Napisz swój pobyt na bezludnej wyspie, jak tam dotarłeś i jak sobie tam radziłeś.. Praca powinna zajmować i kartkę A4. Oczekuję dobrego zadania !!!

Napisz swój pobyt na bezludnej wyspie, jak tam dotarłeś i jak sobie tam radziłeś.. Praca powinna zajmować i kartkę A4. Oczekuję dobrego zadania !!!
Odpowiedź

Podczas zeszłorocznych wakacji bylem za granicą u wuja Toma. To prawdziwy raj na ziemi, bo wokół jego domu rozciągało się błękitne morze i urocze wysepki. Byłem zachwycony tym miejscem, a poniewaz jestem ciekawy, więc bez porozumienia z wujkiem, postanowiłem bliżej przyjrzeć się terenowi. W tym celu wypożyczylem sobie łódkę Toma i wyruszyłem w morze. Wiosłowałem sobie w miarowym tempie, podziwiając widoki. Bylo bardzo cicho, spokojnie i miło. Słońce rozleniwiło mnie do tego stopnia, że nawet nie wiem kiedy, usnąłem. Obudzilo mnie mocne szarpnięcie i jakiś huk. Nie wiedząc co się dzieje, zerwalem się na równe nogi i omal się nie rozpłakałem z rozpaczy. Moja łódź natrafiła na jakąś przezzkodę, która dosłownie przebiła na wylot moją łódkę. Dziura była tak głęboka, że nie bylo mowy o dalszej podróży. W tym całym nieszczęściu zauważyłem równiez, iż w poblizu jest jakaś niewielka wysepka. Postanowiłem wyskoczyć z łodzi i płynąć w kierunku plaży. Oczywiście bałem się czy dopłynę, ale musiałem zaryzykować, bo innego wyjścia nie miałem. Woda była ciepła i przyjemna, ale teraz wcale mnie to nie cieszyło, ponieważ fale byly dość duże i co chwilę zalewały mi twarz. Sytuacja nie była dla mnie zbyt komfortowa. Plynąłem już dobrą chwilę i do brzegu pozostał mi juz niewielki kawałek, ale nagle po prawej stronie ujrzałem płetwę rekina. Znieruchomialem, bo wiem, że moje gwałtowne ruchy mogły sprowokować tą bestię. Modliłem się w duchu i udawalem trupa,  ale nie wiedziałem czy przechytrzę tego potwora. Nigdy w życiu niczego tak bardzo nie balem się jak tego spotkania z rekinem. Wpatrywalem się w płetwę zgadując, w którą stronę ruszy mój wróg. I nagle bestia, jakby wyczuwając mnie, odrwóciła się i płynęła wprost na mnie. Szybko pozegnałem się w myślach z moją rodziną, choć chciałem zyć. Zamknąłem oczy, myśląc, że to co miał mi zrobić rekin, będzi mniej bolesne. A bestia otarła się jedynie o moje nogi i odpłynęła w druga stronę. Nie mialem pojęcia co o tym wszystkim myśleć, ale nie zastanawiając się dłużej, płynąłem do brzegu. Może po prostu nie byłem dla niego smakowitym kąskiem albo mialem wielkie szczęście. Kiedy pod nogami poczułem twardy grunt zacząłem płakac jak dziecko. Z jednej strony się ucieszyłem, a z drugiej martwiłem, bo nie wiedziałem gdzie jestem, jak przeżyję na tej wyspie i czy ktos mnie odnajdzie. Leżalem chwilę na piasku zastanawiając sie co powinienem zrobić. Oczywiscie nie mogłem się załamywać. Należało mieć nadzieję, że ktoś mnie odnajdzie, ale jeżeli chcialem żyć, to musiałem dzialać. W pierwszej kolejności postanowilem trochę obejrzeć wyspę. Sporo tu było dzikich krzaków i drzew, na których widziałem różne owoce. Widziałem ptaki i żółwie. Na wyspie było sporo zwierząt różnych gatunków. Nie oddalałem się zbytnio od brzegu, ponieważ nie wiedziałem co może mnie spotkać na tej wyspie. Postanowiłem zrobić sobie jakiś szałas, wiec w tym celu nazbierałem długie gałęzie i do tego wielkie liście. Liście mialy mi służyć za dach. Zadowolony z siebie wdrapełem się na drzewo i zerwałem kilka bananów, po czym wróciłem do swojej chatki. Jeszcze raz wyszedlem na poszukiwanie czegoś w rodzaju krzemienia. No i warto było, bo szczęście mnie nie opuszczało i znalazłem coś takiego. Ogień był mi bardzo potrzebny, a warunki, aby go wzniecić nie były złe, bo pogoda była piękna. Znalazem kilka piórek, suchych liści rozpocząłem próby rozpalenia ognia. Na początku szło mi marnie, ale przecież nie na darmo byłem harcerzem. W końcu moje starania przyniosły spodziewane efekty. Dołożyłem male galązki, a potem większe i ognisko paliło się świetnie.  W międzyczasie znalazłem kilka jaj żółwich i dwa kokosy, które leżały na ziemi. W końcu mogłem zaspokoić głód. Martwilem sie też czy ktos mnie odnajdzie, bo na wyspie byłem od kilku dni. Chcialem wrócić do rodziny i swoich przyjaciół, czułem sie tutaj bardzo samotny. W końcu któregoś dnia zobaczyłem z oddali statek. Nie namyslając się długo złapalem lusterko i zacząłem robić "zajączki". Miałem wiele szczęścia, bo kapitan statku zauważył mnie i bezpiecznie wrócilem do domu.

Tego dnia płynąłem statkiem na wakacje z USA do Australii. Płyneliśmy przez ocean Spokojny. Nagle krzyknął majtek, że płyniemy prosto na skały. Statek miał zmienić kurs, ale nie zdążył. Rozbiliśmy się o skały. Szybko złapałem się za belkę, i zemdlałem. Po 9 godzinach obudziłem się. Uświadomiłem sobie, że jestem jedyny na wyspie, i że od lądu dzieli mnie 900 kilometrów. Około 500 metrów od wyspy, widać było rozbity statek. Bez namysłu, pobiegłem się napić wody. Ble!!! Słona. No przecież to jest ocean, a w oceanie jest słona woda. Wyspa była bardzo duża, więc zacząłem ją zwiedzać. Na tej wyspie był bardzo wielki las, a z daleka widać było górę. Może był jakiś strumyk spływający z zbocza góry? Tak był! Szybko się napiłem. Teraz musiałem szukać jakiegoś miejsca do spania, bo nie wiadomo, co może wyjść z lasów. Po krótkich poszukiwaniach znalazłem malutką jaskinkę koło strumyka. Urwałem dużo bambusów, które akurat rosnęły koło jaskinki, i splotłem z nich płot i drzwi. Wiedziałem, że będę musiał cierpieć przez samotność, dlatego zrobiłem sobie z liści lalkę, i odzywałem się bezpośrednio do niej. Wiedziałem, że tylko głupcy tak robią, ale samotność dokucza. Przypomniałem sobie wszystkie programy survivalowe, i robiłem, jak tamci ludzie w programie robili; posadziłem zboże (na łące było dużo dzikich zbóż), zrywałem kokosy z palm, zrobiłem sobie z skał i patyków kilof, robiłem kamienne naczynia... Po dwóch latach wszystko miałem pod dostatkiem. Dopiero teraz myślałem o powrocie do ojczyzny. Zrobiłem sobie piec, i piekłem chleb. Zrobiłem z drewna płot, ponieważ na łące pasły się kozy. Miałem teraz nawet mleko pod dostatkiem. Na skale pisałem swój kalendarz, zabijałem kozy, by zrobić pergamin. Pisałem od tamtej chwili swój pamiętnik. Zrobiłem ze skóry żagiel, a z drewna kadłub. Już miałem wypłynął z tej wyspy, gdy przerwała mi wyprawę kiepska pogoda. Następną próbę wypłynięcia z wyspy przełożyłem na następny tydzień. Napisałem na pergaminie te słowa: ,,Tu był Piotr B****, od roku 2011 do roku 2013." Na następnej próbie wypłynęcia pogoda była słoneczna. Wziąłem ze sobą lalkę, zapasy żywności, i kilof na pamiątkę, jeśli wrócę do ojczyzny. Po dwóch miesiącach byłem już w Polsce

Dodaj swoją odpowiedź