Byłabym wdzięczna za napisanie: ,, Jak potoczyły się dalsze losy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego po abdykacji. Praca na ok. 1 str w zeszycie.

Byłabym wdzięczna za napisanie: ,, Jak potoczyły się dalsze losy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego po abdykacji. Praca na ok. 1 str w zeszycie.
Odpowiedź

Losy króla po abdykacji i śmierci Niewątpliwie najistotniejszymi osiągnięciami panowania ostatniego naszego monarchy, Stanisława Augusta Poniatowskiego (1764-1795) było powołanie do życia Komisji Edukacji Narodowej (1773) oraz ustawa rządowa z 3 Maja 1791 roku, zwaną konstytucją majową. Ten, niewątpliwie tragiczny monarcha niemało zasłużył się dla kultury narodowej, jako sprawca nowego świata polskiego tworzenia, twórca narodowej edukacji, uruchomił polską zdolność myślenia, z rozwoju oświaty czyniąc narzędzie przetrwania klęski politycznej. To przecież Stanisław August - mimo rozbiorów - wyzwolił w elitach narodu bunt umysłów, wpisując Polaków w europejski postęp pomimo rozbiorów, właśnie przeciw nim. Przeoranie świadomości społecznej, przeciwstawienie przemocy - społeczeństwa zdolnego do myślenia, było niejako wartością polityczną, wnoszącą niewątpliwie jutrzenkę nadziei w klęskę rozbiorów. Nadziei .w końcu przecież spełnionych. - Nie doczekam brylantowych dni, ale je przygotuje siejąc ziarno w ziemię, którą mnie przysypią pisał u schyłku życia król. A schyłek ten był trudny, podobnie jak niezwykłe stały się pośmiertne losy Stanisława Augusta. Po upadku powstania kościuszkowskiego Stanisław August na rozkaz carowej Katarzyny II opuścił Warszawę i udał się pod opieką księcia Mikołaja Repnina do Grodna. 24 października 1795 roku trzy mocarstwa dokonały ostatecznego podziału Rzeczypospolitej, która tym samym znikała z mapy Europy. Od Stanisława Augusta zażądano formalnej abdykacji. Miesiąc później, 25 listopada, równo w rocznicę swojej koronacji, Stanisław August abdykował. Liczył wówczas sześćdziesiąt trzy lata, był zmęczony życiem, chciał na koniec odpocząć i to w ukochanej przezeń Italii. I w tym momencie raz jeszcze zawiódł się na potężnej Katarzynie. Wedle jej życzenia resztę życia miał spędzić w Grodnie pod troskliwą opieką księcia Repnina. Tymczasem los zrządził inaczej. 17 listopada 1796 roku imperatorowa Rosji zmarła, a jej syn car Paweł postanowił wypuścić z więzienia polskich patriotów, a w marcu 1797 roku ostatniego polskiego monarchę zaprosił do Petersburga, oddając mu na rezydencję Pałac Marmurowy. Rozpoczynał się nowy, tym razem ostatni, okres w życiu ekskróla Stanisława. Otoczony wiernymi dworzanami, bywał na dworskich uroczystościach, pisał pamiętniki, tęskniąc do kraju. 12 lutego 1798 roku śmierć położyła kres życiu Stanisława. Wkrótce odbyły się podniosłe uroczystości pogrzebowe z udziałem cara Pawła. Cesarski dwór, mieszkańcy nadnewskiej stolicy Rosji oddawali ostatni hołd cieniom polskiego monarchy. Ciało złożono w podziemiach kościoła św. Katarzyny w Petersburgi. Tu miało spoczywać aż do roku 1938. Los sprawił, że Polacy zapomnieli lub też nie chcieli pamiętać o tym zasłużonym królu, wzbudzającym w naszej historii zawsze emocje. Po pierwszej wojnie, światowej sprowadzono do kraju prochy wielu osób pochowanych na terenie Rosji. Osobę Stanisława Augusta zawsze pomijano. I słusznie z oburzeniem pisał w roku 1926 roku znany historyk kultury i publicysta Stanisław Wasilewski: gdy dwa lata temu powódź w Petersburgu. zniszczyła groby polskie w podziemiach kościoła św. Katarzyny, zwrócił się rzad sowiecki z propozycją do Polski, aby sobie zabrała resztki swoich nieboszczyków. Oprowadzono tedy do Ojczyzny ciało p. Prota i pochowano w Grójca, przywieziono zwłoki. Kalasantego: i pochowano u Kutnie itd. Jeden tylko pan Stanislaw Poniatowski pozotał nadal na łasce rozbitej trumny gruzach podziemi. Prawda, ten Poniatowski to był przestępca i prawie zbrodniarz, który nic więcej nie zrobił, tylko rzucił podwaliny nowożytnej kultury duchowej. Prawda, że to rozwiąźle, pudrowane paniczysko nie wy myśliło niczego więcej, tylko jakąś tam komisję edukacyjną, stworzyło sztukę polską 18. wieku i