błagam pomóżcie...mam opisać obraz Sofonisba Anguissola pt. "autoportret przy sztaludze" zadanie jest na jutro więc pomóżcie szybko.......plis

błagam pomóżcie...mam opisać obraz Sofonisba Anguissola pt. "autoportret przy sztaludze" zadanie jest na jutro więc pomóżcie szybko.......plis
Odpowiedź

Sofonisba Anguissola nie ma swojego hasła w sześciotomowej encyklopedii PWN ani w wydanej po polsku "Oksfordzkiej ilustrowanej historii sztuki", zaledwie kilka linijek (z błędem w nazwisku) poświęcono jej w leksykonie "Sztuka świata" Arkad. A przecież zasługuje na znacznie więcej. I to nie wyłącznie dlatego, że była jedną z nielicznych kobiet malarek doby renesansu. Zapisała się w historii sztuki jako utalentowana artystka, o której portrety zabiegali w XVI wieku hiszpańscy Habsburgowie i włoscy arystokraci. Zdobyła międzynarodową sławę, jej prace rozsiane są dziś po całym świecie - wiszą w Prado, w Uffizi, w pinakotekach Sieny, Neapolu, Turynu i Budapesztu, część trafiła do kolekcji amerykańskich. W Polsce mamy dwa jej płótna: "Autoportret przy sztaludze" na zamku w Łańcucie i "Partię szachów" w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Wydana przez Rebis biografia rzuca wreszcie trochę więcej światła na życie i dzieło niezwykłej malarki, którą interesował się sam Michał Anioł, Filip II zaprosił na dwór do Madrytu, a Giorgio Vasari włączył (jeszcze za jej życia) do swoich "Żywotów". Włoska autorka nie miała specjalnie trudnego zadania - długie życie Sofonisby (dożyła ponad 90 lat) wyraźnie dzieliło się na etapy: włoski, hiszpański i ponownie włoski. Cremona, Mediolan, Madryt, Palermo, Piza, Genua, na koniec znów Palermo. Było przy tym naprawdę ciekawe: uczennica Bernardina Campiego, nadworna malarka i dama dworu królowej Elżbiety w Madrycie, dwukrotnie mężatka (jej pierwszym mężem był sycylijski szlachcic, drugim - młodszy od niej znacznie kapitan okrętu), wreszcie sędziwa artystka, do której pielgrzymowali po rady i nauki młodzi malarze, wśród nich Anthony van Dyck. Żywot Sofoinisby przedstawiony jest na tle epoki, z uwzględnieniem zachowanych źródeł, a więc solidnie. Jeśli ogarniają czytelnika wątpliwości, to przede wszystkim dotyczą one przekładu. Czy XVI- i XVII-wieczne włoskie, hiszpańskie i flamandzkie listy i dokumenty należało uporczywie przerabiać na staropolszczyznę? Sofonisbę, pochodzącą ze zubożałej, ale arystokratycznej rodziny, nieustannie nazywać Jejmością? I czy takim językiem powinien opisywać van Dyck swoje spotkanie z sędziwą i prawie już oślepłą malarką: "Kobieta ona w dziewięćdziesiątym szóstym jest życia lecie, a pamięć jej i pomyślenie są niepomierne, zaś ona sama chętliwa barzo, chocia letniość jej widzenie ujęła. A na to upodobanie miała, iżby obrazy przed jej osobą kłaść, a ona, nos kładąc na malunek, z trudem wielkim do niejakiego przeznania owego przychodziła, a wielkie z tego też brała ucieszenie". Przyznam szczerze, że ta koślawa stylizacja dość mnie zmęczyła. Podobnie jak brak staranności redakcyjnej. Czytamy np. o "grubiaństwie rysów twarzy" królowej Elżbiety de Valois na portrecie Sancheza Coello. Rysy mogą być grube, owszem, ale grubiańskie?! Dalej: wszechwładny minister króla Filipa III nazywany jest w książce księciem Lerny, podczas gdy w rzeczywistości nosił tytuł księcia Lermy. Można na to i owo kręcić nosem i apelować o korekty w drugim wydaniu, ale nie traćmy z oczu sprawy zasadniczej: nie wiedzieliśmy o Sofonisbie prawie nic, teraz wiemy znacznie więcej. Mam nadzieję,że pomogłam;D

Dodaj swoją odpowiedź