Wyobraż sobie że wybieras się na miesiąc do puszczy amazońskiej zrób listę artykułów które ze sobą zabierzesz. Z góry dzienki ;)

Wyobraż sobie że wybieras się na miesiąc do puszczy amazońskiej zrób listę artykułów które ze sobą zabierzesz. Z góry dzienki ;)
Odpowiedź

Latarka , śpiwór , kołdra , poduszka , coś do jedzenia , picie , ubrania

kompas, mape, prowiant, namiot, no i moze jeszcze jakis telefon (moze gdzies bedzie zasieg :))

wybierz coś z tego Obudziła się na kanapie, wstrząsana spazmami, z którymi zasnęła. Rozglądając się w około zauważyła, że przyjaciółka musiała wyjść już jakiś czas temu i poczuła, że wraca do niej niczym bumerang cały koszmar wczorajszego wieczoru. Podeszła na palcach do drzwi sypialni i spojrzała na śpiące dziecko. To Sophie, musiała ją nakarmić i znów ułożyć do snu, skoro jeszcze nie płakała. Cicho i delikatnie zamknęła drzwi i wróciła do salonu. Odszukała pozostawioną w zapomnianym kącie szuflady paczkę papierosów i z poczucia ulgi omal nie wrzasnęła. Zamknęła się w kuchni i łapczywie paliła papierosa za papierosem z trudem utrzymując go w trzęsących się dłoniach. Severus z trudem zbierał myśli, ponieważ w jego świadomości aż wrzało od emocji, których nie znał. Ona mu je przekazywała, choć na pewno wcale nie miała takiego zamiaru. Przekazywała mu strach i rozpacz, do której odczuwania mógł mieć zdolność tylko ktoś o tak otwartym umyśle jak ona. Wiedział, co może zrobić w takim stanie, wiedział też jak bardzo musi cierpieć w pustym mieszkaniu. Jednak najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że kiedy wczoraj się z nią widział była w zgoła innym nastroju. Nawet fakt, że była kobietą nie usprawiedliwiał takiej huśtawki emocjonalnej. I choć doskonale wiedział, że powinien do niej iść, to czuł, że jest to ponad jego siły aby poza posiadaniem jej emocji mieć jeszcze doświadczenia wizualne. Dziecko płakało domagając się zainteresowania. Wzięła je na ręce czując, że jeszcze chwila i sama się rozpłacze. Ale jej oczy były suche, jakby zabrakło jej łez. Było jej bardzo ciężko, bo wiedziała, że będzie musiała postawić na kartę swój dziwny związek i patrzeć jak chwieje się pod naporem nowych wieści, które prędzej czy później będzie musiała przekazać swojemu partnerowi. „Partner”- lubiła to słowo w odniesieniu do niego. A w tym wypadku lepiej by było powiedzieć mu jak najszybciej czego świadomość bolała najbardziej. Zrobił coś ryzykownego. Wysłał jej jedną ze szkolnych sów. Nie dołączył żadnej wiadomości, ale dał jej możliwość by się z nim skontaktowała, bo wiedział, że nie użyje tego sposobu, który ma w zanadrzu. Właściwie, to nawet nie chciał by go użyła. Jej umysł był aż za nadto zdewastowany, nie powinna nadwyrężać go dodatkowo, a każda próba takiego kontaktu wykańczała ją. Mimo że potrafił świetnie panować nad tak zwykłymi emocjami jak zniecierpliwienie, to po każdej kolejnej lekcji szedł na błonia i czekał na jej odpowiedź. Sowę przywitała z mieszanymi uczuciami, jeśli ją przysłał to znaczy, że wiedział że coś jest nie tak. Zdecydowanie za szybko. Nie była gotowa aby mu to powiedzieć, a wiedziała, że nie jest w stanie go okłamać, że nawet jeśli spróbuje to on i tak ją przejrzy nawet zanim sama sprecyzuje swoje myśli. Nie, kłamstwo nie wchodziło w grę. A prawda? Prawda nas wyzwoli, ale w tym przypadku nie mogło być o tym mowy. To prawda miała być narzędziem zagłady dla jedynej dobrej rzeczy jaką stworzyła ostatnimi czasy. Mogła zapomnieć o spokoju, o którym tak marzyła. Szybko napisała, krótką wiadomość mocząc papier łzami. Odpowiedź przyszła dużo później niż się jej spodziewał, zdążył skończyć już zajęcia a nawet poprawić kilka wypracowań, kiedy mała płomykówka zaczęła tłuc się o drzwi jego gabinetu. Dziś, kolacja o 21. H. To nie było w jej stylu pisać tak zwięźle. Papier był nadal jeszcze wilgotny od jej łez. Severus nie po raz pierwszy miał wrażenie, że wolałby strzelić sobie w głowę z broni palnej, niż pójść tam i po raz enty patrzeć na tą całą szopkę. Ona była zdecydowanie zbyt egzaltowana jak na jego standardy, choć jeśli miał być szczery to miało to swoje plusy w pewnych bardzo przyjemnych sytuacjach. Telefon dzwonił uparcie, choć ona równie uparcie udawała, że wcale go nie słyszy. Po dwóch minutach nieznośnego terkotu w końcu się złamała i podniosła słuchawkę. -Słucham.- mruknęła niezbyt przyjemnym tonem. -Dzwonię żeby się upewnić, że jakoś się trzymasz. Musiałam iść do pracy.- usłyszała miękki głos Sophie. -Żyję. -A powiedziałaś już o wszystkim „Panu Mrocznemu”? -Komu? O kim ty mówisz?- Hermiona świetnie wiedziała, że spośród wszystkich ludzi, których zna tylko Severus zasługuje na takie miano, ale nie miała pojęcia skąd pielęgniarka mogłaby wiedzieć o jego istnieniu. Ona sama na pewno o nim nie wspomniała. -Bardzo wysoki, ziemista cera, dłuższe czarne włosy, garbaty nos. Straszne przerażające oczy i głos jak obietnica grzechu- kojarzysz go? -Ja tak, ale ty? -Widywałam go na swoim oddziale, kiedy Vesper jeszcze u nas leżała. -Jak to?- dziewczyna z trudem starała się pozbierać myśli, które zdawały się galopować w jej głowie niczym stado dzikich koni. -Przychodził prawie codziennie, stawał przy szybie i wpatrywał się w nią. Nigdy nie próbował wejść, tylko patrzył. Wszystkie pielęgniarki o nim gadały, sama wiesz jak wygląda, raczej trudno go przeoczyć. Zresztą kiedy ty jeszcze u nas leżałaś to był u ciebie codziennie, zawsze kiedy spałaś. Patrzył. -Dopiero teraz mi to mówisz?! - Nie pytałaś. -Nieważne. -Powiedziałaś mu? -Dlaczego miałabym? To tylko znajomy.- powiedziała Hermiona starając się przybrać najbardziej obojętny ton z możliwych. -Nie kłam, słabo ci to wychodzi, znajomi nie przychodzą codziennie do szpitala, nie wpatrują się godzinami takim wzrokiem. -Nie powiedziałam.- dała za wygraną. -Zrób to jak najszybciej. -To nie jest jego problem, on ma zbyt wiele własnych. -Przeciwnie moja droga. Muszę lecieć, trzymaj się. Połączenie zostało przerwane nagle, a Hermiona nadal stała z słuchawką przy uchu. A więc wcale się nie mścił, nie był takim za jakiego go miała. Przychodził codziennie, patrzył. Ale dlaczego? Po chwili zastanowienia Mistrz Eliksirów postanowił, że jeżeli ONA robi kolację to warto jednak to przeżyć, bo może wreszcie znajdzie się coś w czym Wiem-To-Wszystko nie jest aż tak wspaniała. Hermiona krzątała się po kuchni od godziny, choć już wchodząc do niej z zamiarem ugotowania kolacji wiedziała, że nic z tego nie będzie. Nie mogła skupić myśli. Nie mogła opanować drżenia dłoni. Nawet warzyw nie była w stanie pokroić. Ale dała za wygraną dopiero, kiedy zapomniała zdjąć z gazu patelnię z mięsem, a sama poszła do dziecka. Do rzeczywistości przywrócił ją dopiero swąd spalenizny wydobywający się z kuchni. Znów zaczęła płakać, dzwoniąc po chińskie dania na wynos. Z butelką dobrego czerwonego wina, w uprasowanej przez skrzaty szmaragdowej koszuli stał pod jej kamienicą i czuł się jak kompletny idiota. Zamiast tak jak miał to w zwyczaju wparować bez pukania za to z wściekłością lub ironią, on zastanawiał się co robić i mówić by nie pogarszać już i tak beznadziejnej sytuacji. Otrząsnął się jednak szybko i już po chwili tak jak miał to w zwyczaju wszedł do mieszkania. Zastał ją w salonie, choć przez kilka sekund zastanawiał się czy to na pewno ona. Jej loki zostały ujarzmione złotą klamrą, a nienaganna figura podkreślona delikatną biała sukienką. Wyglądała jak ucieleśnienie niewinności, a on natychmiast poczuł palącą potrzebę starcia tego wrażenie na proch, przecież i tak było kłamliwe. -Hermiono? Kiedy na niego spojrzała wszelkie wrażenie prysło jak mydlana bańka. Nawet gruba warstwa kosmetyków nie była w stanie zakryć zaczerwienienia oczu i niezdrowej woskowej cery. Najbardziej pewna siebie postawa nie mogła zamaskować drżenia dłoni. Smutek bił z niej a wściekłość błyszczała w zaczerwienionych oczach. -Pomyślałam, że zjemy w kuchni.- powiedziała uciekając wzrokiem w kierunku leżącego w bujanym leżaczku dziecka, które wpatrywało się w nią jak w ósmy cud świata. Nie czekając na jego reakcję podniosła leżaczek i przeszła do kuchni. Oniemiały poszedł za nią niezdolny powiedzieć chociaż słowa. Omal nie wybuchnął śmiechem gdy zobaczył na stole pudełka z chińskimi daniami na wynos z baru przy jej ulicy. A więc jednak nie umiała czegoś, nie była idealna. Gestem zaprosiła go do stołu, ale sama nadal stała oparta o blat. Usiadł i patrzył na nią z zaciekawieniem zmieszanym z irytacją. -Chciałaś żebym przyszedł. Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi?- powiedział ostro, dając upust rosnącemu zniecierpliwieniu. -Przepraszam. Może otworzysz wino?- zapytała, wyraźnie unikając rozmowy. Podała mu korkociąg, szybko zabierając dłoń, gdy jego długie palce pogładziły wierzch jej dłoni. Nalał wino do dwóch kieliszków stojących na stole i podał jej jeden z nich. Sam ledwie zanurzył usta w swoim winie i omal się nim nie opluł, gdy zobaczył jak jednym haustem opróżnia swój kieliszek. -Dość!- syknął.- Albo natychmiast powiesz mi o co chodzi, albo wychodzę. Nie cierpię na nadmiar wolnego czasu! Vesper rozpłakała się, nieprzyzwyczajona do podniesionego tonu głosu. Hermiona spuściła głowę i przytuliła dziecko. -Błagam, nie krzycz. -Nie krzyczę, ale mogę zacząć jeśli nadal będziesz się zachowywać w ten sposób!- stwierdził zimno. -Przychodziłeś do szpitala, oszukałeś mnie. -Słucham?- zapytał mało elokwentnie, nie przerywając otwierania pudełka z sajgonkami. -Kiedy leżałam w szpitalu odwiedzałeś mnie kiedy spałam. Siedziałeś i patrzyłeś.- powiedziała, choć sama nie wiedziała po co. Nie o tym powinna z nim rozmawiać. -Nie mam pojęcia o czym mówisz. A nawet jeśli, to co z tego? -Nic. -Usiądź wreszcie! Usiadła delikatnie kołysząc córeczkę. Severus otworzył jej pudełko z jedzeniem i podał przez stół, ale ona zamiast jeść dziobała tylko danie, jak rozkapryszone dziecko. Zacisnął zęby i postanowił nic nie mówić. Widział, że krzyki i naciskanie na nią na nic się zdadzą, jeżeli zdecyduje się coś powiedzieć to powie nawet gdyby miał jej tego zabronić. -Ja…- nie musiał długo czekać żeby zaczęła mówić.- Zaraz przyjdę. – i niemal wybiegła z kuchni z dzieckiem na ręku. Patrzył w ślad za nią, coraz bardziej poirytowany jej zachowaniem. Nie było w nim ani krzty sensu, co jeszcze dobitniej świadczyło o tym, że to co się dzieje zdecydowanie ją przerasta, że sobie nie radzi i szuka u niego pomocy. Włożyła dziecko do łóżeczka, a sama opadła na podłogę. Nie mogła się pozbierać, ani tym bardziej przemóc żeby mu o wszystkim powiedzieć, choć zdawała sobie sprawę, że to konieczność, której nie jest w stanie ominąć. Nie usłyszała jak wszedł i usiadł koło niej. Ale kiedy objął ją ramieniem przylgnęła do niego mocno, chcąc nacieszyć się ostatnią daną im chwilą. Tylko ona wiedziała, jak bardzo dobrze czuła się w jego silnych ramionach, jak wiele znaczyła dla niej jego obecność. I wiedziała, że właśnie dla tego boi się powiedzieć cokolwiek. Że boi się samej siebie. -Nie wyjdę dopóki nie powiesz o co chodzi.- powiedział groźnie, nie zdając sobie sprawy jak wiele jej tym daje. -Kiedy ci powiem to wyjdziesz i nigdy więcej do mnie nie wrócisz. -Nieprawda.- powiedział ze wstrętem do własnych słów. Wiedział, że cokolwiek ona nie powie nie będzie potrafił odejść. -Obiecaj…- usłyszała własne histeryczne słowa, i równocześnie była boleśnie świadoma, że tego on nigdy nie zrobi. Nie lubił być przytulany, Merlin jeden wiedział jak bardzo tego nie znosił. Ale wiedział, że ona tego potrzebuje, że jest jak dziecko, które potrzebuje ciepła, którego od dawna nikt jej nie dawał. Nagle i znienacka pocałowała go. Chciała poczuć to co przy nim czuła, ten jeden ostatni raz. Oddał pocałunek, choć sam nie wiedział, co ona tak właściwie zamierza. -Kochaj się ze mną ostatni raz.- mruknęła. -Nie. -Będę cię błagać…Ale proszę nie zmuszaj mnie do tego. -Nie. Nie, dopóki nie powiesz o co chodzi. -Tak bardzo chcesz wiedzieć? Jesteś pewien? Zostawiła go na łóżku w sypialni, więc poszedł za nią. Zastał ją w kuchni łapczywie palącą papierosa. Poczęstowała go. -Zapal, będzie ci to potrzebne. Wziął od niej papierosa, ale zamiast go zapalić, bawił się nim i czekał, czekał aż powie wszystko. -Poszłam wczoraj do szpitala, bo czułam, że coś jest ze mną nie tak. Zbadał mnie i niczego nie wykrył. Skierował mnie na badanie krwi. Zlecił badanie na wszystko…- podała mu jakiś zgnieciony świstek papieru. Rozprostował go i zaczął studiować zawarte na nim informacje. Za nic by się nie przyznał, ale nie rozumiał ani słowa z tego medycznego mugolskiego bełkotu. W świcie czarodziejów było w tej kwestii o wiele prościej. -Nic mi to nie mówi.- przyznał w końcu, dochodząc do słusznego wniosku, że udając mądrzejszego niż jest nie zdobędzie żadnej konkretnej informacji. -Bo widzisz… -Gdybym widział to bym nie pytał!- sarknął. Odwróciła się do niego plecami i zakryła twarz dłońmi. Im bliżej była powiedzenia mu wszystkiego, tym bardziej chciała się wycofać. Podszedł do stołu i nalał wina do jej kieliszka, nic przecież nie rozwiązywało kobiecie języka tak jak alkohol, a on był pewien, że Hermiona mimo swojej całej idealności nie należy w tym wypadku do wyjątków. Wzięła zaoferowany kieliszek, ale długo wpatrywała się w krwisty płyn nim zdecydowała się wypić łyk. -Jestem w ciąży.- szepnęła, ale powiedziała to na tyle cicho, że nic nie usłyszał. -Co? -Nie każ mi tego powtarzać, błagam. -Nie każę, ja cię proszę.- powiedział łapiąc ją za rękę. Wiedział, że lubi kiedy ją o coś prosił. -Jestem w ciąży! Znowu! Severus Snape zaczął żałować, że nie urżnął się porządnie zanim do niej przyszedł, bo może wtedy nie ogarnął by tego, co do niego powiedziała. Liczył na to, że zacznie się śmiać i powie, że to tylko durny dowcip na miarę poczucia humoru pięciolatka. Ale zamiast tego, ona rozpłakała się, co dobitnie świadczyło, że wcale nie jest w nastroju do żartów. Musieliście się naczekać, więc sami oceńcie czy było warto. oxygene_lady (20:15) 36 Szepczą i szepczą.. 28 marca 2009 Rozdział 10.10 Splątanie Butelka Ognistej Whisky stała na środku biurka pomiędzy dwoma mężczyznami. Młodszy z nich pił szklaneczkę za szklaneczką nie zważając na to, że jego towarzysz bardziej markuje picie niż rzeczywiście to robi. Cisza panująca w gabinecie dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwartu stawała się nie do zniesienia. -Severusie…Przyszedłeś po radę. Ale jestem pewien, że dobrze wiesz, co ci powiem. Sam zdajesz sobie sprawę w jak ciężkim położeniu się znaleźliście. -Myślisz, że powinienem? Że nie ma innego wyjścia? -Jestem pewien, że jest, ale jeśli nie chcesz ryzykować waszego bezpieczeństwa… -Co miałbym jej powiedzieć? Nie uwierzy, że kłamałem. -Oczywiście, że nie. Panna Granger nie bez przyczyny była nazywana Najwybitniejszym Umysłem Stulecia. Powinieneś powiedzieć jej prawdę, bo jeśli przedstawisz wszystko w odpowiednim świetle to po pewnym czasie ona zrozumie. -Nie chcę tego robić. Możesz mi nie wierzyć Albusie, ale nie chcę. -Wierzę. Bo ty po raz pierwszy w życiu obdarzyłeś kogoś zaufaniem, pozwoliłeś komuś zbliżyć się do siebie. Nie jest łatwo z tego zrezygnować gdy już raz się tego zakosztuje. Ale bądź rozsądny i pomyśl co tak naprawdę jest ważne. Severus Snape nie mógł tego dłużej słuchać. Może dlatego że wiedział, że to prawda a może dlatego że nie chciał przyznać racji swojemu mentorowi. Wstał i bez słowa opuścił gabinet. Chciał od razu iść do Granger tak jak jej to obiecał, ale rozmyślił się. Powinien mieć choć trochę czasu by podjąć decyzję- nawet jeśli została podjęta za niego już dawno temu. Hermiona siedziała w tym samym fotelu, w którym on lubił siadywać. Wmawiała sobie, że skóra pachnie Nim. Jej myśli błądziły między lotniskiem w Madrycie a Hogwartem. Cała ta sytuacja przytłaczała ją. Sprawiała, że brakowało jej powietrza. Nie potrafiła zrozumieć, że ktoś tak łatwo ją oszukał. Zawsze uważała się za osobę inteligentną, a pozwoliła uwieść się komuś, kto użył sztuczki, której ona użyła mając zaledwie dwanaście lat. Gdyby dłużej nad tym myślała możliwe, że rozpłakałaby się nad własną bezmyślnością, ale jej myśli zostały rozproszone przez coś zupełnie innego. Od kilku dni nie czuła się najlepiej, choć starała się nie zaprzątać sobie tym głowy, dziś złe samopoczucie potęgowane stresem stawało się nie do zniesienia. Miała zaczekać na Niego, ale nie mogła tego już wytrzymać. Na przemian było jej to zimno to gorąco, kiedy wstawała robiło jej się słabo. Potrzebowała Severus, ponieważ taki stan bardzo ją niepokoił, ale równocześnie zdawała sobie sprawę, że to nie jest facet, którego można mieć na każde zawołanie. Nie wiedząc, co robić skupiła myśli na swoim kochanku. I choć wcale się tego nie spodziewała, nie liczyła, że jej się uda to znalazła się w jego umyśle. Nigdy nie stosowała legilimencji, więc nie wiedziała co robić. Postarała się tylko aby ją poczuł, aby wiedział, że jest jej potrzebny. Severus właśnie osuszał kolejną już tego dnia szklaneczkę jednego z najlepszych roczników Ognistej rozmyślając o tym, że życie na pewno jest do dupy, kiedy ją poczuł. Od razu wiedział, że to ona, bo osłony nie zaalarmowały go, że ktoś wtargnął do mieszkania, w takim wypadku musiał to być ktoś kto ma możliwość penetrować umysł na odległość, a on znał poza sobą samym jeszcze tylko jedną osobę o takich umiejętnościach. A jeśli właśnie ta kobieta, która tak bardzo się tym brzydziła właśnie użyła tego sposobu to musiało to oznaczać, że bardzo go potrzebowała. Wstał więc z trudem i szybko korzystając z tajemnych przejść opuścił zamek. Dziecko nie chciało spać, płakało już od dłuższego czasu a Hermiona kompletnie nie wiedziała, co robić. Źle się czuła, była przerażona tym, czego się dziś dowiedziała i na dodatek nie mogła poradzić sobie z własnym dzieckiem. W takim stanie zastał ją Mistrz Eliksirów, kiedy wszedł do jej mieszkania. Chodziła po salonie i bezskutecznie usiłowała uspokoić płaczącą dziewczynkę. Kiedy go zobaczyła przez jej twarz przebiegł uśmiech ulgi. Severus patrzył na nią i poczuł, że wcale nie ma ochoty rozmawiać z nią o tym samym o czym rozmawiał z Dyrektorem, bo wyglądała wystarczająco fatalnie. -Musisz dać jej wreszcie jakieś imię.- powiedział kiedy dziecko wreszcie usnęło w jej ramionach. -Już to zrobiłam. To jest Vesper. -Gwiazda wieczorna? Dlaczego akurat tak? -Imponująca znajomość łaciny.-mruknęła złośliwie siadając na brzegu kanapy- Po prostu, myślę, że to imię do niej pasuje. Ma w sobie pewną tajemnicę. Tak jak ona. -Wiesz w jakiej sytuacji jesteśmy prawda? Zdajesz sobie sprawę, co nam grozi?- zapytał znienacka decydując się zacząć tę rozmowę teraz nim jeszcze nie jest za późno. -Nie traktuj mnie jak dziecka, Severusie. Nie musisz próbować mnie chronić. Dyrektor poradził ci abyś mnie zostawił prawda? Pięknymi słowami kazał ci nigdy się już ze mną nie widywać. A ty? Cóż mogłeś zrobić, przyznałeś mu rację, że tak będzie lepiej!- nie musiała podnosić głosu by wiedział, że krzyczy, że wrzeszczy w niej poczucie niesprawiedliwości. -Głupia kobieto! Czy gdybym zamierzał cię zostawić, gdybym tego właśnie chciał to przyszedłbym się przed tobą tłumaczyć? Starał się być łagodnym żeby cię nie ranić?! Nie odpowiedziała zaszokowana prawdziwością, która biła z jego pełnych goryczy słów. Zamiast głowić się nad odpowiedzią zaniosła dziecko do sypialni, i włożyła do dziecinnego łóżeczka ze szczebelkami stojącego pod oknem, gdzie kiedyś On siedział i dziękował wszystkim bogom świata, że przywrócili jej życie. Kiedy wróciła do salonu już go tam nie było. Stał w otwartym na oścież oknie kuchennym i łapczywie palił papierosa. -Nie chcę żebyś odchodził… -Nie obchodzi mnie czego ty chcesz!- warknął. -Ale… -Nie! To nie ma najmniejszego znaczenia. Najważniejsze jest aby tobie i Vesper nic nie zagrażało. A dopóki ja tu jestem nie ma takiej możliwości.- był rozdrażniony, spięty. Hermiona delikatnie wsunęła dłonie pod jego czarną koszulę, był do niej odwrócony plecami, więc przylgnęła do nich, mimo że czuła jak tężeje pod wpływem jej dotyku. -A gdybym miała jakieś sensowne argumenty?- zapytała traktując całą te rozmowę jako jego kolejną grę. -Nic nie rozumiesz. Nie ma innego wyjścia. Nawet teraz kiedy próbujesz mnie ułagodzić jedną z najprostszych i najstarszych kobiecych sztuczek, tam na dole może być ktoś kto nas obserwuje. -Ależ mój drogi! Wykazujesz rażący brak konsekwencji w tym, co mówisz. Jeżeli mężczyzna, którego dziecko urodziłam nam zagraża to dlaczego tak długo zwleka z jakimkolwiek działaniem? Miał już na pewno miliony okazji.- gotowa była zaprzedać duszę diabłu byle jej tylko nie zostawiał, bo nic z tego co próbowała wmówić jemu jej absolutnie nie przekonywało. Niespodziewanie odwrócił się omal nie przewracając jej na podłogę. Pocałował ją najbrutalniej jak tylko potrafił, a kiedy poczuł w ustach metaliczny smak krwi oderwał się od niej by mogła złapać oddech. -Jeżeli zdecyduję się odejść to wiedz, że nie będzie argumentów, które mogłyby mnie przy tobie zatrzymać.-syknął. Całe jej babskie gadanie wcale go nie przekonało. Właściwie to nawet jej nie słuchał. Chodziło raczej o to, że dała mu pretekst, którego tak potrzebował. -Och wiem.- mruknęła z rozbrajającym uśmiechem, zmuszenie się do niego bardzo wiele ją kosztowało, bo jedyną prawdziwą emocją jaką mogłaby okazać byłoby przerażenie połączone z ulgą. Nagle jakby ktoś wyjął jej baterie, straciła przytomność. Mistrz Eliksirów przyzwyczajony do takich sytuacji z nią w roli głównej, a także świadom silnej dawki emocji, którą dziś dostała delikatnie przeniósł ją na kanapę i zaczekał aż sama dojdzie do siebie. -Musisz odpocząć. –stwierdził gdy odzyskała przytomność. -Szczerze mówiąc czuję się nie najlepiej już od kilku dni. Nic ci nie mówiłam, bo nie był to właściwy czas na rozmowy o moim samopoczuciu. Zresztą myślałam, że to tylko zmęczenie. -Możliwe, że to tylko z tego powodu.- przywołała zaklęciem koc z sypialni i nakrył ją. Usiadł w fotelu i patrzył jak powoli zasypia. Był wściekły, na nią na siebie i na cały świat. Okręciła go sobie wokół małego palca tak, że nie zdołał nawet zrobić tego co słuszne. Jeśli teraz nie był w stanie się z nią rozstać to postanowił chociaż, używając wszystkich dawnych kontaktów dowiedzieć się kto mógł stać za całą zaistniałą sytuacją. I jeżeli problem okaże się na tyle poważny, że nie będzie w stanie go rozwiązać to wtedy odejdzie. Był pewien, że wtedy będzie potrafił. Szybko nakreślił kilka słów na starym rachunku telefonicznym, który zostawił na stoliku. Zanim wyszedł zajrzał jeszcze do sypialni i uważnie przyjrzał się śpiącemu niemowlęciu. Nie miał zbyt dużego doświadczenia, ale wydawało mu się, że wszystkie tak małe dzieci są identyczne. Zastanawiał się czy w miarę jak dziewczynka będzie dorastała stanie się podobna do swojego ojca, człowieka, o którym wiadomo jedynie to że byłby wściekły gdyby dowiedział się o jej narodzinach. Severus odwrócił się na pięcie zwalczając w sobie chęć dotknięcia dziecka i wyszedł. Wracał do zamku, bo chciał jeszcze raz porozmawiać z Dyrektorem. Nie, nie żeby się tłumaczyć, ale aby znaleźć usprawiedliwienie przed samym sobą, bo ciężko było mu pogodzić się z faktem, że nie dał sobie z nią poradzić. Hermionę obudziło kwilenie dziecka. Niemal odruchowo skierowała się do kuchni po butelkę. Kiedy już usiadła z dzieckiem w ramionach w salonie, znalazła wiadomość od Niego. Muszę jeszcze raz porozmawiać z Dyrektorem. Zobaczymy się jutro. S. Potarła stary rachunek palcami, pachniał Nim, a przynajmniej ona bardzo chciała aby tak rzeczywiście było. Chciała aby był cały czas z nią, aby w ogóle nie wychodził z jej mieszkania, dobrze jej było ze świadomością, że jest ktoś kto się o nią zatroszczy, kto położy ją na kanapie, kiedy zasłabnie czy zwyczajnie zaparzy kawę, kiedy zmęczona nie będzie miała na to siły. Ale chciała aby będąc z nią był wolny, aby jak najbardziej był sobą. Bo to było to, co on miał najlepsze, niepowtarzalny charakter, więc chciała by takim pozostał. Żeby po prostu był. Dyrektor nie okazał najmniejszego zdziwienia, kiedy Mistrz Eliksirów kolejny raz wparował do jego gabinetu. -Nie zostawiłeś jej.- powiedział na powitanie, bo tę wiadomość jego młodszy przyjaciel miał wypisaną na twarzy. -Nie. -Co więcej nawet nie miałeś zamiaru tego robić. Kiedy stąd wychodziłeś, wiedziałeś już, że nie pójdziesz tam, żeby jej powiedzieć, że to koniec. Rozpaczliwie szukałeś pretekstu żeby móc z nią zostać, prawda?- tym razem w jego oczach nie było ani śladu rozbawienia, raczej rozczarowanie. -To nie był pretekst, ona mnie potrzebuje. A jeśli jest w niebezpieczeństwie…Przecież sama sobie nie poradzić, nawet zakładając, że nadal jest tak zdolna jak kilka lat temu. -Może masz rację. Nie mnie o tym sądzić. Masz jakiś inny pomysł jak sobie z tym wszystkim radzić? -Dowiem się, kto to i czego chce.- odparł Severus złowróżbnie. -To wcale nie będzie łatwe. -Nie oczekuję tego. Po prostu muszę to zrobić. -Życzę ci powodzenia. Wracasz do niej dzisiaj? -Jutro mam zajęcia, jeśli do niej wrócę, mogę nie zdążyć.- odparł szybko. -Wracaj do niej, zastąpię cię. -Nie. Znów będziesz rozpieszczać moich uczniów.-powiedział Mistrz Eliksirów zdecydowanie. -Jak chcesz.- odparł Dyrektor z rozbawieniem, widząc jak przez jego młodego przyjaciela przemawiają wyrzuty sumienia. Hermiona wykąpała córeczkę i położyła ją spać. Była tak zmęczona nowymi obowiązkami, że z trudem utrzymywała oczy otwarte, ale nie mogła zasnąć. Miała okropne mdłości i było jej zimno, więc domyśliła się że ma gorączkę. To nie był właściwy czas na chorowanie, przecież nie wolno jej teraz zarazić dziecka… Postanowiła zadzwonić do Sophie i mimo że dopiero się z nią widziała poprosić aby została z dzieckiem, a ona pójdzie do lekarza. -Sophie?- rzuciła do słuchawki, którą podniesiono dopiero po czwartym dzwonku. -Hej, coś nie tak?- zapytała przyjaciółka drżącym głosem. -Nie, skąd. To znaczy…Z małą okej, ale ja potrzebuję chwili dla siebie. Strasznie wcześnie na coś takiego, ale koniecznie muszę iść do lekarza. -Boże, ale stało się coś? -Nie, naprawdę, nic się strasznego nie dzieje. Ale przyjedziesz? Wiem, że jest późno i w ogóle… -David ma nocną zmianę, zaraz będę. -Dzięki- mruknęła odkładając słuchawkę. Nie minęło 10 minut gdy malutka murzynka zjawiła się na jej progu. -Ty naprawdę źle wyglądasz!- rzuciła po pierwszym spojrzeniu. -Wiesz, dokładnie to chciałam usłyszeć!- żachnęła się Hermiona posyłając w stronę przyjaciółki słaby uśmiech. -Idź już, musisz szybko wrócić, bo ja na piątą muszę być w szpitalu. -Wrócę jak najszybciej. Hermiona skierowała się do szpitala, ponieważ uznała, że przez tamtejszą przychodnię będzie najszybciej. Ale kiedy tam weszła zwątpiła, przed nią czekało co najmniej piętnaście osób. Usiadła na niskim krzesełku i przyglądała się innym czekającym. Niektórzy wyglądali jakby naprawdę potrzebowali natychmiastowej pomocy. Mały chłopiec dwa miejsca od niej krwawił z nosa, kobieta w średnim wieku mniej więcej w połowie rzędu najwyraźniej miała ostrą grypę. Kolejka posuwała się do przodu niezwykle mozolnie a Hermiona na przemian zerkała na zegarek i dzwoniła do przyjaciółki do momentu aż ta wyłączyła telefon z wściekłości. Po półtorej godziny czekania wreszcie przyszła jej kolej. Weszła do gabinetu, gdzie siedział wyraźnie zmęczony lekarza. -Dobry wieczór. W czym mogę pomóc? –zapytał zaszczycając ją szybkim spojrzeniem. -Nie najlepiej się czuję. Straciłam dziś przytomność, mam podwyższoną temperaturę, mdłości… -Od dawna tak się pani czuje?- lekarz okrążył biurko i usiadł naprzeciw niej. -Od tygodnia. -Zbadam panią. Badanie przebiegło szybko i nie wykazało niczego. -Nie stwierdzam nic, poza osłabieniem. Skieruję panią na badanie krwi, bo jeżeli traci pani przytomność to pani organizm daje znać, że coś jest nie tak.- powiedział wstając i gestem zapraszając ją na korytarz. Krew pobrano szybko i kazano zaczekać pół godziny na wyniki. Hermiona wracała do domu ledwo widząc cokolwiek przez łzy. Szlochała jak głupia. Z trudem doszła do swojej kamiennicy. -Chryste! Co ci się stało?- Sophie rzuciła się w jej kierunku z kanapy, na której czytała jedną z książek przyjaciółki. -Nic.- powiedziała Hermiona nie mogąc powstrzymać płaczu. -Co ci wyszło w tych cholernych badaniach?- i nie czekając na odpowiedź sama wyjęła jej z kieszeni kwitek z wynikami. -O Boże…-W odpowiedzi Hermiona rozszlochała się jeszcze bardziej. – Ale zrobiłaś inne badania? -Nie…nie mogłam. -Błagam cię, tylko nie płacz… Hermiona opadła na kanapę i nadal zalewała się łzami Pielęgniarka bez słowa poszła zrobić herbatę a potem usiadła przy niej i gładziła ją po plecach. Mam nadzieję, że wam się spodoba. oxygene_lady (17:43) 15 Szepczą i szepczą.. 01 marca 2009 Rozdział 9.9 Szczęście w nieszczęściu Kiedy wróciła do domu już świtało. Z lubością zamieniła wysokie szpilki na miękkie kapcie. Po szybkim gorącym prysznicu padła na łóżko i zasnęła kamiennym snem. Severus dotarł do zamku niemal nad ranem, ale o tej samej porze, o której Hermionie udało się wrócić on już nie spał. Co więcej zdążył się wykąpać i ogolić a nawet wypić gorącą kawę. Postanowił, że dziś popracuję nad jednym ze swoich starych projektów jeszcze z czasów studiów, co odkładał już od wielu lat a właśnie ten projekt mógł się przydać pewnej pięknej kobiecie z burzą brązowych loków i ciepłymi czekoladowymi oczami. Terkot dzwonka do drzwi wwiercał się w mózg Hermiony niczym udarowa wiertarka w ścianę. Z trudem otworzyła oczy i zwlokła się z łóżka omal nie przewracając się o własne kapcie. Wyjrzała przez wizjer i ze zdumienia otworzyła szeroko oczy. Otwierając drzwi nadal nie wierzyła temu, co przez niego zobaczyła. -Cześć!