Gdy wybrałam się w rejs nasz statek niestety odniusł jakieś zepsucie i woda zaczęła napływac do statku... I już nic więcej nie pamiętam z tych chwil. Obudziłam się dopiero gdy morze wyrzuciło mnie na brzeg jakiejś wyspy. Nie było żadnych ludzi ani nikogo... Tylko gdzie niegdzie przelatywała jakaś papuga. Wiedziałam, ze muszę jakoś przeżyc w tym buszu. Postanowiłam naznosic drewna i rozpalic ognisko. Oglądałam kiedyś w telewizji jak się rozpala ogień. Lecz nie było tak łatwo jak mi się wydawało. Rozpalenie ognia zajęło mi godzinę. I tak po upływie 15 minut zgasło zalane wodą. Z liści zrobiłam taki jak by namiot żeby miec gdzie spac. A resztą miałam zając się na drugi dzień. na zajutrz obudziło mnie cwierkanie ptaków. Wiedziałam, ze muszę znaleśc sobie coś do zjedzenia. Wyspa była obszerna i rosły na niej różnego rodzaju drzewa, ucieszyłam się gdy zobaczyłam bananowca. Zjadłam kilka bananów i poszłam spowrotem na plaże. I tak robiłam przez cały tydzień nie mając już jakich kolwiek nadzieji, ze ktoś mnie odnajdzie. Lecz dnia 12 pobytu na tej wyspie zauważyłam statek, zbliżający się do mnie. Ucieszyłam się jak nie wiem. Kapitam poinformował mnie, ze szuka ofiar tej katastrofy i że jestem jedyna która przeżyłam. Wracając do domu wiedziałam, ze na żadną podróż rejsem wodnym nigdy się już nie wybiorę. Pisałam sama:))) Mam nadzieję, ze dobrze...
Było to 23 sierpnia 2008 roku. Siedziałam sobie wygodnie w swoim fotelu, gdy nagle... Nie mogłam tego pojąć, nie wiedziałam jak to możliwe, ale... znalazłam się na bezludnej wyspie. Byłam całkiem sama. Z pierwszych chwil pamiętam jedynie tyle, że leżałam na rozgrzanym piasku, otoczona przepięknymi widokami i krajobrazami. Było cudownie! Lśniący błękit nieba, połyskujące w świetle dziennym palmy, odgłos mew. Monstrualne fale z hukiem rozbijające się o potężne skały, współtworząc obraz wyśnionej rzeczywistości. Czułam się wyśmienicie! Po prostu chciało mi się żyć, śpiewać i tańczyć! Pełna energii, postanowiłam wyruszyć wgłąb tropikalnego lasu w poszukiwaniu pożywienia i wody. Idąc przed siebie napotykałam na swej drodze różnego rodzaju egzotyczne rośliny. Mnóstwo palm, paproci... cała czarodziejska flora malująca widok szczęścia. Natknęłam się również na wiele interesujących zwierząt. Zobaczyłam kolorowe, skrzeczące papugi, węże, drobne owady i barwne motyle ozdabiające swoją obecnością całą tą krainę. Wkrótce znalazłam pożywienie. Olbrzymie kokosy, które z trudem udało mi się strącić oraz chłodny strumień, w którym zaspokoiłam swoje pragnienie... Rozejrzałam się dookoła, by jeszcze raz, dokładnie napatrzeć się na nadzwyczajność tej wyspy. Każdy jej zakamarek budził ciekawość i chęć odkrywania nowych ziem. Po kilkunastu minutach postanowiłam wrócić na plażę, gdzie rozłożyłam się na "złocistej pustyni" podziwiając bajeczną lagunę. I wtedy... gdzieś na morzu, w oddali, ujrzałam dziwną rzecz przybliżającą się do brzegu. Wpatrując się w nią jakąś chwilę, poznałam, że był to piracki statek... Przeraziłam się nie na żarty! Przypomniały mi się te wszystkie wiadomości, czytane w gazetach, o porwaniach pirackich, napadach na statki handlowe, poszukiwaniach skarbu... Zaczęłam biec. Nie mogąc złapać tchu pędziłam przed siebie rozważając najlepszy plan ucieczki, gdy nagle... Otworzyłam oczy. Znowu byłam w swoim pokoju. Jak gdyby nigdy nic. Tajemnicza wyspa zniknęła, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Wędrówka pełna przygód, dobiegła końca.