Moje życie. Co dzień to samo, budzę się ,ubieram i idę do szkoły. I tak jest od kilku lat. Szkoła to szkoła, cały czas tylko nauka ,nic ciekawego się nie dzieje. Tym bardziej ,gdy nie ma się przyjaciół. Monotonność to takie uczucie , kiedy wiesz dokładnie co stanie się w danym dniu leżąc jeszcze w łóżku. - Kimberly!!!Wstawaj ! Dziś do szkoły!- zawołała mama. -Szkoła…. znów .Dziś czyli jak co dzień. – stwierdziłam. -Wstawaj!- krzyknęła ponownie. -Już idę! Z trudem podniosłam się za swojego mięciutkiego łóżka i poszłam do łazienki się przygotować. Umyłam zęby i opłukałam twarz po czym wróciłam do ubrać się do szkoły. Spakowałam swoją torbę i zeszłam na dół , na śniadanie. -Nareszcie wstałaś , jak będziesz tak późno się budzić to masz gwarantowane spóźnienie się do szkoły. –podsumowała mama. - Nie przesadzaj! Nie martw się zdążę bez problemu.-odparłam oburzona . -Tak? To musisz się spieszyć o masz 40 minut. - Świetnie.... nie martw się zdążę. –powiedziałam po czym zjadłam szybko moją miskę płatków i wybiegłam z domu zarzucając na siebie swoją kurtkę. Było dziś zimno. Powietrze było wilgotne i kropił deszcz. Z wielkim zażaleniem podążyłam do szkoły. Szłam i szłam aż trafiłam tu gdzie trzeba. Parking był już pełny. Usłyszałam dzwonek szkolny. Pewnie na przerwę pomyślałam. Nie wiedziałam , gdzie mam lekcje dlatego poszłam do sekretariatu to sprawdzić. -Znowu ty?- zapytała niemiłym głosem kobieta. -Tak znowu. Nie wiem ,gdzie mam lekcje.-odparłam -A może byś sobie plan lekcji zapisała ?Sala 23. -Do widzenia .-odpowiedziałam po czym szybko poszłam pod salę. Na korytarzach było już pusto. Wszyscy zaczęli lekcje . Wszyscy oprócz mnie. Weszłam do klasy i siadłam na swoim miejscu. -Dlaczego się spóźniłaś? Numer w dzienniku? –zapytał pan Booger . -Zaspałam. Mój numer to 14 .-odparłam po czym wypakowałam potrzebny podręcznik i zeszyt na swoją ławkę. Lekcja się skończyła . -Gdzie teraz mamy?- zapytałam kujona klasowego. - Sala numer 36.-odpowiedział zadowolony . - Dzięki. Sala na była na drugim końcu szkoły. Szłam powolnym krokiem nigdzie się nie spiesząc. Po drodze wpadłam na chłopaka z starszej klasy ,ale on tak się spieszył ,że nawet tego nie zauważył. Kiedy doszłam pod salę zadzwonił dzwonek. Z wielkim smutkiem weszłam do sali za panią Facil . -Proszę usiąść w ławkach. Wyciągamy karteczki.-powiadomiła nas uśmiechając się szyderczo. Co za jędza. Posłusznie zajęłam swoją ławkę i wydarłam z zeszytu czystą kartkę. Kazała nam przepisać przykłady z tablicy i je rozwiązać. Kolejna jedynka z matmy . Dlaczego ja mam takiego pecha? Dlaczego nie mogą robić często kartkówek z przedmiotu w którym jestem dobra? A no fakt nie ma takiego przedmiotu. Lekcje dobiegły końca. Wyszłam ze szkoły i zaczęłam podążać do domu kiedy usłyszałam , że ktoś za mną woła. -Podprowadzić Cię?- zapytał Christian .Zawsze z nim wracałam do domu ,ale dziś nie miałam na to ochoty. -Nie ,nie musisz. -Ale zawsze to robię.-nalegał -Nie dziś.