Rozpakowywałem bagaże po powrocie do domu, chłopcy biegali po dworze i dzielili się wrażeniami z wakacji z kolegami. Pomyślałem o Karen, Petersenie, którzy pewnie szykowali się już do wyjazdu z Polski. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu, dzwonił komendant Policji, który poinformował mnie, że Kozłowski uciekł z więzienia. Informacja z Policji bardzo mnie oburzyła, postanowiłem ostrzec Karen, gdyż obawiałem się, że ten bandyta będzie chciał się na niej zemścić. Telefon zadzwonił ponownie, tym razem dzwonił Petersen, który pytał mnie o Karen, gdyż dziewczyna „ znikneła ”. W tej samej chwili do dom przyszedł listonosz z poleconym listem. Wziąłem list i podziękowałem za przesyłkę. Czytając list od razu poznałem znajome mi pismo Kozłowskiego, który pisał: „Panie Tomaszu, chyba Pan już się dowiedział o mojej ucieczce i o zniknięciu tej naiwnej Karen. Wystarczyło jej powiedzieć,że Pana porwałem i wtedy zrobiła, co jej powiedziałem. Miała przyjechać na pastwisko w Kortumowie i wybawić pana. Proszę wręczyć mi bilet do Francji i dziesięć tysięcy dolarów, a uwolnię dziewczynę. Jeśli chodzi o pieniądze to Petersen na pewno panu pomorze. Kozłowski.” Natychmiast spojrzałem na kopertę. Z daty stempla pocztowego na znaczku wydedukowałem miejsce, w którym może przebywać Kozłowski. O wszystkim powiedziałem Petersenowi i zaoferowałem swoją pomoc w uwolnieniu dziewczyny. Nagle wbiegli chłopcy i przerwali moją rozmowę z panem Petersenem. Nie tracąc czasu zarządziłem natychmiastowy wyjazd w celu odnalezienia Karen i bandyty. Po przybyciu na miejsce moje przeczucia się potwierdziły. W opuszczonym starym domu na skraju lasu odnalazłem Karen, ale po Kozłowskim nie było ani śladu. Postanowiłem jak najszybciej zawiadomić Petersena i Policję o uwolnieniu dziewczyny. Wsiedliśmy do wehikułu i ruszyliśmy w powrotną drogę. Po przejechaniu kilku kilometrów zobaczyłem nadjeżdżający z przeciwka samochód Petersena. Karen rzuciła się w ramiona ojca. Delikatnie przerwałem powitanie i oznajmiłem,że powinniśmy złapać porywacza i oddać go w ręce władzy. Jednak na moją prośbę Petersen uśmiechnął się i oznajmił: - „Mister Samochodzik, ten łotr już nic złego nikomu nie zrobi. Jadąc do was bym go rozjechał, gdyż wyskoczył z lasu jakby go goniła wataha wilków. Zatrzymałem się z piskiem opon,a on stał jak słup. Nie tracąc czasu wyskoczyłem z samochodu i obezwładniłem złoczyńcę, następnie oddałem go w ręce władzy.”
Wszystko zaczęło się od języka angielskiego. Mimo naprawdę sporego wysiłku i ogromnej ilości poświęconego czasu, okresy warunkowe były dla Asi niczym czarna magia. - Nie dam rady!- powiedziała dzień przed klasówką do swojej przyjaciólki Agaty. - Kuję to od tygodnia i nic. Cóż z tego, że znam słówka i potrafię zrozumieć tekst! Za nic w świecie nie uda mi się ułożyć poprawnych wyrażeń. - Nie będzie tak źle.- pocieszała ją Agata. - Wątpię.- Asia zacisnęła usta w wąską kreskę. I rzeczywiście. Test okazał się trudny, nie było od kogo ściągnąć, summa summarum: jedynka. Asia w kiepskim nastroju wracała do domu. - No co ty Aśka!- Agata na wszelkie sposoby starała się pocieszyć koleżankę. - Znajdziemy kogoś, kto cię poduczy i poprawisz pałę! - Łatwo powiedzieć. Przecież próbowałaś mi pomóc. I co? Najwyraźniej nie jestem pojętna. - To raczej ze mnie kiepski nauczyciel.- Agata machnęła ręką. - Dostałam zaledwie tróję. Ale wiesz co? Poproszę Karolinę. Ona na pewno ci pomoże. Asia wzruszyła ramionami. Do tej pory rzadko dostawała jedynki. Sumienność w nauce i długie przesiadywanie nad książkami przynosiły efekty w postaci dobrych ocen. Ale niestety. Nie wszystko da się wykuć. Są rzeczy do których, po prostu, trzeba mieć talent. "A ja nie mam"- pomyślała Asia. W domu mama nie robiła jej żadnych wyrzutów. Sprawa jedynki szybko zeszła na dalszy plan, bo na niedzielę zapowiedzieli się dawno nie widziani goście. Asia nie potrafiła jednak beztrosko rozmawiać o ciastach i sałatkach. Wieczorem sama zadzwoniła do Karoliny i zapytała, czy może jej pomóc poprawić się z angielskiego. - Oczywiście- zgodziła się Karolina a Asia odetchnęła z ulgą. Będzie dobrze. Umówiły się na sobotni wieczór. Jeżeli zdoła pojąć jakoś te okresy warunkowe, to już w poniedziałek poprawi tę nieszczęsną jedynkę. A jeśli nie? Takiego wariantu w ogóle nie brała pod uwagę. Zaweźmie się! Będzie kuła całą noc, ale poprawi! Musi poprawić! O szesnastej w sobotę zadzwonił telefon. - Asia?- głos Karoliny był poważny i drżący.- Nie mogę do Ciebie przyjść. Wypadła mi niespodziewanie ważna sprawa. Nie dam rady. Ale słuchaj... Jeśli się zgodzisz, to przyślę do Ciebie mojego brata. On studiuje angielski na pierwszym roku. Wytłumaczy ci lepiej ode mnie. Co ty na to? - No tak... Nie mam innego wyjścia. Godzinę później w drzwiach domu stanął przystojny brunet. Na jego widok Asia oniemiała a serce zaczęło jej bić w zawrotnym tempie. - Jestem Mariusz, brat Karoliny.- przedstawił się.- Podobno masz jakieś problemy z angielskim? - Okropne!- Asia odzyskała równowagę.- Nie pojmuję okresów warunkowych. Mariusz uśmiechnął się. - Da się zrobić! Usiedli razem w pokoju. Z radia płynęła cicha muzyka. Mariusz najpierw przejrzał podręcznik i zeszyt od angielskiego, potem przepytał Asię z podstawowych wiadomości, a w końcu powiedział zadowolony: - Na szczęście nie masz zaległości. Przy tym, co umiesz, okresy warunkowe to pestka. Dasz radę! Zobaczysz! Jego spojrzenie budziło w Asi cieplejsze uczucia. Co za wspaniały chłopak! Brunet o brązowych oczach i zniewalającym uśmiechu. Chciałoby się z takim pójść na randkę! Natychmiast skarciła się za te myśli i zmobilizowała wszystkie siły, aby jak najlepiej opanować temat. Po dwóch godzinach tłumaczenia, ćwiczeń i ciągłego powtarzania, odetchnęła z zadowoleniem. - Super! Wydaje mi się, że załapałam o co w tym wszystkim chodzi!- powiedziała.- Chyba sobie poradzę. - Nie mam najmniejszych wątpliwości.- Mariusz znowu się uśmiechnął.- No cóż..- dodał.- Cieszę się, że mogłem ci pomóc. Ale muszę już lecieć.- podniósł się z krzesła i skierował w stronę drzwi. - Życzę ci powodzenia!- dodał na odchodnym. - Dzięki.- szepnęła Asia, zaskoczona jego dość nagłym wyjściem. Nie wypił nawet herbaty. Kiedy zamknęła drzwi za Mariuszem, z kuchni wyjrzała mama. - I co? Pouczyłaś się? To chodź mi pomóc robić sałatkę. - Och, mamo! - Nie drocz się! Nie samą nauką człowiek żyje! Mama miała rację.Krojenie warzyw, doprawianie potraw, a przede wszystkim spokojna, taka o wszystkim i o niczym rozmowa, pomogły jej się zrelaksować i nabrać dystansu do codziennych problemów. Nie same angielskie czasy i słówka istnieją przecież na świecie. Jest jeszcze rodzina, dom. Są marzenia... Gdy w poniedziałek rano zadzwonił budzik, Asia szybko wyskoczyła z łóżka. Co prawda położyła się dość późno wieczorem, ale niedziela z gośćmi minęła tak radośnie i odprężająco, że nie miała żadnych kłopotów ze snem. Kilka dobrze przespanych godzin uczyniło ją optymistycznie nastawioną do życia. Aż uśmiechała się do mijanych po drodze ludzi. - No co ty, Aśka! Wygrałaś samochód czy co?- zawołała Agata zdziwiona nagłą przemianą. - Jaki samochód? Mam po prostu dobry humor. - Nie boisz się anglika? - Eee... raczej nie. Gdy szły w kierunku szatni dołączyła do nich Karolina. - Sorki, Aśka! Naprawdę nie mogłam.- próbowała się tłumaczyć. - Daj spokój!- Asia machnęła ręką- Jakoś to pojęłam. Zresztą twój brat nieźle mi to wszystko wyklarował. Dobry jest. - Gdzie studiuje?- chciała wiedzieć Agata. - W Poznaniu- odpowiedziała Karolina. - Może mnie też z nim umówisz? - Nie ma sprawy! Wszystkie trzy wybuchnęły śmiechem. Kilka godzin później Asia wracała do domu. Szła powoli, sama, wyciszona. Poprawiona ocena już nie psuła jej humoru. Aż dziw, że tak bardzo się tym wszystkim przejmowała. Na drugi raz nie powinna panikować. - Jak poszło?- usłyszała znajomy głos. Zza zakrętu po lewej stronie wyłonił się uśmiechnięty Mariusz.- Nie, nie odpowiadaj. Sam zgadnę. Zdałaś! -Co ty tu robisz? Tak, zdałam. Skąd wiesz?- Asia była tak zaskoczona, że nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. - Mam trochę wolnego i chciałem cię zobaczyć.- wyjaśnił swą obecność Mariusz- A wiem od Karoliny. Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu, uśmiechnięty, przystojny, wspaniały. - Dasz się zaprosić na ciastko i lody?- zapytał miękko- Trzeba to uczcić. Gdzieś niedaleko za nimi zatrąbił samochód. Małe dzieci z hałasem wysypały się z przedszkola. Życie toczyło się swoim torem.