Pewnego dnia obudziłam sie rano ( jak to zwykle robię) spojrzałam przez okno i nie mogłam uwierzyć. Na dworze leżało ponad metr śniegu. A już od dawna nie padało.Czym prędzej zjadłam śniadanie, ubrałam sięw ciepłe ciuchy i pobiegłam na górkę. Było tam już mnóstwo moich znajomych. Jeździliśmy na nartach i sankach. Było SUPER. Już dawno tak dobrze się nie bawiłam.
Zima na wsi Był to mrożny, ale słoneczny dzień zimowy.Bielutki śnieg pokrył puszystą kołderką pola,ogrody,wiejskie podwórka i chaty.Panowała głęboka cisza.Nagle rozległ się cichy dzwięk dzwoneczków.Drewniane sanie,zaprzężone w dwa gniade koniki,pojawiły się na drodze.Jechały wolno.Po obu stronach drogi leżały wysoki zaspy.Na saniach siedział pan leśniczy w kożuchu i piełej czapce.Jechał do lasu.Wiózł na saniach siano i sól dla głodnych sarenek,zajaczków oraz innych leśnych zwierzątek.Sanie zatrzymały się na leśnej polanie.Stały tu specjalne rusztowania,na które leśniczy nałożył widłami pachnace latem siano.Zawiesił też na pobliskiej jodle skórki słoniny dla sikorek.Zostawił przysmaki i wrócił samniami do wioski.Po droodze zobaczył wspaniałego bałwanka z miotłą i w straym garnku na białej głowie.Ulepiły go dzieci sołtysa.Przed małym budynkiem szkoły usłyszał wesoły gwar.To uczniowie robili z palików i desek karmnik na ziarno dla ptaszków.Czarny, kudłaty piesek biegał dookoła nich i szczekał wesoło.Pani nauczycielka dawała dzieciom wskazówki,żeby porządnie wykonały karmniki.Po powrocie do leśniczówki pan leśniczy zaprowadził konie do stajni.Wziął siekiekę i zaczął rąbać na drobne szczapy ogromny pniak drewna.Leśniczyna będzie miała czym rozpalić w piecu. PROSZĘ !