- odparłam przyspieszając krok i zostawiając go w tyle. Szłam wąską uliczką . Po jej obu stronach rosły drzewa ,a raczej lasy. Powietrze było tu bardzo wilgotne i chłodne. Nie spieszyło mi się do domu. Przy przystanku autobusowym stała ławka. Rzuciłam na nią swój plecak po czym na niej usiadłam .Siedziałam tak z przymrużonymi powiekami i rozmyślałam o wszystkim. W pewnej chwili usłyszałam dziwny dźwięk. Zerwałam się natychmiast sprawdzić co to. Nie wiem z ,której strony lasu dochodził ,ale z pewnością nie był to śpiew ptaka. Pobiegłam szybko w las i na przestrzeni ,gdzie było już mniej drzew omal nie zemdlałam. W oddali widniały dwie postacie. Widziałam tyle. że walczyły. W końcu jedna z nich wyciągnęła nóż i poraniła swojego przeciwnika. A ja stałam przerażona nie wiedząc co zrobić. Jak się po chwili okazało wcale nie stoję tylko siedzę na podłodze, moje kolana ugięły się ze strachu .Nieznany mi chłopak zbliżał się do mnie szybkim krokiem z ostrzem w ręku zostawiając swojego martwego przeciwnika w tyle. Miałam tyle pytań. Kim jest? Co robi? Dlaczego zabił tamtego chłopaka? Ale nie mogłam nic powiedzieć .Ja tylko nie chciałam umierać. Chłopak stanął tuż przede mną i uśmiechnął się przyjaźnie. - Cześć. Co ty tu robisz? –zapytał -Hej …Ja ..tu …no bo…. krzyki słyszałam… -wyjąkałam. -Nie martw się. Nic się nie stało. To nie twoja sprawa.-powiedział pewnym siebie wyciągając do mnie dłoń . - Pomóc wstać? -Nie trzeba – odparłam podnosząc się z brudnej ziemi. - A tak w ogóle to jestem Jace.- przedstawił się - Kimberly .Kimberly Lorin . -Miło poznać. Gdzie mieszkasz - zapytał ponownie. Nic mu nie odpowiedziałam. Nie znałam go ,a miał przy obie nóż. -Boisz się mnie - spytał ,a ja pokręciłam przecząco głową. -To dlaczego się nie odzywasz? - Bo cię nie znam .- odpowiedziałam cicho. -Nie martw się nie zrobię ci krzywdy.- pocieszył mnie uśmiechając się czule. - Pospacerujemy? -Tak… pewnie ,nie spieszę się do domu. –odparłam. Tak właśnie go poznałam. Rozmawiałam z Jac’em cały dzień. Do domu wróciłam wieczorem. Oczywiście rodzice byli wścieli ,ale powiedziałam że musiałam zostać w szkole na przedstawieniu. O dziwno mi uwierzyli . Chciałam bliżej poznać nieznanego mi chłopaka. Był naprawdę interesujący i taki ciekawy. Krył wiele i był bardzo tajemniczy. To dziwne ,ale szczerze mówiąc to pchałam się w ręce mordercy .Widziałam na własne oczy jak zabija ,ale mimo to chce go zobaczyć drugi raz. Jest w nim coś przyciągającego. Spędziłam z nim cały dzień ,a nawet nie zapytałam gdzie mieszka! I jak ja go odwiedzę? Może go gdzieś spotkam. Nawet nie zdążyłam mu się przyjrzeć mimo że spędziłam z nim dzień. Byłam za bardzo zszokowana. Wróciłam do swojego domu i położyłam się na łóżku. Bolały mnie nogi i miałam trochę za dużo przeżyć jak na jeden dzień. Zasnęłam w mgnieniu oka. Obudziłam się bardzo wcześnie. Była gdzieś piąta nad ranem. Już się wyspałam ,dlatego że wcześnie się położyłam. Zastanawiałam się co teraz zrobić. Moja cała rodzina jeszcze śpi ,a ja wcale nie mam ochoty iść do szkoły. Zerwałam się po cichu z łóżka i cieplutko ubrałam po czym wywędrowałam z domu. Było jeszcze ciemno i strasznie zimno. Chodziłam ścieżkami bez celu. Po godzinie stwierdziłam , że pójdę na przystanek ,gdzie spotkałam wcześniej Jaca. No i poszłam, nikogo nie było. Usiadłam na ławce czekając na niego. Nie wiedziałam czy przyjdzie i czy go jeszcze w ogóle w życiu zobaczę. Ale wciąż miałam nadzieję. Chciałam iść do lasu ,ale było ciemno a ja mam słabą orientacje więc znając życie bym się zgubiła. Wiał silny ,nieprzyjemny wiatr. Na dworze trochę się rozjaśniło. Czekałam na niego mając nadzieję. Sądziłam , że przyjdzie. Kim on tak w zasadzie jest? Zabija i nic sobie z tego nie robi. -Co tu robisz? –usłyszałam głos za sobą. Nic nie odpowiedziałam tylko krzyknęłam. -To ty. Cieszę się ,że jesteś. Strasznie mnie wystraszyłeś.