Warszawa: legenda o kościele św. Marcina W wieku XVII na zabudowania augustianów pożądliwym wzrokiem spoglądali zarówno duchowni z kolegiaty św. Jana, jak i ojcowie jezuici . Według Juliana Bartoszewicza, w związku z pięknym wystrojem i bogactwami kościoła mieli na niego chrapkę jezuici. W 1628 r. zajęli świątynię podstępem. "Namówili jakąś wdowę, aby wyprawiła żałobne nabożeństwo u augustianów za duszę męża. Potem, by do siebie sprosiła zakonników na obiad. Wyszli do niej wszyscy z przeorem, zostawiwszy jednego tylko furtjana braciszka, lecz i tego wymamił z klasztoru wyznaczony na ten cel jezuita, zmyślają przed braciszkiem, ze przeor go wołał , a obiecując przez ten czas pilnować furty. Wziąwszy więc klucze od braciszka zaraz dał znać do swojego kollegium, a wtedy jezuici naszli i prawnie niby, jako bez właściciela prawem kaduka zajęli kościół i klasztor". Augustianie odzyskali szybko klasztor, a sprawa dotarła aż do Rzymu. Papież "na wieczny wstyd jezuitów" nakazał im odprawianie uroczystej mszy świętej każdego 5 maja na część patriarchy zakonu augustianów. Warszawa: legenda o bezdzietnym młynarzu Według legendy przekazanej przez Artura Oppmana bogatemu, bezdzietnemu młynarzowi ukazała się pewnego razu Matka Boża. Poleciła mu zbudować kościół w miejscu, gdzie zobaczy zaśnieżone wzgórze. Obiecała, że jeśli tak uczyni, rok później ochrzci w tym kościele syna. Na znalezionym wzgórzu kościół już się budował, młynarz ufundował więc dzwonnicę przy kościele. Jego prośby i modlitwy o dziecko zostały wysłuchane. Toruń: legenda o nazwie miasta Przed wiekami nad brzegiem Wisły powstało miasto. Czasy były niespokojne, dlatego otoczyło się wysokim murem z cegły, a dla większej pewności – także obronnymi basztami. Jedna z tych baszt bardzo interesowała się tym, co dzieje się wokół. Szybko zaprzyjaźniła się zatem z rzeką i często z nią rozmawiała. Dowiadywała się przy okazji wielu rzeczy, bo przecież Wisła z niejednego pieca chleb jadła... O wszystkim, czego się dowiedziała, natychmiast opowiadała swojej przyjaciółce. Po paru latach baszta znudziła się opowieściami Wisły, a nawet zaczęła jej zazdrościć. Przyjaciółki przestały się odzywać. Rzeka wprawdzie nadal chciała opowiadać o ciekawostkach ze świata, ale baszta jej nie słuchała. Rozsierdziło to Wisłę i zaczęła podmywać mury. Baszta zrozumiała, że to nie przelewki i odezwała się do dawnej przyjaciółki. Poprosiła ją, żeby tędy nie płynęła, bo runie. „To ruń” – odparła Wisła, a los chciał, że te słowa, niesione po wodzie, dotarły do uszu dwóch wędrowców, którzy akurat ujrzeli mury miasta. Właśnie zastanawiali się, jak się nazywa. Gdy usłyszeli słowa Wisły, zapamiętali je jako nazwę, a potem wpisali na mapę. I tak już zostało...
Przed wiekami nad brzegiem Wisły powstało miasto. Czasy były niespokojne, dlatego otoczyło się wysokim murem z cegły, a dla większej pewności – także obronnymi basztami. Jedna z tych baszt bardzo interesowała się tym, co dzieje się wokół. Szybko zaprzyjaźniła się zatem z rzeką i często z nią rozmawiała. Dowiadywała się przy okazji wielu rzeczy, bo przecież Wisła z niejednego pieca chleb jadła... O wszystkim, czego się dowiedziała, natychmiast opowiadała swojej przyjaciółce. Po paru latach baszta znudziła się opowieściami Wisły, a nawet zaczęła jej zazdrościć. Przyjaciółki przestały się odzywać. Rzeka wprawdzie nadal chciała opowiadać o ciekawostkach ze świata, ale baszta jej nie słuchała. Rozsierdziło to Wisłę i zaczęła podmywać mury. Baszta zrozumiała, że to nie przelewki i odezwała się do dawnej przyjaciółki. Poprosiła ją, żeby tędy nie płynęła, bo runie. „To ruń” – odparła Wisła, a los chciał, że te słowa, niesione po wodzie, dotarły do uszu dwóch wędrowców, którzy akurat ujrzeli mury miasta. Właśnie zastanawiali się, jak się nazywa. Gdy usłyszeli słowa Wisły, zapamiętali je jako nazwę, a potem wpisali na mapę. I tak już zostało...