Dzień na bezludnej wyspie wyobrażam sobie tak :). Rano wstałam padał deszcz . Byłam bardzo głodna więc postanowiłam sobie znaleźć coś do jedzenia.Długo szukam jedzenia az wkońcu udało mi sie upolować jakieś dzikie zwierzęcie. Potem poczułam straszne pragnienie więc poszukałam najbliższej rzeki aby się napić. Następnie wybrałam się na spacer .Myślałam że może spotkam jakiegoś człowieka . jednak się pomyliłam . Na bezludnej wyspie nie było faktycznie nikogo :)
Blask gorącego słońca obudził mnie swymi promieniami. Niebo było bezchmurne i błękitne. W tle dżungli było jedynie słychać dzikie piski pawianów, orangótanów. Krzyki papug i grzechoty węży. Więc ogólnie rzecz biorąc, dzień zaczął się jak każdy inny!I to już osiemdziesiąty z kolei. Gdy trafiłem tu za pierwszym razem, kompletnie nie umiałem sobie poradzić, natomiast teraz nabrałem wprawy w codziennym samotnym życiu. No cóż pozostawiony sobie sam na sam, w niewielką bezludną wyspą, wiele nie mogę zdziałać. Ale czekam co dnia z wiarą i nadzieję, że wreszcie ktoś przyjdzie i mnie stąd zabierze. Co ranek gdy tylko zdołam uchylić powieki, wbiegam do wody - przy brzegu, tak aby orzeźwić ciało i umysł. Następnie biorę kij wyglądający może nieco jak harpun, który sam sobie wystrugałem i idę wędkować. Nie zawsze zdarza się, że złowię jakąś grubą rybę, czasmi musze pozywić się po prostu małżami, a nawet wodorostami. Wracam do mojej norki między palmami i w pobliżu mojej osady rozpalam ognisko, by przygrillować troszkę moje śniadanko! Wiadomo, że za wiele atrakcji tam nie znajdę, więc po posiłku kładę się na brzegu plaży do góry brzuchem i wpatruję się bezsensowanie w niego. Ale lubie to, pewnie dlatego, że niebieski to mój ulubiony kolor. Czasami bywa, że się nawet zdrzemne. I tak czas mija do pory obiadu, a można nawet powiedzieć podwieczorka, wtedy to biorę i czytam gazetę, którą z resztą już znam na pamięć, gdyż czytam ją codziennie. W sumie tylko ona mi ocalała ze wszystkich moich rzeczy. Było też radyjko, ale niestety wpadło mi do oceanu. Pod wieczór wchodzę w dżunglę by tam poszukać świeżych liści, łodyg czy kory, bym mógł co dnia zasypiać na świeżym posłaniu. A przy okazji, mam okazję wtedy poobserwować zwierzęta. I choć nie są groźne, jednak nie miałem z nimi jak narazie styczności i raczej nadal mieć nie chce. Zbieram suche surowce na ognisko i czasami owoce kokosa by napić się mleka oraz inne, takie jak mango czy ananasa. Nie mam niestety nawet kromki chleba. Znowu, po raz drugi w ciągu dnia rozpalam ognisko, by przyżadzić kolację. Po posiłku kłade się na piachu i obserwuje gwiazdy marząc i składając je w przeróżne postacie. Wracam do swojej chatynki i układam się do snu. Zasypiam ... i śnię o rodzinie, własnym rodzinnym domu ... lecz jak narazie to tylko sny. Tak miej więcej mija mój każdy dzień. Ale cały czas czekam na ratunek.