- na szyję rzuciła jej się rozpromieniona Sophie, pielęgniarka ze szpitala Royal Marsden, gdzie leżała jej córeczka. -So, nic nie mówiłaś, że wpadniesz! Stało się coś? -Nie, ale chyba mam dla ciebie ogromną niespodziankę.- zaszczebiotała dziewczyna tajemniczo i odsunęła się od nadal otwartych drzwi. Przez moment w mieszkaniu zapadła pełna napięcia cisza i nic się nie wydarzyło. Po chwili do mieszkania wszedł bardzo wysoki diabelnie przystojny mężczyzna z dziecięcym nosidełkiem w ręku. W środku słodko spało śliczne niemowlę. Hermiona niebezpiecznie pobladła, więc pielęgniarka podtrzymała ją. -Ta młoda dama, bardzo chciała już wrócić do domu.- powiedział David ze śmiechem, i odstawił dziecko na stolik w salonie. -Jak to zrobiliście?! Przecież potrzebny wam był mój podpis i to ja powinnam zabrać dziecko… David rozsiadł się wygodnie na kanapie a Sophie już krzątała się w kuchni przygotowując kawę. -Pamiętasz, że ostatnio podpisywałaś coś dla mnie?- powiedziała Sophie ze śmiechem. -Ty chińska małpo! -Cisza!- syknął rozparty na kanapie lekarz, zerkając na śpiące dziecko, które właśnie otworzyło oczy i zapłakało. -Kto ją weźmie?- Hermiona wyraźnie zmieszana spojrzała na pielęgniarkę, która właśnie przysiadła się do swojego mężczyzny. -Matka.-odpowiedzieli siedzący na kanapie zakochani. Hermiona była przerażona, ale mimo to ze szczęścia kręciło jej się w głowie. Delikatnie wyjęła dziecko z fotelika i przytuliła. Uspokoiło się, odruchowo poznając matkę. Dziewczyna nie mogła powstrzymać łez wzruszenia. Jej goście chyba nagle poczuli się dość niezręcznie ponieważ z przepraszającymi uśmiechami czmychnęli do wyjścia i nim Hermiona zdążyła zaprotestować wyszli, zostawiając ją ze słodko śpiącym niemowlęciem. Nie mogła uwierzyć w wielkie szczęście jakie ją spotkało, nie mogła też zrozumieć jak można tak szybko zmienić nastój. Jeszcze niedawno nienawidziła swojego życia i wszystkiego, co z nim związane, a dziś stała z ogłupiałym ze szczęścia uśmiechem na twarzy ze swoją córeczką śpiącą w ramionach. Severus z trudem otworzył oczy, mimo że skończył pić dobre osiem godziny wcześniej to nadal czuł się całkiem pijany, choć rozsądek podpowiadał mu iż jest to absolutnie niemożliwe. Z żalem za snem i ciepłą pościelą zwlókł się z łóżka i dotarł do łazienki. Powziął decyzję o udaniu się do Granger, wiedział że musi z nią porozmawiać poważnie, możliwie bez wrzasków i przepychanek, choć szczerze nie wierzył aby przy zestawieniu ich charakterów była taka możliwość. Dziecko spało bardzo spokojnie, i wydawało się iż jest wyczulone na nastrój matki i wie, że teraz powinno pozwolić jej napawać się szczęściem w ciszy. Kiedy wszedł do jej mieszkania nadal stała tam gdzie pozostawili ją znajomi, naprzeciw dużego okna w salonie. -Hermiono?- zagadnął gdy nawet się nie odwróciła na dźwięk otwierania drzwi. Powoli odwróciła się do niego, wciąż trzymała dziecko na ręku, jakby bała się, że gdy je odłoży ono zniknie, tak jakby wcale do niej nie wróciło. Zatrzymał się wpół kroku, oszołomiony widokiem dziewczynki w jej ramionach, pamiętał że nie dalej jak wczoraj skarżyła mu się, że nie dostanie dziecka. -To moja córeczka!- szepnęła Hermiona z podekscytowaniem a zabłąkana łza spłynęła jej po policzku. Nadal stał w drzwiach, ponieważ nie wiedział co ze sobą zrobić. Ona wyciągnęła do niego wolną rękę ale on nie chciał z tego skorzystać. W końcu to ona podeszła do niego i mimo trzymanego w ramionach dziecka obdarzyła go gorącym pełnym szczęścia pocałunkiem. -Jakkolwiek miło nam teraz, to musimy bardzo poważnie porozmawiać.-powiedział chłodno, powstrzymując ją od kolejnego pocałunku. Słysząc jego chłodny ton Hermiona wzdrygnęła się, nie zapowiadał nic dobrego. Przeszła do sypialni, gdzie położyła dziecko w swoim łóżku, a gdy do niego wróciła siedział już w swoim ulubionym fotelu. -Słucham.-powiedziała ze złością, że odważył się zmącić jej szczęście i zakładając ręce na pierś usiadła na brzegu kanapy. -To co się stało ostatnio jest bardzo niebezpieczne. Nie możemy pozwolić aby się powtarzało dlatego musimy to zbadać.- powiedział wysoko unosząc brwi na jej dzikie prychnięcie. -Nie ma takiej potrzeby, nie będziemy tego zgłębiać. Bez zastanowienia zaatakował ją najbrutalniej jak potrafił. Nawet jeśli była bardzo dobra z oklumencji to nie miała szans się przed tym obronić, a oburzenie które widział na jej twarzy dobitnie świadczyło co sądzi o takim traktowaniu. Widział najróżniejsze obrazy, a ona mimo że bardzo się starała, tak bardzo, że aż drżały jej ręce nie mogła go odeprzeć. Widział ją jak kocha się ze Spencerem, potem jak na polu bitwy, wśród ciał, zalewając się łzami podejmuje decyzję o ucieczce, aż wreszcie odnalazł obraz, który chciał zobaczyć już od bardzo dawna, szła przez hol na lotnisku a tuż za nią niczym cień szedł czarnowłosy mężczyzna, Severus musiał przyznać, że facet był do niego niezwykle podobny, niemal jak sobowtór. „Hermiona” pchnęła drzwi lotniskowej toalety a zaraz za nią do środka wśliznął się ten mężczyzna, chwilę później zatrzasnęli za sobą drzwi jednej z kabin. Kochali się jak zwierzęta, on darł na niej ubranie a ona…W niczym nie przypominała kochanki którą on znał. Wreszcie mężczyzna wziął ją brutalnie, bez cienia delikatności….