- odparłam . -Przepraszam.-odpowiedział po czym się, do mnie przysiadł. -Na kogo czekasz ? -Czekałam na Ciebie. -Dlaczego? -Bo chcę się dowiedzieć kim jesteś i dlaczego zrobiłeś krzywdę tamtemu chłopakowi. –odpowiedziałam zaciszonym głosem. -Nie chcesz tego wiedzieć. –powiedział Jace. -Chcę! -Dziewczyno pakujesz się w kłopoty. Nie przeraża Cię to ,że zabiłem tamtego?- spytał Nie.-skłamałam. -Nie chcę niszczyć Ci życia. -Jace. Wolę żyć w najgorszej ,okrutnej prawdzie niż szczęśliwie w kłamstwie . - Dobrze. Chcesz wiedzieć kim jestem? Zostań ze mną w nocy. Zobaczysz co się dzieje. -Ale… -Chcesz wiedzieć kim jestem to poczekaj aż minie dzień. -Zgoda. Co mam robić przez ten czas?- zapytałam. -Rób co chcesz. Możesz zostać ze mną.-zaproponował uśmiechając się. Odwzajemniłam jego uśmiech. Cały czas spacerowaliśmy , rozmawialiśmy o nieistotnych sprawach. Prze ten czas dokładnie mu się przyjrzałam. Jace był naprawdę ładny. Miał średniej długości blond włosy i złoto miodowe oczy. Był dość dobrze zbudowany. Miał na sobie czarną skurzaną kurtkę i pierścieni na lewej dłoni. Był ode mnie wyższy o jakieś pół głowy. Moją szczególną uwagę przykuł jego uśmiech. Jest taki ciepły i serdeczny. Jego oczy wyrażały wiele emocji. Szczęście radośc ale tez cień obawy i strachu. W pewnej chwil chwycił mnie za rękę. Było już ciemno. Dochodziła 24.00 w nocy. -Gotowa?- zapytał ,a ja tylko kiwnęłam głową. Zaprowadził mnie do lasu na polanę. Bałam się go. Nie wiedziałam co zrobi .A może on chciał mi coś zrobić? Skrzywdzić mnie? -Zamknij oczy.-doradził. Wcale tego nie zrobiłam. Chciałam wiedzieć co zrobi. Oczy miałam szeroko otwarte. Jace zdjął z siebie kurtkę i rzucił ją na ziemię. Później tak stał i stał. Nie miałam pojęcia co robi kiedy nagle upadł w cichym krzyku na ziemię. Chciałam podbiec i mu pomóc ,ale sama ze strachu siedziałam na ziemi i wpatrywałam się w to co się dzieje prze załzawione oczy. Nie mogłam dłużej an to patrzeć to było zbyt wiele jak dla mnie. Skuliłam się zamykając oczy i zakrywając sobie uszy rękami. Płakałam i to bardzo. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Krzyki ucichły, było już spokojnie. Kiedy przetarłam oczy ,bicie mojego serca strasznie wzrosło. Nieopodal kilka metrów przede mną stał nieznany mi chłopak. Ja go znałam… to był Jace ,ale wcale go nie przypominał. Stał nieruchomo i sztywnie. Jego wielkie skrzydła delikatnie i wolno się poruszały. Były białe niczym śnieg. Otulały jego ramiona z obu stron. Jego oczy nie były już cudownie złociste lecz czarne. Jednak nie do końca, w oczach Jace odbijał się księżyc. Biały księżyc ,który widniał na niebie pośród gwiazd. Z początku myślałam ,że to dlatego ,iż oczy Jaca są skierowane właśnie do księżyca ,ale jak się okazało one po prostu odzwierciedlały aktualne jego położenie . Zbliżał się do mnie powoli ,ale gdy zobaczył ,że się cofam zatrzymał się. To był on… przecież to mój przyjaciel. Nie powinnam się go bać. Prawda byłą taka ,ze nie powinno mnie tam być. Z trudem podniosłam się z ziemi na drżących nogach. Zamknęłam oczy i podeszłam szybkim krokiem nic nie widząc. Kiedy poczułam ,że jest przy mnie przytuliłam go mocno wybuchając płaczem. Prze chwilę stał nieruchomo po czym objął mnie jedną dłonią. -Ty…. ty jes …teś…. Aniołem!?