Ostatnio mieliśmy przezabawaną historię. Sytuacja miała miejsce w szkole. Żadna pani, która wtedy nas uczyła nie miała świętych nerwów. Na pierwszej lekcji sławni bliźniacy z 1a, którzy są podobni do siebie jak dzień do nocy przyszli, aby przekazać hiobową wieść o tym, że dziś odbędzie się wizytacja: - Psze państwa i psze pani - zaczął Jakub, a Wojtek szturchnął go w ramię tak, że ten zaraz się poprawił - Raczej psze pani i psze państwa. Przyszliśmy w nietypowej sprawie, nie – w typowej sprawie, aby… - No mów szybciej, Kubusiu – pospieszyła go nasza opiekunka. -Aby zapowiedzieć wizytacje pani dyrektor i pani pedagog Grażyny na waszej szóstej lekcji – skończył Wojtek. Jednak nikt nie wziął sobie do serca informacji od chłopców. Czas płynął dalej. Zadzwonił dzwonek ogłaszający przerwę i uczniowie rozbiegli się na cztery strony świata. Kolejna godzina nauki przebiegła bez zarzutu. W sali było cicho jak makiem zasiał. Ale wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Na języku polskim po przeczytaniu fragmentu ,,Przygód Hucka,, Damian oznajmił, że on też ucieknie z domu. Klasa zgodnym chórem przyznała mu rację i reszta lekcji zbiegła na spisywaniu listy uciekinierów: - Ale nie tak prędko! – krzyknął – Wymyśliłem warunki, według których będziemy żyć: Po pierwsze na tratwie macie nie podpierać ścian, po drugie nie jeść za dwoje, bo pożywienia może braknąć, po trzecie poszukiwać przygód, po czwarte - wymienił jednym tchem – a zresztą nie ma po czwarte! – dokończył po namyśle. Po usłyszeniu tych kryterii chłopiec mógł policzyć uczestników wyprawy na palcach jednej ręki. Nauczycielka była u kresu cierpliwości, gdy kończyła wykład. Na czwartej lekcji Basia, którą uważamy za chodzącą encyklopedię przedstawiała referat o życiu afrykańskich słoni. Siedzieliśmy jak na tureckim kazaniu, bo był on śmiertelnie nudny. - Słonie to jedyna żyjąca rodzina trąbowców. Słonie afrykańskie osiągają wysokość do 4 m, ich masa wynosi do 7,5 tony.- Ciągnęła opowieść dziewczyna. Basia jest oczkiem w głowie pani Magiery, więc dostała ocenę celującą. Na piątej godzinie byliśmy wyjątkowo grzeczni. Nawet nauczycielka fizyki, która miała lekcje w sąsiedniej sali przyszła sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Rozmawialiśmy szeptem. Największą uwagę przyciągał Darek, bo był pomysłodawcą naszego planu. Konsultowaliśmy z nim każdą myśl związaną z naszym konceptem. -To wasze zachowanie wydaje mi się co najmniej dziwne.- Stwierdziła nauczycielka - A! Już wiem. Nie ma się czego bać. Nikt nie będzie was przypierał do ściany. I zaczęła prawić kazania na temat zachowania się w ciągu wizytacji. - Mam nadzieję, że pokażecie, na co was stać! Resztę znamy z opowieści kolegów. Pani i nasi goście zmierzali w kierunku klasy. Nauczycielka chwaliła się, że doprowadziła nas do porządku: - Panie słuchają. Czy coś słyszycie?- zapytała. - Rzeczywiście. Cisza, aż w uszach dzwoni.- przyznała Pani Grażyna. Były w siódmym niebie, do czasu, gdy przekroczyły próg pomieszczenia, w którym miała się odbyć wizytacja. - Co to ma znaczyć?- zapytała pani pedagog. Zamarły ze zdumienia, bo … nas nie było. - Oni przecież tu przed chwilą siedzieli. Tak. Pamiętam. Tu Klaudia, Karolina, Bartek. Tam Łukasz, Iwona, Patryk i Kamil.- tłumaczyła pani. - Może chce nam pani wmówić, że rozpłynęli się w powietrzu albo, że zapadli się pod ziemię.- rzekła zdenerwowana dyrektorka. - O nie, droga pani! Albo ich pani znajdzie, albo- zastanowiła się przez chwilę pedagog Grażyna- nieważne. I tak pani nic nie mogę zrobić.- I szepnęła do pani dyrektor- To nie jej wina. Poszukajmy ich. Ale poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. My siedzieliśmy w domach i chichotaliśmy z tego, jak udało nam się nabić w butelkę wszystkie trzy kobiety. Nikt nie spodziewał się, że wywiniemy taki numer.
Napisz opowiadanie na dowolny temat z jak największą ilością związków frazeologicznych (2-3 strony)
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź