Jan Sobolewski widział jak wywożono 20 kibitek na Syberię. Wracając z miasta poprosił kaprala aby mógł to obserwować. Stał za słupami kościoła, w którym była msza. Nagle wszyscy ludzie wyszli i otoczyli więzienie, z których wywożono więźniów. Na placu stało wojsko, a w środku kibitki. Przyjechał na koniu policmejster i dano znak żeby wyprowadzać więźniów. Za bagnetami szli młodzi chłopcy, z ogolonymi głowami i skuci w kajdany. Najmłodszy z nich skarżył się, że łańcuch jest za ciężki, pokazuje skrwawioną nogę, ale policmejster zostaje niewzruszony. Sobolewski poznał wśród tłumów Janczewskiego, który znacznie schudł, ale wyszlachetniał. Zobaczył Jana, ucałował swoją dłoń i skinął ku niemu. Wszyscy od razu spojrzeli na Sobolewskiego, a kapral go ciągnął, żeby się schował. Janczewski widząc płaczący lud, potrząsnął łańcuchem, na znak że mu nie ciężył i krzyknął 3 razy "Jeszcze Polska nie zginęła". Sobolewski widział jak wsadzano więźniów do kibitek. Było tak cicho, że słyszał nawet dźwięk łancucha. Zauważył Wasilewskiego, który nie miał sił aby iść. Spadł ze schodów. Żołnierz podszedł do niego i wziął go na barki, po cichu nawet ocierał łzę. Kiedy wsadzał go do kibitki cały lud jęknął. Komenda dała znak aby ruszyć.W jednej był niewidomy więzień, który wyciągnął dłoń aby się pożegnać. Kibitka wjechała w tłum i stanęła pod kościołem. Sobolewski spojrzał we wnętrze kościoła i rzekł: "Panie! Ty, co sądami Piłata przelałeś krew niewinną dla zbawienia świata, przyjm tę spod sądów cara ofiarę dziecinną, nie tak świętą, ni wielką, lecz równie niewinną" :)
Opowieść Jana Sobolewskiego: opowiada, że widział jak wywozili na Sybir 20 kibitek ze studentami ze Żmudzi. Szedł wtedy ze swoim kapralem. Schował się nieopodal za słupami kościoła. W kościele była msza. Nagle wszyscy wybiegli a on widział w środku księdza trzymającego kielich. Ludzie skupili sie przed kościołem. Było tam dużo wojska, a na środku kibitki. Prowadzono do nich chłopców z ogolonymi głowami, mizernych, z przykutymi łańcuchami. Najmłodszy miał 10 lat, skarżył się, ze nie da rady udźwignąć łańcucha, miał nogę z krwi. Wtedy też zobaczył Janczewskiego, którego poznał choć tamten się zmienił (schudł, oszpetniał). Zdawał się pocieszać osoby uwięzione razem z nim. Zobaczył Sobolewskiego i myślał, że ten jest wolny (bo nie widział kaprala z nim). Skinął mu dłonią na pożegnanie. Kibitka ruszyła, a on zdjął kapelusz z głowy i trzy razy krzyknął "Jeszcze Polska nie zginęła!". Sobolewski opowiada współwięźniom, że ciągle ma w oczach ten obraz. Dalsza opowieść jest o tym jak przyjechaly następne kibitki. Dalej ludzi ładowano. Wojsko tak się bało cara, ze nie wykazywali zadnych emocji, choć twarze mieli blade. Wzięli ostatniego, który nie dawał rady isć. Sobolewski znów poznał - to był Wasilewski, z którym siedział w więzieniu. Tak go pobito na śledztwie, że spadł ze schodów taki był słaby. Zołnierz zebrał zmarłego Wasilewskiego z ziemi. Niósł go powoli i długo i potajemnie ocierał łzy. Wasilewski stężał w takiej postawie jakby go zdjeli z krzyża. Miał rozpięte ręce, oczy szeroko rozwarte. Zołnierz zaniósł go do kibitki. Kiedy kibitki odjechały razem ze zwłokami Wasilewskiego wówczas Sobolewski popatrzył do kościoła i zobaczył pusty kościół a w nim księdza podnoszącego ciało i krew Pańską. Jak to zobaczył to rzekł: "Panie! Ty, co sądami Piłata przelałeś krew niewinną dla zbawienia świata, przyjm tę spod sądów cara ofiarę dziecinną, nie tak świętą ni wielką, lecz równie niewinną". (-cytat z ksiażki dziady III. A. Mickiewicz,warszawa 1975, str.33) Po tej opowieści następuje długie milczenie.