Czwartek, 11.marzec 2010r. Godzina 17.13. Mój pokój. Ciągle pada śnieg... Poszłam do szkoły po rekolekcjach. Straszna nuda. Pisaliśmy kartkówkę z historii o I wojnie swiatowej. Jeszcze gorsza nuda... A najgorszą rzeczą było to, że pani od polskiego zachorowała i mieliśmy dodatkową matematyke! Koszmar... Ale już po szkole, jutro piątek i technika. Będziemy robic plakaty. Takie lekcje lubie. teraz idę sie uczyc. A i najważniejsze - jutro konkurs z polskiego :] chyba moze być :]
11.03.2010r. Przebrnęłam przez ten dzień jak zwykle z melancholijnym nastrojem.W szkole nie było zbyt dobrze,na matematyce znowu wleciała mi pała.Matka znowu będzie jęczeć że mam się w końcu wziąć do nauki.Odprawi mnie do pokoju z książką do matmy a ja nic nie rozumieją,c zaszyję się pod kołdrą razem z laptopem.Jak zresztą zawsze."Ok.tym razem będzie inaczej nauczę się tej matmy".myślałam kiedy po maminym kazaniu wchodziłam do pokoju.Aż tu nagle wparował Antek ze swoimi zabawkam.Nie no nie wytrzymam poszłam do mamy a ona tylko na mnie spojrzała mówiąc "że przecież to tylko dziecko"W końcu nie nauczyłam sie matmy.Kurczę jaki ten świat niesprawiedliwy!Idę się położyc może sen mi dobrze zrobi...