Było to 12 sierpnia 2009roku. Tego dnia pogoda była cudowna. Ciepłe, radosne promienie słońca, rozświetlały całą dolinę. Zielone liście drzew i krzewów połyskiwały w blasku dnia. Rozkwitłe kwiaty nutą melancholii malowały poranek egzystencji. Błękit nieba okrywał cały świat, tajemniczo kontrastując z ziemią. Słychać było delikatny świergot ptaków, któremu towarzyszył szmer strumienia. Cała flora i fauna obudziła się ze snu, by swym pięknem współtworzyć krajobraz malowany tysiącem barw. Siedziałem właśnie w swoim pokoju, snując plany spędzenia wolnego czasu, gdy nagle zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz... to była Klaudia. Moja dziewczyna z którą jestem już od ponad roku. Zaproponowała mi spotkanie... Oczywiście nie ujdzie zwątpieniu, że strasznie ucieszyłem się z tej wiadomości! Mieliśmy się spotkać o 16.00 w pobliskim parku, niedaleko pizzerii. Uradowany postanowiłem zrobić jej jakąś niespodziankę. Hmm.. a gdyby tak... Pomyślałem... Miałem zamiar kupić jej pierścionek i śliczne frezje na znak mojej miłości do niej. Chciałem wręczyć jej to, obiecując że już nigdy jej nie zostawię, że zawsze będziemy razem. Już po grób. Kiedy szedłem do sklepu, napotkałem mojego kumpla. -Elo Adam! -krzyknąłem. -No hej Tomek! Co tam u ciebie? Gdzie kroczysz? -A wybieram się właśnie do sklepu.. taka.. niespodzianka dla Klaudii -Uuuu... rozumiem. Znaczy, coś się szykuje? -Można tak powiedzieć. -rzuciłem tajemnicze spojrzenie, łobuziarsko się uśmiechnąłem i poszedłem dalej. Było około godziny 15.00, a ja... Siedziałem już w parku na ławce, czekając na ukochaną. Chciałem jeszcze na spokojnie to wszystko odtworzyć... To, co zamierzam mówić, robić. Tylko jednej rzeczy nie musiałem robić... Nie musiałem tego przemyślać. Byłem stu procentowo pewny, że właśnie z nią, chcę spędzić resztę życia. Ona... była dla mnie jak tlen, bez którego nie umiałbym żyć. Dawała mi nadzieję na przyszłość, na kolejne dni, które spędzałem właśnie z nią... W końcu zegar na wieży kościelnej wybił godzinę 16.00. I właśnie wtedy... zobaczyłem ją. Ubrana w jedwabną, niebieską sukienkę, powitała mnie pocałunkiem. -No hejj... -powiedziała z takim spokojem w głosie, jak gdyby mogła kogoś urazić. -Witaj piękna. Nareszcie jesteś. Mam coś dla ciebie -powiedziałem, posyłając jej jeden ze specjalnych uśmiechów. Po czym wziąłem ją za ręce i patrząc jej w oczy wyszeptałem... -Wiesz... Chciałbym, żeby tak było zawsze. Żebyśmy byli razem już na wieki. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia z nikim innym jak z tobą. Jesteś dla mnie najważniejsza, tylko ty się liczysz. Następnie wręczyłem jej kwiaty i włożyłem na palca pierścionek. Jej reakcja była niewyobrażalna. Rozpłakała się i tuląc się do mnie, musnęła moje usta... Byłem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Marzyłem o trwaniu w tej chwili aż do końca świata. Objąłem ją i razem poszliśmy w stronę pizzerii. Po przejściu na drugą stronę ulicy, zobaczyłem, że moja partnerka jest dziwnie niespokojna... -Poczekaj! -krzyknęła. -Komórka mi wypadła! Oo.. tam leży. -powiedziała, wskazując miejsce po drugiej stronie szosy. -Ehh.. niezdaro. -ciepło odparłem. -Pójdę po nią. Czekaj kotek. -pocałowała mnie w policzek i nie rozglądając się, wybiegła na ulicę. -Nieeee !!!!!!!!!!! -wrzasnąłem. Właśnie w tym momencie rozpędzony volvo, potrącił moją ukochaną. Podbiegłem do niej. Leżała w kałuży krwi. Wyglądała tak bezradnie... Tak słabo. Jak niewinny anioł, któremu odebrano nadzieję na przyszłość. -Tomek... -wyszeptała. -Wiesz... zawsze... pamiętasz?... Mówiłam, że... że zawsze będę cię kochać. Bez względu na wszystko... Pamiętaj o tym... Spojrzałem na nią. Jej oczy gasły. Odchodziła. Była coraz bliżej przejścia na drugą stronę. -Klaudia ! Nie.... Dlaczego ty?! Dlaczego?! -krzyczałem, a po moich policzkach leciały łzy. To był koniec. Koniec wszystkiego. Ona umarła. Odeszła ode mnie w najmniej spodziewanym momencie. Straciłem bliską osobę. Straciłem wiarę w szczęście losu...
Opowiem wam historię, którą przeżyła klasa Ic na wycieczce szkolnej do Zakopanego. Działo się to w dniach 7-10 maja. Jechaliśmy autobusem z dwoma opiekunkami. Po drodze gawędziliśmy sobie wesoło od czasu do czasu śpiewając piosenki. W trakcie wycieczki zajeżdżaliśmy w różne ciekawe miejsca. Do celu podróży dotarliśmy 7 maja. Gdy dojechaliśmy na miejsce była godz.2230. Lecz ja i Marzena nie mogłyśmy zasnąć,opowiadałyśmy sobie historie o upiorach. Bardzo długo nie spałyśmy. Marzena powiedziała: -Zobacz jest pełnia. Chcąc przestraszyć Marzenę rzekłam: -Słyszałam,że w pełnię źli ludzie zamieniają się w wilkołaków wysysają krew z szyi i...,Ach lepiej nie mówić! -Przestań!!!- wyszeptała - Marzena-lepiej zobacz jakie gwieździste niebo. I spojrzała w okno. -Aaaaaaaaaa!!!Zoooobacz jakiś... I nie dokończyła. Strach sparaliżował jej mózg. Od jej krzyku obudziły się Aneta i Paulina. -Marzena chyba zobaczyła wilkołaka –oznajmiłam im. -Przewidziałyśmy takie wypadki i wzięłyśmy z Netą torbę czosnku. -Chooodźźźmyyy spaaaać.-powiedziała Marzena jakby drętwym głosem. No i poszłyśmy. Rano obudziłyśmy się,a Marzena mówiła normalnie. Poszliśmy zwiedzać jakieś zabytki,ale mnie to zbytnio nie interesowało,cały czas myślałam o tym, co widziała Marzena. Zbliżał się wieczór. Marzena już się cała trzęsła. Chłopaki wpadli na pomysł:Będziemy wywoływać duchy! No dobra z chłopakami zawsze raźniej! Zebraliśmy się w jednym pokoju. Wzięliśmy jakiś talerz zgasiliśmy światło i Tomek jako najstarszy zaczął: -Duchy! Duchy! Ooooo!Uuuu! Wlazło drzwiami coś jakby duch konia w prześcieradle. -Aaaaaaaaaaaaaaaaa!-Marzena zawyła niczym pies do księżyca. -Woooo! Przybyliśmy z podziemi! Głos wydawał mi się znajomy. Duch zaczął łapać dziewczyny.Narobiło się krzyku! Duch natknął się na Jolkę,a Jolka zuch dziewczyna! Ściągnęła płachtę z ducha... A pod płachtą, kto –Marcin i Damian robią jakieś dziwne miny i wyją. -Ha ha –zaśmiała się Jolka mam was. Zdążyła to powiedzieć i do akcji wkroczyła nasza wychowawczyni -Co się z wami dzieje,głosniej nie umiecie się wydzierać!!! Wszyscy się uspokoili (na chwilę). Pani zdążyła przekroczyć próg i zaczęła się bitwa na poduszki. Za parę minut jeszcze raz odwiedziła nas pani . Pokój wyglądał jak po bitwie pod Grunwaldem. I dziewczyny i chłopaki wyglądali jak kurczaki. Pani Asia porozganiała nas po do swoich pokoi. Po takiej bitwie byliśmy tak zmęczeni ,że zaraz usnęliśmy. Następnego ranka wyruszyliśmy w drogę powrotną. Rozmawialiśmy o naszym wywoływaniu duchów. Przyszła do nas wychowawczyni i powiedziała: -Dostaliście wszyscy uwagi. -Proszę pani to nie sprawiedliwe, ja i Aśka nic nie robiłyśmy-broniła się Olka. -Powiedziałam ,że wszyscy to wszyscy! -Ale pani to jest! -Olu za obrazę nauczyciela też są punkty ujemne. I rzeczywiście pani Asia postawiła nam te punkty. Dziś wspominam tę wycieczkę ze śmiechem . A może wtedy Marzena naprawdę widziała kogoś za oknem