Łazienki, zorganizowało produkcję przemysłową. To niewiele, ale zawsze, jaki był, taki byt, w każdym razie nie gorszy od pana Prota w Grójca i pana Kalasantego w Kutnie... nie gorszy o tyle przynajmniej, że i jemu patrzyłby się krzyżyk na grobie i pół metra ziemi w Polsce. Jednak wtedy monarszych zwłok nie sprowadzono. Rok po artykule Wasilewskiego za którym wiązał się w Warszawie komitet celem sprowadzenia doczesnych szczątek Stanisława Augusta Poniatowskiego. Lecz w roku 1927 wskutek wyraźnej niechęci sfer rządowych, a szczególnie wicepremiera Kazimierza Bartla, sprawę odłożono do akt. Tymczasem z początkiem roku 1938 rząd radziecki zwrócił się do władz polskich, aby te zabrały z podziemi leningradzkiego kościoła św. Katarzyny, spoczywające tam trumny, ponieważ świątynię przeznaczono do natychmiastowej rozbiórki. I oto krakowski "Ilustrowany Kuryer Codzienny" z 30 lipca 1938 roku przyniósł nastupującą wzmiankę: Na Polesiu krąży niezwykła wieść, jakoby zwłoki ostatniego króla Stanisława Augusta wrócić miały do Walczy na nad. Pulwą, niewielkiej osady, odległej od Brześcia o 35 km W miejscowości tej urodził się i spędził lata dziecięce Stanisław August Poniatowski, którego metryka zachowała się do dzisiaj w zabytkowym kościele. W ścisłej tajemnicy zwłoki królewskie sprowadzono niedawno z Leningradu i złożono tymczasowo, w podziemiach kościoła - a niżej czytamy lakoniczny komunikat Polskiej Agencji Telegraficznej o sprowadzeniu królewskiego ciała bez jakichkolwiek wyjaśnień. Parę dni później "Ilustrowany Kuryer Codzienny" donosił: W wielkiej . tajemnicy 15 lipca o godz. l po północy zajechały pod kościół w Wołczynie dwa auta ciężarowe ze zgaszonymi światłami. W jednym aucie znajdowała się trumna i robotnicy z poza terenu Wołczyna, a w drugim policjanci, którzy kordonem otoczyli kościół. W. autach osobowych. przybyli przedstawiciele rządu i ambasady sowieckiej w Polsce. Z mieszkańców Wołczyna obecny był jedynie ksiądz proboszcz. Robotnicy. przy świetle kieszonkowych. latarek elektrycznych umieścili trumnę ze zwłokami w podziemiach kościoła: Tyle wzmianki prasowe. Tak po z górą stu la przyjmowała druga Rzeczpospolita szczątki króla Stanisława Augusta. Wracał nie witany, a władze obeszły się z nim jak z najgorszym złoczyńcą, którego grzebie się potajemnie. Premier Felicjan Sławoj-Składkowski zadecydował, że Stanisław August nie jest godzien nie tylko Wawelu, ale i Warszawy. Proboszcz wołczyńskiej parafii Antoni Czyszewicz nakazał trumnę zamurować w jednej z nisz kościoła. Obecnym nakazano milczeć pod rygorem surowych kar, jako że sprawa była wagi państwowej. Jednym z przypadkowych uczestników tego haniebnego pochówku był artysta Józef Charyton, któremu proboszcz Czyszewicz polecił kilka dni wcześniej odnowienie i ozdobienie niszy kościoła, nie wyjaśniając mu, dlaczego ma te zrobić. Po latach z nieukrywanym żalem Charyton, który z czasem stał się strażnikiem królewskiego grobu, pisał: Tak to powitanie ugotowała Rzeczypospolita swemu ostatniemu pomazańcowi, powracającemu z wygnania do ojczyzny: zamiast uroczystości pogrzebowych z udziałem przedstawicieli całego narodu - wstydliwie skrywana pod osłoną nocy sekretna akcja policji; zamiast reprezentacyjnych żałobnych ekwipaży - dwie brudne policyjne budy, kryte łatanymi plandekami. Wkrótce na łamach prasy codziennej i periodycznej rozpętała się zażarta dyskusja nie tylko o miejsce dla ostatniego monarchy, lecz także o właściwą ocenę jego panowania, jednym słowem - zasług i przewinień zmarłego. Potajemne sprowadzenie - szczątków Stanisława Augusta oraz pochowanie ich w Wołczynie do głębi wstrząsnęło całą opinią publiczną. Na łamach "Głosu Narodu", "Ilustrowanego Kuryera Codziennego", "Tygodnik Ilustrowanego", a przede wszystkim "Wiadomości Literackich", by poprzestać na wymienieniu najważniejszych czasopism, rozpoczęto wielką dyskusję.. Pojawiły się głosy, aby króla pochować w Warszawie, w podziemiach katedry św. Jana, względnie w osobnym mauzoleum na terenie Łazienek. Większość jednak wypowiadała się za Wawelem jako najwłaściwszym miejscem dla królewskich zwłok, lecz nie brakło i tych, którzy żądali odesłania trumny z powrotem do Leningradu. Dyskutowano ostro, namiętnie kuszono się o ponowną analiza panowania Stanisława Augusta, .brano pod. rozwagi, wszystkie, plusy i minusy monarchy. Przeważała jednak zgodna opinia, że Wołczyn nie jest właściwym miejscem spoczynku dla ostatniego naszego monarchy, a postępowanie polskich. władz wywołało głębokie oburzenie, z bólem i rozgoryczeniem pisał o tym prof. UJ Stanisław Estreicher: Konspiracyjny niegodny wielkiego narodu i wielkiego - mimo wszystkich swych biegów króla - pogrzeb w Wołczynie tłumaczy się w moich. oczach niczem, chyba nieznajomością dziejów, zarówno Stanisława Augusta, jak całych porozbiorowych. Miejsce dla Stanisława Augusta jest - na Wawelu, tam gdzie leżą zwłoki innych królów narodu obok zwłok kilku królów-duchów. Pogrzebanie ich gdziekolwiek indziej źleby świadczyło o obecnym pokoleniu, o jego rozumieniu łącznością najważniejszych wydarzeń i jego wdzięczności dla jednego z najbardziej zasłużonych dla odrodzenia synów - i dalej jakby widząc sąd przyszłych pokoleń pisze, przyszedłby też niebawem czas, któryby musiał ten nasz błąd i ten dysonans wołczyński naprawić, a o jego sprawcach wydać sąd równie surowy, jak go oni samowolnie pośpiesznie i niesprawiedliwie wydali o Stanisławie Auguście. Stanowiska dyskutantów, których nie sposób tutaj cytować, były rozbieżne. Wszyscy doskonale wiedzieli, że podczas pamiętnej wizyty królewskiej w Krakowie, w roku 1787, monarcha wybrał sobie miejsce wiecznego spoczynku - kryptę św. Leonarda w podziemiach katedry. Zdawał sobie doskonale sprawę, że katedra krakowska jest nekropolią polskich władców. Pochówek, na Wawelu należał do wielkich przywilejów polskich monarchów, szanowanych przez naród bez względu na ich osobiste zasługi, klęski czy winy. Zresztą nie wiadomo, jaki byłby finał tego przeciągającego się w nieskończoność sporu, gdyby nie nadszedł tragiczny wrzesień roku 1939. Po zakończeniu drugiej wojny światowej trumna ze zwłokami monarchy, spoczywającymi w wołczyńskim kościele, znowu znalazła się na terytorium Związku Radzieckiego. Już po wojnie władze sowieckie zamieniły wołczyński kościół na magazyn nawozów rolniczych. Zawaliło się sklepienie zbezczeszczonej intelektualiści raz jeszcze przypomnieli władzom PRL-u sprawę sprowadzenia do kraju i godnego pogrzebania ostatniego naszego monarchy. Sprzeciwił się temu ówczesny premier Józef Cyrankiewicz. Ponownie przypomniano o tej sprawie w roku 1971, gdy postanowiono odbudować Zamek Królewski w Warszawie, tak bardzo związany z osobą i mecenatem Stanisława Augusta Poniatowskiego. I tym razem w sferach rządowych zapadło i głuche milczenie. Przypomniano tę złożoną kwestię po wybuchu "Solidarności" w roku 1980 oraz 1981. I znowu pojawiły się prawicowe epitety: zdrajca, sprzedawczyk, mason, marionetka carycy Katarzyny. Zatem Poniatowskiemu, nawet teraz, blisko dwa wieki po śmierci, nie żałowano. Kler zaczął oskarżać monarchę o sympatie promasońskie, odmawiając pogrzebu tak na Wawelu, jak i w katedrze św. Jana w Warszawie. Natomiast poparł projekt pochówku królewskiego w katedrze św. Jana prymas Stefan Wyszyński. Po jego śmierci i ogłoszeniu stanu wojennego przez komunistyczne władze, sprawa została znowu odłożona. Powróciła z końcem lat osiemdziesiątych, tym razem wsparta przez Fundację Kultury Polskiej, która sfinansowała parce archeologiczne w Wołczynie i przywiezienie resztek zachowanych szczątków Stanisława Augusta do trzeciej Rzeczypospolitej. Po wielu perypetiach, niewiarygodnych wprost, losach pośmiertnych, ostatni król Rzeczypospolitej spoczął 14 lutego 1995 roku w podziemiach katedry św. Jana w Warszawie, tam, gdzie 25 listopada 1764 roku nałożono nań monarszą koronę. Prawie dwieście lat, trwała wędrówka jego prochów. Podczas złożenia jego doczesnych szczątków prymas Polski kardynał Józef Glemp powiedział: Tragiczne prochy uczonego króla, kochającego Polskę po swojemu, ale szczerze niż inni władcy, niech odpoczywają w pokoju wiecznym w świątyni koronacji i zaprzysiężenia konstytucji. Niech Miłosierdzie Boże (...) otacza ostatniego monarchę, a nas uczy odważnej miłości ojczyzny.

Dodaj swoją odpowiedź