-wyjąkałam przerażona. Nic minie odpowiedział. Odsunełam się od niego i zadałam drugi raz to samo pytanie ,a on tylko kiwnął głową. -Tą prawdę chciałaś znać ?-zapytał. -Ale ty tego nie rozumiesz , to niemożliwe! To sen… -Nic tu nie jest snem. Wszystko jest prawdziwe . Nie powinnaś o tym wiedzieć ,ale wiesz. Świat w ,którym żyłaś jest fikcją. Żaden człowiek tak naprawdę nie wie o istnieniu Aniołów. Świat w ,którym do tej pory żyłaś był tylko pozorami tego co tak naprawdę istnieje. -Jace. Ale czy ty tylko taki jesteś? -Nie… niestety…- odparł z cieniem smutku w głosie. -Musisz iść już do domu. Rodzice czekają. - Nie ,nie pójdę, nie wiem gdzie mieszkasz, Jace jesteśmy przyjaciółmi a ja nie wiem gdzie ty mieszkasz! Nie będę wiedziała gdzie mam iść żeby cię zobaczyć!- powiedziałam szybko spanikowana. - Będę wiedział kiedy będziesz mnie szukać. Idź już.-poprosił. Bez słowa zostawiłam go samego. Wyszłam z lasu i czekałam na drodze. Co ja powiem rodzicom? Że nie ma mnie od 1 w nocy bo włóczę się po mieście z chłopakiem-aniołem? Muszę iść do koleżanki. Nie ma mowy!!!z Szybkim biegiem wróciłam do miejsca gdzie rozstałam się z Jacem ,ale o już tam nie było. Usiadłam zrezygnowana na jednym ze ściętych pni. -Jace wróć. -Nigdzie nie poszedłem.- odparł uśmiechając się. - Miałaś wrócić do domu. - I co ja im powiem? Że spotkałam Anioła po drodze? -Latałaś kiedyś? -Co? -Latałaś kiedyś-zapytała ponownie. -Nie. -Chcesz spróbować? -Pewnie!- krzyknęłam nie wiedząc na co się zgadzam. Jace wziął mnie na ręce i uniósł się ze mną ku niebu. Na początku panicznie się bałam ,ale później już tylko śmiałam. Dryfowaliśmy tak po niebie do samego rana. Moje życie nabrało sensu, znalazłam prawdziwego przyjaciela ,którego kocham. Minęły 2 miesiące od kiedy go poznałam .Dziś ucieszyłam się na to że jest poniedziałek. Mój dzień nie było monotonny jak kiedyś. Wiedziałam że po szkole będę się z nim świetnie bawić. Nadeszła sobota. Jak zawsze spotkałam się z Jac’em. Spacerowałam z nim przez jakiś czas. W pewnym momencie powiedział do mnie coś w niezrozumiałym języku. -Co powiedziałeś?- zapytałam ,ale on nic nie mówił. Obdarzył mnie swoim uśmiechem ,który tak uwielbiałam po czym delikatnie mnie objął i pocałował. -Kimberly…. Kocham Cię. Bardzo się cieszę ,ze Cię poznałem i spędziłem z Tobą ten czas. Jesteś świetną przyjaciółką i bardzo Cię kocham czego już teraz nie ukrywam. Niestety nic nie jest jak w bajce. Z każdą chwilą jaką z Tobą spędzam narażam Cię na śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie należysz do mojego świata. Jesteś człowiekiem. Musisz żyć w swoim świecie. Zawsze będę ci wierny sercem i nigdy o Tobie nie zapomnę. -Jace ! Nie! Zostań proszę! Błagam nie odchodź! –krzyczałam wbijając paznokcie w jego plecy. -Robię to z miłości do ciebie. Co kochasz najbardziej?- zapytał -Życie.-odpowiedziałam bez namysłu. - A więc z niego korzystaj.- odparł odchodząc ode mnie. Mój Anioł odszedł nie wiedząc ,że to właśnie on jest całym moim życiem. Kocham go i tak będzie już zawsze. Odszedł z miłości, a ja wciąż mam nadzieję ,ze wróci….
Opowiadanie...Help!! Temat: Anioły! Anioły jako motyw przewodni- jako wstęp do rozważań o przyjaźni i miłości, o tym co dobre, o tym co trudne. Powinny zawierać pozytywne wartości, nieść przesłani, naukę , morał, nadzieję.Dzięki z góry...
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź