Wpatrując się w Chrystusa, który modląc się za Kościół modlił się przede wszystkim o jedność chrześcijan, Kościół podejmuje różnego rodzaju wysiłki w kierunku zjednoczenia tych, którzy wierzą w tego samego Chrystusa. Żyjemy w epoce ekumenizmu. Od czasu Soboru Watykańskiego II głównym drogowskazem w naszych spotkaniach z chrześcijanami, którzy nie należą do Kościoła katolickiego, są soborowe słowa: „Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu” . Doświadczamy od dziesięcioleci dobroczynnego wpływu ekumenizmu na pogłębienie naszej wiary, na zrozumienie Pisma św., nowe sposoby modlitwy, odkrywanie roli Ducha Św. w życiu chrześcijanina. Jak każde pozytywne zjawisko, tak i ekumenizm ma jednak swój margines. Dlatego prawdziwy i jak najbardziej pożyteczny i budzący nadzieję na przyszłość ruch ekumeniczny, ma też swoją szarą strefę – w cieniu braci innych wyznań, którzy szukają szczerze tego, w czym Jezus Chrystus nas łączy, pojawiają się tacy, którzy pragną wykorzystać ekumeniczną atmosferę otwarcia dla zgoła innych celów. Ludzie ci powołują się na ekumenizm po to, aby otworzono im możliwość przemawiania do katolików lub publikowania dla wiernych katolickich. „Skoro żyjemy w czasach ekumenizmu, dlaczego nie mielibyście nas słuchać? przecież wszyscy chrześcijanie są równie dobrzy.” Gdy jednak taką możliwość zdobędą, zmieniają postawę. „Wprawdzie wszyscy chrześcijanie są dobrzy, ale katolicy właściwie chrześcijanami w ogóle nie są. Żyją w zabobonie i przesądzie, a najlepiej by zrobili, gdyby Kościół katolicki opuścili.” Koronnym argumentem używanym przez nich jest przeciwstawianie nauk Kościoła katolickiego – nauczaniu Biblii. „Kościół katolicki naucza..., a przecież Biblia mówi, że...”. Zarzuty podnoszone przeciw katolikom są zwykle odnowieniem polemik z czasów XVI-wiecznej Reformacji. Tyle tylko, że o ile wtedy miały one autentyczny poziom teologiczny i często cechowały się prawdziwą gorliwością o odkrycie ducha biblijnego, o tyle dziś powszechna znajomość Biblii wśród tego typu krytyków Kościoła katolickiego pokrywana bywa arogancją – a tam gdzie brak argumentów prawdziwych, ostatecznym argumentem staje się „posiadanie ducha” – przecież „człowiek duchowy rozsądza wszystko, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony” (1 Kor 2, 15). W Biblii znajdujemy jednak jeszcze inne stwierdzenie: „Prosimy was bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę... niech nikt was w żaden sposób nie zwodzi” (2 Tes 2, 1-3). Dlaczego więc rozłam? „Tradycyjny Kościół, do którego należysz, nazywa się duchowo Sodoma i Egipt! Wyjdźcie z Babilonu i nie miejcie udziału w jego uczynkach!”. Spotykamy niekiedy specyficzny typ gorliwych głosicieli nowych idei religijnych, którzy nawołując do odkrycia na nowo Jezusa, zachęcają równocześnie do występowania z Kościoła katolickiego i do zakładania sobie nowych, przez siebie samych utworzonych wspólnot religijnych. Niekiedy lubią oni myśleć i mówić o sobie: „biblijni chrześcijanie”, lubią przeciwstawiać się „tradycyjnym chrześcijanom” i – jak twierdzą – „odkładają na bok ludzkie opinie i lata tradycji”, aby „jasno zobaczyć, co Bóg mówi przez swoje Słowo”. Warto zauważyć, że nowe rozłamowe grupy w przeważającej części wcale nie są zasilane przez nawróconych bezbożników, „nierządnice i celników”, którzy wcześniej żyli bez Chrystusa. Ich przedstawiciele to w dużej części byli aktywni członkowie grup katolickich. Inicjatorzy rozłamów twierdzą, że podział jest czymś dobrym, gdyż po prostu ludzie w ten sposób „poszli naprzód z Bogiem” i dlatego nie mogli wytrzymać atmosfery panującej w Kościele swojego dzieciństwa i swojej młodości, kontestują też czasami w ten sposób tradycyjny katolicyzm swoich rodziców. Zwolennicy rozłamu porównują czasami problem rozbicia w Kościele do rozwodu. „Bóg nienawidzi rozwodów. Jest to jednak ostateczny środek, kiedy wszystkie próby pojednania zawiodły. Czasami dla dobra własnego duchowego życia lepiej jest odejść...” – jednym słowem dla swojego dobra lepiej jest uczynić coś czego Bóg nienawidzi. Jak na chrześcijan wniosek taki jest zadziwiający – grzechu nie popełnia się dlatego, że się musi lub, że jest to nawet dobre i pożyteczne. „Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki” (Ga 5, 19-21). Rozłam jest więc grzechem – grzechem umieszczonym w „doborowym towarzystwie” takich uczynków jak pijaństwo, czary lub nierząd – dlatego nawoływanie do niego „dla dobra własnego duchowego życia” wydaje się cokolwiek dziwne... Rozłam jest grzechem prowadzącym do zguby – oddala a nie przybliża do zbawienia: „Będą fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzą wśród was zgubne herezje [dosł. „rozłamy”]” (2 P 2, 1). Rozłam ukazuje także jawnie, kto grzechowi ulega – „Zresztą muszą być wśród was rozdarcia, żeby się okazało, którzy są wypróbowani” (1 Kor 11, 19). Wypróbowani to ci, którzy nie ulegli rozłamowi. Inni to niewypróbowani – „Oni to powodują podziały, są cieleśni, Ducha nie mają” (Jud 19). Rozłam więc jest grzechem pychy i zarozumiałości, wynikającym z tego, że ktoś wierzy tylko w siebie i tylko swojemu sposobowi rozumienia Pisma św. Rozłam jest grzechem egoizmu. To przecież podobno dla „własnego duchowego dobra” należy odejść od Kościoła, aby nikt