Prosze pomożcie jeszcze raz to ma być na strone A4 "czy we wspołczesnym świecie jest miejsce na wyobraznie"

Prosze pomożcie jeszcze raz to ma być na strone A4 "czy we wspołczesnym świecie jest miejsce na wyobraznie"
Odpowiedź

Weźmy takie piłkarskie mistrzostwa. Tysiące będą oglądać na żywo, a miliony w telewizji, jak dwie grupy po jedenastu facetów (dorosłych!) próbuje przeprowadzić skórzaną kulę przez pionowe prostokąty, po jednym z każdej strony trawnika. Jeżeli więcej razy się to uda facetom mającym takie paszporty jak my, to my jesteśmy lepsi, możemy wyjechać z flagami na ulice, trąbiąc donośnie mimo późnej pory. Święty Augustyn w swoich Wyznaniach (księga 1, rozdział 8 / liber 1, caput 8) opisuje jak w dzieciństwie uczył się języka: Zachowywałem w pamięci dźwięk, jakim oni daną rzecz nazywali, i gdy widziałem, że pod wpływem takiego dźwięku poruszają się w pewnym kierunku, pojmowałem, że nazywają daną rzecz tym właśnie dźwiękiem, który wypowiadają wtedy, kiedy chcą na nią wskazać. Tę ich intencję poznawałem z ruchów ciała, z czegoś, co jest jakby naturalną mową wszystkich ludzi, wszystkich ludów, polegającą na wyrazie twarzy, poruszeniach oczu, na różnych gestach, jak też na samym brzmieniu głosu... Język przedstawiony jest tu jako zbiór słów nazywających realne przedmioty, składanych w zdania wyrażające pewne sytuacje realnego świata. Tym cytatem otwiera też Ludwig Wittgenstein swoje Dociekania filozoficzne. Nie zatrzymuje się jednak w tym miejscu, idzie dalej – w punkcie 23 części 1 wylicza inne rodzaje zastosowań języka, w tym: • rozkazy i działanie według rozkazów • stawianie i dowodzenie hipotez • wymyślanie historii i jej czytanie • granie sztuki teatralnej • prośba, podziękowanie, przekleństwo, pozdrowienie, modlitwa. Dodaje, że interesujące jest porównanie różnorodności narzędzi i zastosowań języka z tym, co powiedzieli o konstrukcji języka logicy (w tym autor Traktatu logiczno-filozoficznego, czyli on sam, około dwudziestu lat wcześniej). Tyle autorytety. Rzeczywiście, w języku ojczystym musimy najpierw znać pojęcia, by budować z nich zdania, a i naukę języka obcego zaczynamy na ogół od zdań typu: "Przy stole stoi krzesło, nad stołem wisi lampa". Ale przecież to daleko nie wszystko. Istnieje przecież żart, ironia. Gdy przychodząc do kogoś mówimy "Co tu u ciebie tak duszno?", może to znaczyć, że naprawdę mieszkanie jest niedogrzane. Dalej, każde zdanie nosi w sobie inne przekazy, niż te zauważalne na pierwszy rzut oka. Gdy wołam "Jest czerwone!", to nie tylko opisuję kolor sygnalizacji ulicznej, ale również ostrzegam kierowcę (bez tego kontekstu zdanie ma niewiele sensu), deklaruję, że wolno mi do niego mówić per "ty" i przerwać jego czynności, oraz sugeruję, że pewnie nie dostrzegł on ważnego faktu a ja jestem bardziej spostrzegawczy. Ton wypowiedzi niesie dalsze informacje, niewidoczne w zapisanym tekście. Autyści nie czują ironii, nie rozumieją mowy ciała, ale uważamy to za ułomność. Podobnie dosłownie zachowuje się Mały Książę – gdy marudna róża (czy taka była Consuelo, jej pierwowzór?) skarży się mu na przeciągi, on buduje jej parawan, a gdy rozzłoszczona wygania go, on odchodzi, jak gdyby słowa znaczyły tylko to, co podaje słownik. Interpretacji przekazu między wierszami trzeba się długo uczyć. Jest ona jednak dla pełnej komunikacji międzyludzkiej ważna, jest tam poza tym może nasze ostatnie refugium przed inwazją maszyn. Nie wiem co zrobię, gdy zbudują maszynę rozumiejącą dowcipy. Wróćmy do przykładu matki pokazującej dziecku przedmioty i wypowiadającej równocześnie ich nazwy. W porządku. Ale matka śpiewa również dziecku kołysanki. Już od małego człowiek słyszy historie, które z założenia nie są prawdziwe. Królewna Śnieżka, dziewczynka z zapałkami. Można popłakać, można się uśmiechnąć, ale nikt nie wybiegnie na ulicę, żeby kupić zapałki od Andersenowej dziewczynki. Porwie cię Baba Jaga. I matka wie, i dziecko, że żadnej Baby Jagi nie ma i chodzi tylko o to, żeby się podroczyć. Ale po co podroczyć, co to wnosi? (W dyskusji redakcyjnej kilka matek twierdziło, że dla dziecka Baba Jaga jest realna. Muszę zaufać ich doświadczeniu. Jednak prędzej czy później realna być przestaje. Niekoniecznie przestaje być ważna). Na pierwszy rzut oka ludzie żyją w świecie materialnym i zaspokajają swoje materialne potrzeby. Zgodnie z piramidą potrzeb Maslowa dopiero po zaspokojeniu potrzeb fizjologicznych i potrzeb bezpieczeństwa jest czas na rzeczy wyższe. Wielu twierdzi, że te rzeczy wyższe są tylko przykrywką, tak naprawdę baza dominuje nad nadbudową. Pamiętam wywiad z pewnym polskim poetą, który przyznał, że jedną z motywacji wyboru drogi życiowej było dla niego to, że cóż, na poetów kobiety inaczej patrzą. Świat wyobraźni jest jednak potężniejszy niż się sądzi, a materialne motywacje czynów są wysuwane ex post na pierwszy plan, bo brzmią rozsądniej. Dziś wyraźniej może niż kiedyś widzimy ten podział na świat realny i wirtualny. Siadając przed ekranem, klikając i stukając na klawiaturze przenosimy nasze dusze utęsknione do tych serwerów wypełnionych informacją rozmaitą, pozwalających na interakcję z żywymi ludźmi, ich awatarami i bytami czysto elektronicznymi. Lecz zjawisko to nie jest takie nowe. I przedtem ludzie chodzili stopami po ziemi, a głowy ich bujały w chmurach. Czym zajmowały się romantyczne damy, zaczytane w francuskich romansach? A tu słowik miłośnie szczebiocze do ucha, Synogarlica jęczy, a gołąbek grucha, A ja sobie rozmyślam pomiędzy cyprysy Nad nieszczęściem Pameli albo Heloisy... Dalej co prawda Wpadł szmermel między gumna, stodoła się pali, ale cóż tam... Patronem zanurzonych w świecie wirtualnym internautów mógłby zostać ich dawny prekursor, don Kichot. Świat wyobraźni odgrywa też ważną rolę w ekonomii, po stronie wydatków i zysków. Wielu się boczy na publiczne finansowanie instytucji i budowli religijnych, ale przecież to nie jedyny przykład finansowania świata wyobraźni z realnych pieniędzy. Weźmy takie piłkarskie mistrzostwa. Przez kraj przetacza się niespotykana fala entuzjazmu, prawie jak przez Niemcy po wygraniu mistrzostw świata w 1954 – berneński cud, który odbudował morale narodu po przegranej wojnie i zapoczątkował cud gospodarczy. Albo prawie. Myśmy na razie nie wygrali nic na boisku, ale za to w kuluarach, co tym bardziej cieszy, bo w kuluarach to raczej udawało się tamtym wykolegować nas. Szwajcarzy, którzy organizują mistrzostwa za rok, już dostrzegają mankamenty, koszty i szarogęszenie się UEFY, która dyktuje ceny i sposób rozprowadzania biletów, a w oku cyklonu pozwala jedynie na sprzedaż piwa Carlsberg. A jak ktoś woli Żywca? Ile to wszystko będzie kosztować, tyle będzie, na razie jesteśmy górą – faktem jest, że dostaliśmy to my, a chcieli dostać Włosi. Żal im. I dobrze. Teraz tylko patrzeć, jak powstaną lotniska i autostrady. Sam się chętnie poprzyglądam. Ale same mistrzostwa? Tysiące będą oglądać na żywo, a miliony w telewizji, jak dwie grupy po jedenastu facetów (dorosłych!) próbuje przeprowadzić skórzaną kulę przez pionowe prostokąty, po jednym z każdej strony trawnika. Jeżeli więcej razy się to uda facetom mającym takie paszporty jak my, to my jesteśmy lepsi, możemy wyjechać z flagami na ulice, trąbiąc donośnie mimo późnej pory. A policjanci wybaczą. Bo policjantów będzie multum, będą chronić obywateli swoich i obcych, by się nadmiernie nie potłukli, jeżeli wspomniana kula przekroczy linię z niewłaściwej strony. A wszystko z państwowej kasy. Podobnie rzecz się ma z koncertami rockowymi. Dla paru piosenek z playbacku rygluje się pół miasta, podstawia dodatkowe autobusy. Filharmonia i opera są niewiele lepsze. Co prawda gdy śpiewa Pavarotti, nie trzeba kordonów policyjnych, ale cała impreza jest rzadko dochodowa. A jeżeli nawet jest dochodowa, jak koncert Stonesów, jeżeli pieniądze są prywatne, wydawane dobrowolnie, to przecież jest to pranie mózgów i opium dla mas – kasę tę można przeznaczyć na przejścia dla żab pod autostradą albo na miskę ryżu dla etiopskich dzieci. Ludzie płacą niezłe pieniądze za ściąganie nowych dzwonków do telefonu, to jeden z bardziej rozwojowych biznesów. Jaki to ma sens? Telefon zadzwoni i tak. Za moich czasów dumni byliśmy z hut i kopalń, to było coś dla prawdziwych mężczyzn. Na lekcji geografii gospodarczej takie buty i tekstylia były traktowane z przymrużeniem oka – przemysł lekki. A teraz robi się interesy na etui i ozdobnych płytach czołowych dla telefonów komórkowych. Kto dziś wie, ile kraj produkuje surówki i blachy zimnowalcowanej? Żyjemy w krainie marzeń. Choć i wtedy też w niej żyliśmy. Nieważne było, ile i na co potrzebujemy węgla, lecz to, by wyprzedzić Anglię. Po części chodziło o węgiel realny, do ogrzewania mieszkań i produkcji elektryczności, ale bardziej o węgiel wirtualny, dowód naszej międzynarodowej potęgi. Inny przykład – przy drogach wyjazdowych z japońskich miast stoją jak świątynie salony pachinko. Tysiące ludzi siedzą po fajrancie przy automatach do gry w przypominającym halę fabryczną stuku kulek, jak gdyby szychta im była za krótka. W domu czekają realne żony z sushi i sukiyaki, a oni sobie grają w kulki. Od tysięcy, dziesiątek, może setek tysięcy lat homo sapiens jest również homo imaginans, tworzy światy paralelne do tego bezpośrednio obserwowalnego. Po co ta mutacja, jak powstała, do czego prowadzi? Nad tym spróbujemy się zastanowić następnym razem.

Dodaj swoją odpowiedź