Adam mickiewicz "Lilije" streszczenie - narrator kobieta.

Był późny wieczór, kiedy mój mąż wrócił z wojny. Przestraszyłam się, że może dowiedzieć się o mojej zdradzie i zostanę skazana na śmierć. Przytuliłam go i wbiłam mu sztylet w serce. Przez jakiś czas nie wiedziałam co mam robić. Trzymałam bezwładne ciało mojego męża na rękach. Wyszłam na łąkę i tam go pochowałam, obok znalazłam białe lilie, czyli symbol czystości i niewinności, posadziłam je na grobie rycerza. Nikt nie mógłby domyślić się, że tu są zwłoki martwego człowieka. Spojrzałam na moje zakrwawione ręce. Przeraziłam się. Czym prędzej zaczęłam stamtąd uciekać. Biegłam przez ciemny las, drogę oświetlał mi tylko księżyc. W okolicy słyszałam wycie wilków. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o zbrodni, której dokonałam, jednak sumienie nie dawało mi spokoju. Na skraju lasu dostrzegłam małą chatkę, postanowiłam tam wejść. Drzwi otworzył mi nieznajomy starzec. on dowiedział się o tym, że dopuściłam się zdrady. Był bardzo uprzejmy i wpuścił mnie do środka. Opowiedziałam mu o tym, że zabiłam swojego własnego męża, ponieważ bałam się kary jaka by mnie czekała. Pustelnik odpowiedział mi abym się nie przejmowała tym co zrobiłam, bo tylko mój mąż mógł ujawnić prawdę ale teraz on już nie może nic powiedzieć. Poradził mi abym spokojnie wróciła do swojego domu. Podziękowałam mu i udałam się w drogę powrotną. Przy bramie zastałam swoje dzieci, które pytały o ojca. Okłamałam je, mówiąc im, że ich tata wróci za kilka dni. Przez parę wieczorów czekały na jego powrót, lecz później o nim zapomniały. Ja jednak nie byłam spokojna. Ciągle słyszałam głos mojego męża, byłam niespokojna. Następnego dnia przyjechali do mnie bracia zmarłego rycerza. Byli bardzo zdziwieni, że on jeszcze nie wrócił z wojny. Powiedziałam im, że pewnie zginął i już nigdy go nie zobaczymy. Długo na niego czekali, ale on się nie zjawił. Obaj chcieli, abym została ich żoną i wyjechała. Kolejny raz nie wiedziałam co mam zrobić. Wtedy przypomniałam sobie o starcu, który pomógł mi ostatnio. Poszłam do niego. Tym razem on odpowiedział mi, że nie ma zbrodni bez kary i może wskrzesić mojego męża, aby wrócił do domu. Nie chciałam tego, nie mogłabym po tym wszystkim spojrzeć mu w oczy. Błagałam pustelnika, żeby tego nie robił. Z moich oczy popłynęły łzy. Jeszcze raz poprosiłam go o radę. Powiedział abym zdała się na los, kazała szwagrom iść po kwiaty i upleść z nich wianki, a potem złożyć je na ołtarzu. Moim mężem miał zostać ten, którego pierwszy wezmę wianek. Pomyślałam, że to dobre rozwiązanie, więc podziękowałam starcowi i wyszłam. W niedzielę bracia mojego męża poszli wykonać zadanie, spotkałam się z nimi w kościele i wzięłam do ręki jeden wianek z pięknych, białych liliji. Bracia zaczęli się kłócić, każdy z nich uważał, że to jego wianek. Nagle drzwi kościoła się zatrzęsły i świece zgasły. Przestraszyłam się. Zobaczyłam ducha mojego męża i z moich oczu znów popłynęły łzy. On powiedział:
- Mój wieniec i ty moja! Kwiat na mym rwany grobie. Wy moi, wieniec mój, dalej na tamten świat.
Po tych słowach cerkiew się zatrzęsła i runęła. Ziemia ją zakryła i wyrosły na niej lilije. A rosły tak wysoko jak pan leżał głęboko.

Dodaj swoją odpowiedź