nie krępował mojego „wzrastania w Duchu” i „pójścia bezkompromisowo za Bogiem”. Oprócz mojego dobra jest jednak dobro większe: dobro Ciała Chrystusa, którego jestem członkiem. Do jedności jesteśmy wezwani nie z powodów czysto ludzkich, ale Bożych: „upominam was bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni, i by nie było wśród was rozłamów” (1 Kor 1, 10). Chrystus poprzez Kościół cały czas zanosi modły do Ojca: „Proszę za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty Ojcze we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał” (J 17, 20-21). Apostolski Kościół miewał już u swoich początków ludzi, których wiara wystygła („odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości” – Ap 2, 4), ludzi, którzy byli tylko nominalnie chrześcijanami („masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły – Ap 3, 1), a nawet takich, których postawa budziła obrzydzenie u Boga („obyś był zimny albo gorący! a tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” – Ap 3, 15-16) – Bóg nazywa ich jednak swoimi „Kościołami” (Ap 3, 22) i kieruje do nich wezwanie: „nawróć się” (Ap 3, 19). Bardzo często gwarantem prawdziwości prawdy, którą grupa posiada, a co za tym idzie, prawdziwości grupy, jest posiadanie darów – charyzmatów, dzięki którym dokonują się cuda. Nie należy jednak utożsamiać charyzmatu ze świętością osobistą, albo nawet z nieomylnością. Nie wszystkie nadzwyczajne zjawiska, które ten czy ów przypisuje Duchowi Św., rzeczywiście pochodzą od Niego. Na ogólnopolskim spotkaniu animatorów Odnowy w Duchu Świętym w Gorzowie (24-25 lipca 1996) o. Tardif przypomniał, że mogą być trzy źródła różnych nadzwyczajnych zjawisk, jakie zdarzają się w grupach modlitewnych: władze naturalne człowieka (duch ludzki), Duch Święty, duch zły. Trzeba umieć rozróżniać te źródła. Najprostszy sposób rozróżnienia to refleksja nad owocami, jakie wydają. Złe owoce, świadczą, że dana rzecz nie pochodzi od Boga. Nie pochodzi też od Boga to, co sprzeciwia się nauce Kościoła. Dlatego św. Jan Apostoł ostrzega: „Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie...” (1 J 4, 1). Zerwanie łączności z Kościołem katolickim może być miarą, że chryzmaty nie pochodzą od Ducha Św. „Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli” (2 Tm 4, 3). Może się zdarzyć, że człowiek lub cała grupa zaczyna w pewnym momencie coś źle rozumieć, zaczyna czerpać ze źródła, którym nie jest Duch Święty. Podobnie było z postacią ze Starego Testamentu – Saulem. Opanował go duch Boży i prorokował z gromadą proroków (1 Sm 10, 9-10), to go jednak nie uchroniło przed upadkiem w późniejszym okresie. W takiej grupie może nastąpić odejście od poszukiwania Boga i Jego woli w kierunku realizowania własnych planów przy pomocy Boga. Ktoś w grupie może pójść za duchem dominacji – widząc siebie wybranym ulega pysze upadłego anioła. Charyzmaty mogą być niebezpieczne dla człowieka, który nie stał się jeszcze „jak dziecko” – pokorny i posłuszny Bogu. Można wtedy zaufać bardziej swojemu rozumowi niż autorytetowi Kościoła, który z woli Chrystusa jest jedynym autentycznym interpretatorem Słowa Bożego. Kiedy dajemy posłuch swojemu „ja”, kiedy ono wraca do centrum naszej duszy, Duch Święty usuwa się (Duchem Świętym nie można manipulować) i wówczas już otwarcie zaczyna działać duch inny. „Nie każdy, który mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7, 21). Samo to, że ktoś woła „Panie, Panie!”, i cytuje Pismo św., nie jest dowodem, że jego opinie są zgodne z prawdą Bożą, i że działa przez niego Bóg. „Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą znaki i cuda, żeby wprowadzić w błąd jeśli to możliwe, wybranych. Wy przeto uważajcie! Wszystko wam przepowiedziałem” (Mk 13, 22-23). „Wielu powie mi w owym dniu: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!”” (Mt 7, 22-23). Rozbijanie jedności Kościoła pod jakimkolwiek pozorem jest przeciwne woli Boga. o. Grzegorz Kluz OP Nadziwić się nie mogę, że, od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą (od nas) otrzymaliście – niech będzie przeklęty! [Ga 1, 6-9] Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracać od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. [2 Tm 4, 3-4] Ty jesteś Piotr czyli skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. [Mt 16, 18] To niech będzie wiadomo wam wszystkim i całemu ludowi Izraela, że w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka – którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych – że przez niego ten człowiek stanął przed wami zdrowy... I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym mogliby być zbawieni. [Dz 4, 10.12] Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas; bo gdyby byli naszego ducha, pozostaliby z nami; a stało się to po to, aby wyszło na jaw, że nie wszyscy są naszego ducha. [1 J 2, 19] Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. [Mt 28, 18-20] To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia. Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili od Boga święci ludzie. [2 P 1, 20-21] MAM NADZIEJE ze pomogłem:}
W jaki sposób korzystasz z daru zbawienia, przyniesionego tobie i wszystkim ludziom przez Jezusa Chrystusa?
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź