Pewnego dnia kiedy byłem w lesie spotkałem krasnala. Ten dziwny stwór był bardzo fajny i dużo się uśmiechał. Bardzo mnie zainteresował, więc szedłem z nim, aż doszliśmy do wodospadu. Okazało się że tutaj ma swoją kryjówkę. Długo się bawiliśmy razem, aż w końcu mój kolega znikł. Nie wiedziałem co się stało i rozpłakałem się. Chciałem wracać do domu, jednak okazało się że nie wiem jak, zabłądziłem i nie pamiętałem drogi powrotu. Postanowiłem usiąść na pniu. Tak siedząc zobaczyłem jak mrówki chodzą po runie i bardzo mnie to zaciekawiło, chciałem to sprawdzić. Idąc tak opuściłem las i wróciłem do domu:)
Mam dla ciebie dwa opowiadania, wybierz które chcesz. Są moje, tyle, że pierwsze napisałam na dawno temu na bloga. Burza wstrząsała zamkiem Enkanderon. Ciemne, puste korytarze od czasu do czasu oświetlała błyskawica przecinająca granatowe niebo. Wydawało się, iż z ciemnych kątów szepczą głosy. To jednak nie przerażało lady Nadine, która trzymając w ręku świecznik, szła w kierunku głównej bramy. Nie mogła się powstrzymać na samą myśl o tym, co ją czekało. Już czuła ja języku smak świeżej, gorącej krwi. Jedyną osobą, jaką minęła po drodze była stara pani Stardhole. Wszyscy dziwili się, czemu Wielka Hrabina kłaniała się zwykłej zielarce. Ach, gdyby wiedzieli, czego nauczyła ją ta kobieta... Ileż nocy wpajała jej to, co teraz wie. Ileż to stron splamionych krwią ksiąg razem przejrzały... Szkielety iluż to ludzi spoczywają w jaskini u podnóży zamku... Wszyscy zginęli z ich ręki... Gdyby wiedzieli, że zwykła, drobna zielarka była tak na prawdę potężną wiedźmą... Andervelt czekał na nią w umówionym miejscu. Gdyby mogła, wybuchła by śmiechem nad naiwnością tego młodzieńca. Taki młody, taki głupi, taki niedoświadczony... Jakże łatwo było go uwieść. Wystarczyły czułe, nic nie znaczące słówka, namiętne pocałunki i obietnice wspólnej przyszłości. Tak, wszystkim mężczyznom to wystarczyło. Czasem nawet nie mogła uwierzyć ilu to groźnych, nieugiętych rycerzy wpadło w jej słodkie sidła. Jednak nie dziwiła im się. Żadna kobieta w królestwie nie miała takiej urody jak ona, Wielka Hrabina na Enkanderon, wdowa po Pierwszym Hrabim, który zginął w dziwnych okolicznościach wiele lat temu. Jej blada skóra przynosiła na myśl płatki śniegu. Krwiste usta, wygięte w pogardliwy uśmiech. Duże, zielone oczy, okolone wachlarzem czarnych rzęs. Krucze loki, błyszczące zdrowym blaskiem. Tak... Nie ma się co dziwić, że mężczyźni tak łatwo dawali się podejść. A teraz ten młody rycerz stojący przed nią...Wzięła go za rękę i poprowadziła do swojej komnaty. Gdyby miała serce, z pewnością biłoby teraz szybko. Tak szybko, jak serce młodego rycerza, który był przekonany, że czeka go upojna noc w jej ramionach. Zaśmiała się w duchu. Otworzyła drzwi swojej komnaty. Zdjęła pelerynę i odwróciła się do mężczyzny obdarzył ją uśmiechem i również zdjął swoje wierzchnie okrycie. Tym razem lady Nadine nie powstrzymała śmiechu. Powoli podeszła do młodziana. Usiadła mu na kolanach i pochyliła się, jakby chciała pocałować go w szyję. Jednak nie dotknęły go jej kształtne usta. Poczuł za to przeszywający ból, kiedy jej wampirze kły wbiły się w jego ciało. Krzyczał, próbując się wyrwać. Jednak kobieta wiedziała, że może krzyczeć do woli. Zaklęcie, które pani Stardhole rzuciła na jej komnatę nie przepuszczało na zewnątrz żadnych dźwięków. Nikt nie usłyszy przedśmiertnych wrzasków. Wybiła północ. Jej uczta się rozpoczęła. Owego dnia siedziałam smutna w swoim pokoju. Płakałam, ponieważ pokłóciłam się z moją przyjaciółką, dostałam dwie jedynki z fizyki, a kiedy robiłam kanapkę, rozcięłam sobie palec ostrym nożem. Byłam przytłoczona, czułam się nikomu niepotrzebna i porzucona. Wtem poczułam na twarzy ciepło. Podniosłam głowę i ujrzałam stojącego przy mnie pięknego anioła. Ubrany był w białą suknię. Jego skrzydła były srebrne. Nad głową błyszczał mu aureola. Zachwycona nie mogłam wydobyć z siebie głosu. On jednak uśmiechnął się i przytulił mnie. -Nie martw się- powiedział- Nie jesteś sama. -Czuję się taka opuszczona- załkałam. -Ja zawsze jestem przy tobie. Jestem twoim Aniołem Stróżem- powiedział, melodyjnym głosem. Czułam się, jakby moje problemy nagle uleciały, za sprawą tego cudownego głosu. Chciałam, aby cały czas trzymał mnie w ramionach, gdyż było mi w nich ciepło i błogo, czułam się bezpiecznie. -Jeśli znów poczujesz się źle, możesz do mnie mówić- wyszeptał mój Anioł- Ja zawsze cię słyszę i jestem przy tobie, mimo, że mnie nie widzisz. To mówiąc zniknął. Jednak ja wiedziałam, że ciągle jest przy mnie, strzegąc mnie. Otarłam łzy i odetchnęłam. Wiedziałam, że już nigdy nie poczuję się samotna, gdyż mój Anioł Stróż jest blisko mnie.