W calym hotelu panowaly nieprzeniknione ciemnosci. Z zewnatrz nie wpadalo zadne swiatlo, poniewaz straszna burza, ktora skonczyla sie dwie godziny temu, pozrywala kable i nie palily sie lampy uliczne. W powietrzu mozna bylo wyczuc elektryczny zapach burzy i won ozonu. W pograzaonych w mroku salach, echem roznosilo sie dwunaste uderzenie hotelowego zegara i nagle rozlegl sie krzyk. Trojka mlodych gosci hotelowych zbudzila sie z przerazeniem. Lezeli nie dajac znaku zycia i czekali az ponownie uslysza podejrzane dzwieki. Ich uszu nie dobiegl jednak juz zaden dzwiek. Postanowili znow zapasc w gleboki sen. Cos jednak nie pozwalalo im usnac. Przeczucie, ze stalo sie cos strasznego okazalo sie silniejsze od strachu i Marzena, Aurela i Bartek wstali, aby sprawdzic co sie stalo. Jednoglosnie ustalili, ze cokolwiek sie stanie, nie rozdziela sie i wyszli z pokoju do pograzonego w ciemnosci korytarza. Zadne z nich nie odwazylo sie zrobic pierwszego kroku w strone schodow. Jak zawsze pewna siebie Aurela postawila pierwszy krok i wtedy znow rozlegl sie huk na dole. Stali w przerazeniu, a paralizujacy ich lek nie pozwolil nawet mrugnac powieka. Przez piec miniut na hotelowym korytarzu, w niemym bezruchu, niczym idealnie wyrzezbione posagi, trojka przyjaciol powoli otrzasala sie z szoku. Panujaca ciemnosc rozswietlila blyskawica. W jej jasnym swietle biale twarze mlodych ludzi wygladaly jak upiorne maski. O szyby zaczely stukac krople deszczu. Rozszalala sie burza. Przyjacieli odetchneli z ulga. Ulewa byla ich sprzymierzencem. Zagluszala wszelkie odglosy. Ich kroki, przerazliwie glosne oddechy, przynajmniej im sie wydawalo, ze byly glosne. Ale skoro deszcz byl ich "sojusznikiem", to takze ich wroga, czegos co czailo sie na dole. Tego byli pewni, ze ktos, albo cos znajduje sie w stolowce lub kuchni. Hotel w jakim sie znajdowali nie byl duzy. Jednopietrowy, pobielany budynek, oddalony od innych aglomeracji miejskich o jakies 10 km, gdzie serwowano wspaniale miesne posilki, wydawal sie mlodym podroznym wspanialym miejscem na nocleg. Dodatkowo niskie ceny oraz brak ksiegi gosci byly im na reke. Postanowili zatrzymac sie tu na jedna noc. Oprocz nich w hotelu spal jeszcze mezczyzna w srednim wieku. Obsluga hotelu liczyla zaledwie siedem osob: kucharz, kelnerka, dwie pokojowki, recepcjonistka, konserwator, ktorym byl wlasciciel i jego zona zajmujaca sie calym interesem. W hotelu na pietrze znajdowalo sie siedem pokoi z lazienkami. Na parterze byla niewielka jadalnia, kuchnia i recepcja, gdzie stal duzy, staroswiecki zegar, automat z cola i stol bilardowy. W takim malym budynku mozna bylo latwo sie zorientowac skad dochodza glosy. Dlatego tez nie mieli watpliwosci, ze halas dobiegal z czesci jadalnej. Od bialych scian odbilo sie jasne swiatlo blyskawicy, ktora przeciela z glosnym hukiem granatowe niebo. Przyjaciele na ten odglos jakby obudzili sie z transu i zaczeli kontaktowac. Popatrzyli na siebie i skineli glowami. W zlowim tepie ruszyli do drewnianych schodow. Z bijacymi glosno sercami zeszli do hallu. Nikogo tam nie bylo, ale ze szpary miedzy uchylonymi drzwiami jadalni saczyla sie smuga swiatla. Czyli ktos oprocz nich nie spal. Strach sie nasilil, chcieli ucielkac jak najdalej od tego okropnego miejsca, ale zapewne wszystkie drzwi byly pozamykane. Wlasciwie sami nie wiedzieli, dlaczego tak bardzo sie boja, skoro nawet nie wiedza co dokladnie sie stalo i co slyszeli, moze to wcale nie bylo nic strasznego. Bartek postanowil pojsc i zbadac sytuacje. Mimo protestow dziewczyn i przypominania, ze mieli sie nie rozdzielac, chwiejacym krokiem ruszyl w strone drzwi jadalni. Gdy za nimi zniknal Aurela z Marzena usiadly na schodach. Z ich oczu plynely lzy. Zegar wybil pol do pierwszej, czas sie cholernie wlokl. Mimo poznej pory dziewczyny nie byly ani troche spiace. Tymczasem to, co ujrzal Bartek w kuchni przeszlo jego najsmielsze oczekiwania. Ale nie zdazyl sie tym podzielic z kolezankami, bo mocny cios w glowe zwalil go z nog. Po jakims kwadransie, zaniepokojone dziewczyny ustalily, ze pojda poszukac swego przyjaciela. Wziely drewniany kij, wbity do wielkiego kwiata, stojacego przy ladzie i podeszly do drzwi jadalni. Wziely gleboki wdech i weszly. Ciemnosc rozswietlalo swiatlo z kuchni. Stamtad tez dobiegaly odglosy krzataniny. Uslyszaly glosy, urywek rozmowy, ktory zmrozil im krew w zylach i sprawil, ze prawie zemdlaly: "...no i jeszcze on, a jak on, to i te dwie tez trzeba, a miala by tylko jedna ofiara, a teraz..." Wiedzialy, ze sa w niebezpieczenstwie, kobieca intuicja podpowiadala im, ze Bartek nie zyje. Chcialy sie wycofac, ale ich nogi byly jak z waty. Czuly, ze smierc jest blisko, ale staly w drzwiach i nasluchiwaly glosow z kuchni. Zegar wybil pierwsza i wtedy w jadalni pojawil sie kierownik z kucharzem. Ich ubrania byly brudne od krwi. Aurela z Marzena zaczely krzyczec i rzucily sie do ucieczki. Dwoch roslych mezczyzn pobieglo za nimi . Dogonili je dosc szybko i zaciagneli do kuchni. Tam na duzym stole lezalo cialo Bartka i jeszcze czyjes. Wlasciwie czyjes szczatki, prawdopodobnie mezczyzny, ktory tez sie tu zatrzymal. Ale z tych pocwiartowanych ludzkich czesci nie dalo sie nic wyczytac, oprocz tego, ze cierpial przed smiercia. Marzena zwymiotowala i to byla ostatnia czynnosc jaka wykonala przed smiercia, poniewaz zaraz na jej kark spadl duzy rzezniczy noz. Jej bezwladne cialo zostalo rzucone na stol. Aurela trzesla sie ze strachu, ale przed smiercia zdarzyla jeszcze krzyknac. Wszyscy, ktorzy tej nocy zatrzymali sie w hotelu zgineli. Zanim hotelowy zegar wybil siodma rano, wszystko bylo uprzatniete, a przed hotel zajechal samochod, z ktorego wysiadla mloda kobieta. Weszla do srodka i spytala recepcjonistki czy to prawda, ze serwowane tu posilki miesne sa takie wspaniale, bo to ja sklonilo do ztrzymania sie tu. I tak zaczal sie nowy dzien w hotelu Kanibal...
Opowiadanie z wątkiem sensacyjno-detektywistycznym ...na 3-4 strony w zeszycie....czas do 20.00 jutro..... z góry dz ;-**
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź