25.09.1867r. Dzisiaj pojechałam wraz z Marylą do domu pani Spencer w Białych Piaskach. Kobieta wyraziła zdziwienie, że doszło do pomyłki. Na szczęście czy nieszczęście przypomniało jej się, że pani Blewett potrzebuje dziecka do zajmowania sie jej maleństwem. Okazało się, ze owa postawna kobieta właśnie szła w stronę domku pani Spencer. Kiedy weszła i została jej objaśniona istota problemu, spojrzała się na mnie. Przyszedł mnie dreszcz. Kobieta miała surową twarz i ostry, piskliwy głos. Zapytała mnie o imię, nazwisko i wiek. Odpowiedziałam jej sztywno. W oczach zapiekły mnie łzy. Spojrzałam na Marylę. Przez chwilę widziałam w jej oczach współczucie, jednak po chwili odwróciła głowę. I w tej właśnie chwili Maryla powiedziała, że nie jest jeszcze pewne czy oddadzą mnie do pani Blewett. W sercu zatliła się iskierka nadziei. Kiedy wyszłyśmy z tego padołu nieszczęścia zapytałam Marylę szeptem bojąc się, że usłyszą mnie panie Spencer i Blewett, czy zostanę na Zielonym Wzgórzu. Ta odparłą, że istnieje taka możliwośc. Iskierka w sercu zamieniła się w istne ognisko. Obawiam się, że może to być kolejny nagrobek na cmentarzysku moich życiowych nadziei. Ta niewiedza doprowadza mnie do istnego szaleństwa, dzienniczku. Do zobaczenia jutro, Twoja Ania. 1.10.1867 r. Dzisiaj po raz pierwszy poszłam do Szkółki Niedzielnej. Moja sukienka była prosta i w ogóle nie ozdobiona. Musisz wiedzieć, dzienniczku, że zawiodła mnie ona. Również kapelusz nie spełniał moich wymogów wzgędem wielkości i ozdobności. Kiedy wyruszyłam przeszłam obok usianej złocistymi kwiatami i dziką różą łąki. Z owych kwiatów zrobiłam bukiet. Przypiąwszy go do sukienki ruszyłam w dalszą drogę. Okazało się, że wszystkie dziewczynki maja sukienki z bufkami. Oczywiście, prócz mnie, dzienniczku. Po mszy, w Szkółce Niedzielnej kobieta prowadząca zajęcia zadawała mnóstwo trudnych pytań. Dzięki staraniom Maryli byłam doskonale przygotowana. Starałam się, aby moje wypowiedzi były długie, kwieciste i rozwinięte. Jednak kobieta co chwila przerywała mi, chociaż jeszcze nie skończyłam odpowidzi. Musisz też wyrazić empatię i zrozumieć, że właśnie mnie pytała najczęściej, dzienniczku. Mimo wszystko wróciłam do domu i opowiedziałam mojej opiekunce o wrażeniach. Z nieznanych mi powodów wyraziła oburzenie małym bukietem tych żółtych kwiatów. Cieszę się, że nadal chcesz mnię wysłuchiwać. Pozdrawiam, Ania.
dwa dni z życia Ani shirley w formie pamiętnika
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź