Czesław Miłosz Ogrodnik Adam i Ewa nie na to zostali stworzeni, Żeby kłaniać się księciu i władcy tej ziemi. Inna, słoneczna, ziemia poza czasem trwała. Im obojgu na wieczną szczęśliwość oddana. Siwobrody ogrodnik drzew na niej doglądał, Chociaż świat nie stał w blasku, tak jak tego żądał. Na dni i wieki patrzył niby przez lunetę Na całe swoje dzieło, tak dobrze zaczęte, Które z winy poznania obrócić się miało W nienasycenie duszy i ranliwe ciało. Ostrzegł ich, ale wiedział, że to nie pomoże, Bo byli już gotowi i tak jakby w drodze. Niewidoczny w listowie, dumał, zasmucony, Widział ognie i mosty, okręty i domy, Samolot w nocnym niebie migający iskrą, Łoża z baldachimami i pobojowisko. O biedne moje dzieci, więc tak wam się spieszy Do piachu, w którym czaszka żółte zęby szczerzy? Do zamykania bioder w majtki, krynoliny, Do odkrywania ciągów skutków i przyczyny? Oto zbliża się wróg mój i zaraz wam powie: Spróbujcie, a staniecie się jako bogowie. Lokaje samolubnej miłości i zbrodni, I zaiste bogowie, tylko że ułomni. Nieszczęsne moje dzieci, jaka długa droga, Nim zrujnowany ogród zakwitnie od nowa, I lipową aleją wrócicie przed ganek, Gdzie na rabatkach pachną szałwia i tymianek. I czy było konieczne nurzać się w otchłani, Systemata układać, zamiast mieszkać w baśni, Nad którą nieustanna jest moja opieka? Bo prawdę mówi Pismo, że mam twarz człowieka. prosze:)
Czesław Miłosz Ogrodnik Adam i Ewa nie na to zostali stworzeni, Żeby kłaniać się księciu i władcy tej ziemi. Inna, słoneczna, ziemia poza czasem trwała. Im obojgu na wieczną szczęśliwość oddana. Siwobrody ogrodnik drzew na niej doglądał, Chociaż świat nie stał w blasku, tak jak tego żądał. Na dni i wieki patrzył niby przez lunetę Na całe swoje dzieło, tak dobrze zaczęte, Które z winy poznania obrócić się miało W nienasycenie duszy i ranliwe ciało. Ostrzegł ich, ale wiedział, że to nie pomoże, Bo byli już gotowi i tak jakby w drodze. Niewidoczny w listowie, dumał, zasmucony, Widział ognie i mosty, okręty i domy, Samolot w nocnym niebie migający iskrą, Łoża z baldachimami i pobojowisko. O biedne moje dzieci, więc tak wam się spieszy Do piachu, w którym czaszka żółte zęby szczerzy? Do zamykania bioder w majtki, krynoliny, Do odkrywania ciągów skutków i przyczyny? Oto zbliża się wróg mój i zaraz wam powie: Spróbujcie, a staniecie się jako bogowie. Lokaje samolubnej miłości i zbrodni, I zaiste bogowie, tylko że ułomni. Nieszczęsne moje dzieci, jaka długa droga, Nim zrujnowany ogród zakwitnie od nowa, I lipową aleją wrócicie przed ganek, Gdzie na rabatkach pachną szałwia i tymianek. I czy było konieczne nurzać się w otchłani, Systemata układać, zamiast mieszkać w baśni, Nad którą nieustanna jest moja opieka? Bo prawdę mówi Pismo, że mam twarz człowieka.