Zegary, twarze nocy niewesołe,
hasło podają: pół – noc, pół – noc...
Dołem
place konopne, lniane
ulice – długie mroku czółna,
lamp, łańcuchami spętane.
U krańca Lublina czworokąt czarny.
Szumem poemat wiatrów skanduje.
Klony, brzeziny, kasztany, tuje
obsiadły wyspę umarłych.
Aleje głuche mamrocą nocą, jak rynny.
Blask blady gwiazdy samotnej opiera się o cień,
o bluszcz, żałobny barwinek,
paprocie.
Krzyże z marmuru, anioły brązowe srogo
stanęły na piersiach trumien
Pieje kogut.
Napisy z bramy cmentarza w pamięci zakarbuj, zatnij:
„Oto teraz w prochu zasnę – z prochu wstanę w dzień ostatni”...