Dzień 21.03.2009r. Tego dnia w szkole było mi ciężko z powodu dużej ilości lekcji oraz sprawdzianów na których je miałem. Musiałem się do nich dużo uczyć i poświęcać większość czasu na przesiadywanie przy książkach. Nie jestem kujonem więc niechętnie to robiłem, ale wiedziałem, że ten jedyny raz muszę się pouczyć, ponieważ byłem zagrożony z tego przedmiotu(wpisać jaki to przedmiot). Wiedziałem również, że moja klasa się dobrze do niego przygotuje, więc nie chciałem wyjść na nieuka i wziąć się w garść. Ten dzień dobrze utkwił w mojej pamięci, ponieważ jak się okazało dostałem pozytywną ocenę i miałem szansę wyjść z ciężkiej sytuacji w jakiej byłem dzięki temu, że tej jeden jedyny raz chciałem się nauczyć i wierzyłem w to, że potrafię się nauczyć, bo koledzy mi powtarzają ,,Nauka to do potęgi klucz'.
Geografia, biologia, historia, fizyka, angielski... Dzień zapowiadał się naprawdę ciężko, żeby nie powiedzieć "źle". Tuż przed dzwonkiem miałam kompletną pustkę w głowie i wciąż nurtujące pytanie: zgłosić nieprzygotowanie? Niepewność ze mną nie wygrała-postanowiłam tylko modlić się, aby w dzienniku nie zagościła dziś żadna jedynka, a nieprzygotowanie zatrzymałam na później. Kiedyś napewno będzie bardziej potrzebne niż dziś, a to przecież dopiero początek nowego semestru. Pierwsza lekcja minęła szybko i , co najważniejsze, bez jedynki. Zbliżała się kolejna lekcja, na którą nic się nie nauczyłam. Znów zawitał stres i niepokój. Byłam pewna, że pójdę do odpowiedzi, widziałam to w oczach nauczycielki. Postanowiłam jakoś się wymigac i gdy spojrzała na mnie swoim przeszywającym spojrzeniem udałam, że jestem smutna i bardzo boli mnie głowa. Być może wyczuła, że nie umiem, a może udało mi się ją wkręcić.. Przede mną były kolejne trzy lekcje męki. Było już 10 minut po dzwonku, a po nauczycielu od historii ani śladu. Nagle słyszę:"Nie dojechał, zasypało drogę. Idziemy na świetlicę!." Kolejny fart w tym dniu.. Poszliśmy więc na świetlicę. Wszyscy zaczęli grać w piłkarzyki, w karty i różne inne gry planszowe, a ja jedna wyciągnęłam podręcznik do chemii i zaczęłam się uczyć. Miałam dość niepewności i stresu na kolejnych lekcjach. I chyba to uratowało mi życie. Była kartkówka-wszystko napisałam! Wszyscy śmiali się ze mnie na świetlicy, że się uczę-teraz ja mogę śmiać się z nich.. Teraz już nawet angielski nie mógł popsuć mi humoru. Nauczycielka i tak nie miała zamiaru pytać, oddała tylko kartkówki z poprzedniego tygodnia. Dostałam 5! I oto kolejna dobra wiadomość tego dnia...