coś wymyślimy – odpowiedziała pani Maria podchodząc bliżej. Inni też wstali od stołu i zebrali się przy choince, tylko pan Leon dalej siedział naburmuszony przy stole. Choć musiał przyznać, że drzewko było piękne. Wtem ktoś zadzwonił do drzwi. Czyżby znów jakaś przesyłka … - Dzień dobry! – powiedział jakiś chłopiec, kiedy pani dyrektor otworzyła drzwi. – Czy dotarła do was choinka ? - O tak , dotarła! Dziękujemy bardzo. Nie mamy tylko jej czym przystroić … - Ale my mamy! – zawołał uradowany chłopiec. Pan Leon podniósł głowę, gdyż poznał, że to chłopiec, którego ostatnio spotykał. Skąd on się tu wziął ? - Zapraszamy do środka ! – zachęciła pani dyrektor. Starsi ludzie patrzyli z zaciekawieniem. - Moi drodzy, przedstawiam wam naszych gości: to państwo Nowakowie z synem Mikołajem. - Dzień dobry ! – nieśmiało odpowiedzieli mieszkańcy. Nie mogli uwierzyć, że przyszli do nich goście. Rodzice Mikołaja najpierw wnieśli do środka pudła, a potem zaczęli witać się z wszystkimi. Chłopiec długo nie mógł ustać w miejsce, dlatego zagadnął stojącą najbliżej drzewka panią Marię. - Czy pomoże mi pani wieszać ozdoby? - Oczywiście! - Te robiłem razem z mamą ...– Mikołaj dumnie pokazywał wyciągane rzeczy – ale łańcuch zrobiłem zupełnie sam. - Piękny! – odpowiedziała starsza pani odwracając się do innej mieszkanki. – Eleonoro chodź zobacz! Po chwili kilka pań ubierało choinkę zachwycając się bombkami i ręcznie robionymi ozdobami, a pan Nowak rozplątywał bardzo długi sznur lampek. „Skoro dyrektorka ich przedstawiła to musi ich znać – rozmyślał Pan Leon – Michał był w tym samym wieku co ten mały, gdy go ostatni raz widziałem …” Starszy pan jeszcze bardziej posmutniał, ale nie na długo. - Mówiłem, że święta są fajne ! – zawołał wesoło Mikołaj, który nagle stanął obok. - Mówiłeś … - Jak to ? Nie cieszy się pan? – zapytał chłopiec widząc, że starszy pan jest wciąż poważny - Niech pan zobaczy choinka jest już ubrana. Pan Leon spojrzał od niechcenia i w tym momencie wszystkie lampki zabłysły. W salonie zrobiło się jasno. - Jak pięknie ! – zachwycali się mieszkańcy. - Chodźmy do nich – powiedział Mikołaj ciągnąc mężczyznę za rękę. On jednak nie chciał przyłączyć się do tamtej grupy. Pani dyrektor widząc, że starszy pan się waha, podeszła. - Panie Leonie – powiedziała - niech pan nie daje się prosić. Mężczyzna naburmuszył się trochę, bo nie lubił, gdy ktoś narzucał mu swoją wolę, jednak wstał od stołu. Kiedy podchodzili bliżej, chłopiec pochwalił się zrobionym łańcuchem. Pan Leon stanął przed choinką i powiedział: - Bardzo ładny. Mój wnuczek też taki robił … Nie chciał wspominać Michała, ale jakoś tak samo wyszło. - A gdzie on teraz jest? - Bardzo daleko. Wyjechał dawno temu z rodzicami … - I nie odwiedza pana? – zapytał Mikołaj nieświadomy, że może sprawić starszemu panu przykrość. - Nie odwiedza – odpowiedział smutno pan Leon. Chłopiec podskoczył. - Jeżeli pan chce to ja mogę być pan wnuczkiem, takim przyszywanym. Mama na pewno się zgodzi. Wziął starszego pan za rękę i roześmiał się. Tym razem pan Leon odwzajemnił uścisk. W miedzy czasie na stole pojawiło się więcej jedzenia. Pani Nowak przyniosła karpie w galarecie, makówki, pierogi z kapustą oraz sos grzybowy. Wszystko własnej roboty. Pod choinką stały jeszcze dwa pudła, które miały być otwarte dopiero po posiłku. Po przyniesieniu dodatkowych talerzy i krzeseł, wszyscy zasiedli przy stole i podzielili się opłatkiem, później zaczęto smakować potrawy. Wszystko było przepyszne. Pod koniec kolacji Mikołaj zaczął się niecierpliwić, więc mama przysunęła największe pudło aby synek mógł już rozdawać wszystkim mieszkańcom słodkości, które przygotowali. Paczuszki nie były duże, ale wyglądały bardzo pięknie. Smakołyki domowej roboty : pierniki, babeczki z bakaliami oraz paluszki czekoladowe z mielonymi orzechami, zapakowane były z ozdobny celofan i zawiązane pozłacaną wstążką. Do każdej paczuszki dołączona była karteczka z narysowaną prze Mikołaja choinką. Mieszkańcy kiwali głowami ze łzami w oczach, ten podarunek był prosto z serca. - Bardzo dziękujemy – powiedziała pani dyrektor, nawet ona się wzruszyła. - Dziękujemy !- dodali inni. Nagle pan Witold, który nie mógł się już opanować, zapytał: - Czy możemy już jeść? Mieszkańcy roześmiali się i zaczęli otwierać paczuszki. Podczas, gdy inni jedli pan Nowak sięgnął do drugiego pudła, skąd zaczął wyjmować przedmioty, które były pamiątkami rodzinnymi. Był to m.in. album z przedwojennymi pocztówkami polskich miast, ręcznie robione szachy, bardzo stare karty do gry, a także zbiór książek historycznych. - To pamiątki po moim dziadku – powiedział na głos – myślę , że to zaszczytne miejsce dla nich. - Dziękuję jeszcze raz – powiedziała pani dyrektor – nawet nie wiecie jacy jesteśmy wam wdzięczni. Wszyscy zaczęli klaskać, wtedy odezwał się Mikołaj: - Ja też coś przyniosłem ! - Co takiego ? – zapytała pani Maria. - Moje instrumenty muzyczne. Kiedy wyciągnął flet, talerze, organki i trójkąt, pan Witold klasnął w dłonie. - Zagrajmy jakąś kolędę! – powiedział biorąc organki. Inni poszli za jego przykładem i zaczęli grać. Reszta mieszkańców zaczęła śpiewać i powstał przepiękny koncert. Kiedy zrobili sobie przerwę żeby się czegoś napić, pan Leon wstał i powiedział: - Nie mam wątpliwości, że takie piękne święta mamy dzięki spotkaniu tego chłopca i jego rodziny. Muszę się jednak do czegoś przyznać. Przez całe moje życie nie wierzyłem w świętego Mikołaja – podszedł do chłopca i przytulił go – ale jak tu nie wierzyć, skoro to jest nasz Mikołaj…

Dodaj swoją odpowiedź