"Odosobnieni" Zaczął się nowy dzień. Dzień, który otwierał przed nami nowe perspektywy i możliwości w sferze, tego jakże nostalgicznego poranka. Była niedziela, drugi dzień warsztatów w gordejakach. Po rutynowej pobudce o godzinie 9.30 zjedliśmy wspólny posiłek. Po zakończeniu śniadania stało się coś, czego nikt nie podejrzewał. Zabrakło nam pieczywa na dalsze dni. Chodź w naszych szeregach dało się wyczuć nutę desperacji, wybraliśmy się do sklepu. Wędrowaliśmy przez nieznane piaszczystą ścieżka. Mijając malownicze pola i wiejskie gospodarstwa dotarliśmy na główna asfaltową drogę. Wędrówka byłą dla niektórych niezwykle uciążliwa. Nie jedna osoba zrezygnowała. Po około godzinie rytmicznego marszu dotarliśmy do małej wioski, gdzie dwieście metrów za znakiem stał sklep spożywczy. Ogólne rozczarowanie napełniło nasze serca, gdy okazało się, że w sklepie nie ma tego, czego akurat tak było nam potrzeba. "Zmarnowani" wracaliśmy do naszego domku letniskowego. Kiedy powtórnie doszliśmy na główną asfaltową drogę, umarła niemal cała nasza nadzieja. Nici z pożywnej wieczerzy! Wędrowaliśmy ze zwieszonymi głowami, gdy nagle z szeregu wyszła pewna osobą. Był to chłopiec o czystym sercu, który rzekł: -Wraz z moimi przyjaciółmi udamy się do "Lidla". Pomysł rzucony przez niego w pierwszej chwili wydawał się nieodpowiedzialny i całkiem głupi. Zapuszczać się w głąb tajemniczej szosy, jest zaiste niebezpieczne, lecz czyn ten był rozpatrywany przez pryzmat głodu wielu, którzy sami nie dali by rady wyruszyć w tę morderczą podróż. Decyzja zapadła. Piotrzzz, Michał pseudonimem "Falin" i Karol, zwany "Lolkiem" podążyli w stronę niekończącej się za horyzontem drogi. . . Na trasie czekało ich wiele niespodzianek, niekoniecznie pozytywnych, lecz taka byłą cena za "dobro wielu". Mijały minuty, dni i godziny a gwar rozmów był nadal tak samo optymistyczny i głośny jak na samym początku. Przemierzając kolejne metry, mijając niezliczone drzewa, dreptali po nieprzyjaznych bezdrożach ulicy. Ku zdumieniu pieszych, z błękitnego, dotychczas bezchmurnego nieba zaczęło padać. Matka natura w swojej złośliwości, obdarowała nas rzęsistym deszczem i ostrym nieprzyjemnym wiatrem. Gołdapscy włóczykije biegli ku otwartej przestrzeni, machając energicznie rękoma. Po upływie kolejnych kilometrów zatrzymał się człowiek dobrej woli. A był to szczęśliwiec posiadający czarne BMW. Chłopcy nie mogący powstrzymać się ze szczęścia wsiedli do auta. Kierowca uświadomił im że do miasta pozostał jedynie jeden kilometr, a droga jaką dotąd pokonali wynosi około 12 kilometrów. Wysiadłszy na gościńcu podążyli do hipermarketu. W czeluściach nieznanych promocji i ogromu tajemniczych produktów, odnaleźli regał z pieczywem. Pokusa kupienia czego innego byłą niezwykle potężna lecz ci młodzi ludzie opanowali swe egoistyczne żądze i kupili tylko to co trzeba. Opuszczając bulwar miasta zaczęli powracać do obozowiska. Niebo nad nimi było niezwykle pogodne i zachęcało do dalszego marszu, lecz ogrom przebytej drogi był zbyt duży, by podziwiać piękno malowniczej przyrody. Dotąd bezlitosna matka natura, pokazała nam drugie oblicze. W swej dobroci ukazała nam, liczne barwne ptaki, tuż za drzewem w pobliskim lasku wyglądał młody zając. Niezwykle zabawnie wyglądały jaszczurki tańczące w promieniach wychodzącego słońca. Umordowani mężczyźni powrócili do swojego obozowiska. Ich heroiczny czyn był niezwykle wielki, lecz wdzięczność za przebycie 30 kilometrów w poszukiwaniu jedzenia było nie proporcjonalna do zasług tych niestrudzonych osób. Był to niezwykle ciekawy dzień który każdy będzie pamiętał do końca życia. . . Moje opowiadanie ^..^ możesz je pozmieniać np przezwiska ale tak to sądzę że jest ciekawe i wgl Czy mogę liczyć na NAJ ??? pozdrawiam xD
Żadna nauczycielka nie ma takich świętych nerwów jak nasz pani. Ina mów, że jesteśmy bardzo muzykalni, bo mamy talent do grania jej na nerwach. Zawsze, gdy ona coś prosi to my robi to powoli jak żółw. Tak zawsze mijają nasze lekcje z panią, ale pewnego dnia... Dwie bliźniaczki podobne do siebie jak dwie krople wody zamieniły się miejscami. Pani mówi: - Agata Strach do odpowiedzi. Na to Karolina - jej siostra wstaje i idzie do odpowiedzi. Pani zapowiedział, że będzie je obydwie pytać. Pani zadała pytania a Karolina na wszystkie dobrze odpowiedziała. Do klasy weszła Pani dyrektor. Poprosiła polonistkę na chwilkę. Bliźniaczki natychmiast zamieniły się miejscami. Myślały, że nauczycielka jest ślepa jak kret i że nie zauważy ale ona to spostrzegła. Po chwili nauczycielka rzekła: - Karolina Strach do pytania. Dziewczyn znów wszystko ładnie opowiedziała. Pani po lekcji kazał zostać tym dwóm dziewczynkom. Powiedziała im, że wszystko widział i nie życzy sobie czegoś podobnego następnym razem. Owszem był to dobry pomysł, ale się nie powiódł. Gdy kończyła swoje kazanie w stosunku do bliźniaczek była u kresu możliwości. Niektórzy w klasie nic nie zauważyli i zostali nabici w butelkę. My dalej robiłyśmy swoje, a polonistka udawała, że nie widzi. Mam nadzieję, że pomogłam;)