Sen o Chopinie Uchwycił słuch mój dźwięki klawiszy Co po pokoju z wiatrem hulały. Wśród nut niebiańskich beztroskiej ciszy Chopina palce dzień przywitały. I tańczyć zaczęły nuty po ścianie, Powietrze jakby nagle zgęstniało. I znowu cisza – wyczekiwanie. I znów uderzenie ciszę przerwało. W takt Poloneza każde do pary Hordy anielskie kroczyć zaczęły. Wtedy stanęły wszystkie zegary, Cudowne wizje na mnie spłynęły. Nagle, przeniosłem się do tych czasów Gdzie księżyc świadkiem niedoli bywał. Wśród kampinoskich zielonych lasów, Mały Fryderyk Mazurki grywał. Ujrzałem mistrza przy fortepianie Jak palce swoje zgrabnie układał. I znowu cisza – wyczekiwanie. W myślach gdzieś błądził, wzrokiem coś badał. I tu – uderzył w klawisze białe, Aż dech zaparło, serce westchnęło, A dźwięki płyną jak oszalałe, Przecież dopiero co się zaczęło. I znowu cisza – chwila oddechu. Mistrz swoje nuty jeszcze raz zbadał. Najpierw powoli, tak bez pośpiechu Tej głuchej ciszy cios wielki zadał. I odpłynęły w niebiańskie strony Pierwsze etiudy, skoczne Mazurki. Z każdego dźwięku anielskie tony Pieściły białe kłębiaste chmurki. Potem oklaski, wielkie owacje, Rodzice za nim w salonie stali. Były uściski i gratulacje, Dla syna swego przyszłość wybrali. Aż zaszumiało, aż się ściemniło I trafił promień jasnego gromu. Choć słońce nadal pięknie świeciło Ja już znalazłem się w swoim domu. Leżałem w łóżku w wielkim skupieniu, Pokój falował w ostatnim tonie. Myśli krążyły gdzieś w oddaleniu Po tamtym dworku i po salonie. Za oknem ptaków pierwsze ćwierkanie, Bo już na wschodzie słońce stanęło. I znowu cisza – wyczekiwanie, Żeby się znowu wszystko zaczęło. Liczę na naj :** PZDR ;d
Cień Chopina Na wiejskie gaje, na kwietne sady, na pola hen, idzie nocami cień blady, cichy jak sen. Słucha, jak szumią nad rzeką lasy owite w mgły; jak brzęczą skrzypce, jak huczą basy z odległej wsi. Słucha, jak szepcą drżące osiny, malwy i bez; i rozpłakanej słucha dziewczyny, jej skarg, jej łez. W wodnych wiklinach, w blasku księżyca, w północny chłód, rusałka patrzy nań bladolica z przepastnych wód. Słucha jęczących dzwonów pogrzebnych i wielkich łkań, i rozpłyniętych kędyś, podniebnych, gwiazd błędnych drgań... Słucha, jak serca w bólu się kruszy i rwą bez sił - - słucha wszystkiego, co jego duszą było, gdy żył... Kazimierz Przerwa-Tetmajer
To jest wiersz Romana Brandstaettera „Rozmowa z siostrą” z tomiku „Pieśń o życiu i śmierci Chopina”: Posłuchaj, siostro... Co tutaj zostawiam? Matkę, Dla której zawsze byłem Powodem smutku i niepokoju. Garść znaków nutowych, W których na próżno zamknąć Moją biedę człowieczą. Kilku dobrze urodzonych znajomych O których Mickiewicz Zawsze mówił z przekąsem. Dwie kobiety, O których może nie warto pamiętać. A tę trzecią, Która jest kolcem w mej ranie. Posłuchaj, siostro... Zostawiam serce.... Po mojej śmierci Zabierz je z sobą w urnie do Polski, Do tej jedynej Złotowłosej, Niezastąpionej i wiernej, Za którą jednak nie umiałem walczyć, Za którą jednak nie umiałem zginąć. Czy trudniej jest umrzeć na polu bitwy, Niż na puchowych poduszkach? Odpowiedź znają Nieustępliwe Erynie... Posłuchaj, siostro... Zostawiam jeszcze garść polskiej ziemi, Którą dostałem od moich przyjaciół Gdy opuszczałem na zawsze Warszawę. Jest tam w szufladzie... W woreczku... Niechaj tę ziemię na mój grób wysypią... Gest sentymentalny? Teatralny gest? W zwierciadle śmierci Wszystko jest prawdą; I nic nie jest gestem. Posłuchaj, siostro... Kocham tę ziemię... Z tej ziemi jestem.