ŁUP! Wypchnęła go ze swojej świadomości w chwili gdy zdążył zobaczyć jak z jej partnera opada koszula, zobaczył znamię na lewej łopatce a wtedy jego koncentracja rozproszyła się na tyle by mogła się go pozbyć. -Napatrzyłeś się?- zapytała z goryczą. -Kim był ten mężczyzna?! -Słucham?- zamrugała zaskoczona.- Już o nim rozmawialiśmy. Nie znam go. Ani wcześniej ani później go nie spotkałam, więc nie wiem. I co cię to obchodzi? Szybkimi ruchami rozpiął koszulę i ściągnął ją. Odwrócił się do niej plecami. -Mam identyczne znamię. Nie ma możliwości by ktoś inny też miał takie! Hermiona zbladła. -Chcesz powiedzieć że… Kochałam się z kimś kto zażył Wielosokowy? -Mam na myśli, że ktoś ukradł mój włos aby cię wykorzystać, i na pewno nie zrobił tego z sympatii do nas. -Mój Boże… -Potrzebujemy pomocy. I to szybko. Muszę mieć to wspomnienie, muszę porozmawiać na ten temat z Albusem, on powie nam co mamy robić. -Nie! Nie chcę aby ktokolwiek poza tobą oglądał mnie kiedy ja… -Zachowujesz się jak dzieciak! To nie ma najmniejszego znaczenia, rozumiesz? Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, co grozi tobie i dziecku? Co grozi nam wszystkim?- ryknął zapominając o śpiącej w drugim pokoju dziewczynce, która teraz głośno protestowała przeciw temu, że wyrwano ją ze snu. -Muszę do niej iść.- powiedziała Hermiona zrywając się z kanapy. Stanął jej na drodze i z całej siły ścisnął ją za ramiona doskonale zdając sobie sprawę, że pozostawi jej paskudne Since. -Najpierw wspomnienie!- syknął gdy próbowała mu się wyrwać słysząc coraz głośniejszy płacz dochodzący z sypialni. Walczyli w milczeniu, patrząc sobie w oczy. W końcu ona z rezygnacją skinęła głową. Mistrz Eliksirów szybko transmutował leżące na stoliku pudełko zapałek w małą fiolkę. Jednym zaklęciem odseparował jedno wspomnienie od reszty i umieścił je w fiolce. Szybko narzucił na siebie płaszcz. Ona nadal stała tam gdzie ją pozostawił, podszedł więc do niej i podniósł jej twarz. Z dużą dozą czułości pocałował ją chcąc zrekompensować jej wcześniejszą brutalność. -Uważaj na siebie. Wrócę tak szybko jak to tylko możliwe.- zwisała w jego ramionach niczym żałosna kukiełka. Popchnął ją w kierunku sypialni.- Dziecko płacze. Kiedy zamykał za sobą drzwi pozwolił opaść masce sztucznego spokoju, który przyjął aby nie mnożyć jej strachu. Bał się, był przerażony. Jeśli ktoś odkrył, że ona jest dla niego ważna, jeśli ktoś tak ją skrzywdził…Zagrażała jej teraz cała ciemna strona ich świata, w której on miał całą masę wrogów. Nie mógł sobie wybaczyć, że to on ściągnął na nią i dziecko aż takie niebezpieczeństwo. Dotarł do Hogwartu w rekordowo krótkim czasie. Bez pukania wpadł do gabinetu Dyrektora, w którym siedzieli jacyś Puchoni z trzeciego roku. -Wyjść! Natychmiast się wynosić!- Severus ryknął na dzieci tak, że omal nie spadły z kamiennych schodów prowadzących z gabinetu powrotem do korytarza. -Severusie! Jak możesz się tak się zachowywać w moim gabinecie? Nic nie usprawiedliwia takiego zachowania!- nawet dla świętej cierpliwości Albusa to był zbyt wiele. -Mamy bardzo poważny problem Dyrektorze! Panna Granger… -Myślałem, że już od dłuższego czasu to zamknięta sprawa. -Bo była…To znaczy…Nie ważne. Zagraża jej coś z czym ja nie potrafię sobie poradzić..i przyszedłem po pomoc do ciebie. Jeśli jest ktoś kto potrafi nam pomóc to jesteś to ty. -Ale o co chodzi? -Najlepiej będzie jeśli sam to zobaczysz.- bez pytania o zgodę Mistrz Eliksirów wyciągnął z szafki Myśloodsiewnię i wlał do niej wspomnienie Hermiony. Obaj z Albusem pochylili się na srebrzystą cieczą i po chwili wylądowali na madryckim lotnisku. Teraz kiedy Mistrz Eliksirów mógł obserwować towarzysza Hermiony z lotniska to zdał sobie sprawę, że jeżeli dziewczyna zorientowała się, że to nie on to jedynie po spojrzeniu obsydianowych oczu. Oczy tego mężczyzny nie były tak zimne jak jego. Szedł za nimi, choć dokładnie wiedział co się wydarzy. Nie oglądał się na Dyrektora, bo miał pewność, że on za nim idzie. Weszli do toalety. Dumbledore nawet nie mrugnął przyglądając się rozgrywającej się przed nim scenie. Wspomnienie skończyło się nieco dalej niż Severus widział je w umyśle dziewczyny, więc mógł zobaczyć, że mężczyzna ma także identyczne blizny jak on. -Nie wyglądaliście jakbyście mieli jakiś problem.- powiedział z nieukrywanym rozbawieniem Dyrektor, gdy znaleźli się z powrotem w jego gabinecie i udało mu się namówić swojego młodszego przyjaciela by usiał w fotelu po przeciwnej stronie biurka. -Problem polega na tym, że mężczyzna z lotniska to nie jestem ja. Byłem wtedy tutaj w Londynie a cała ta akcja dział się na lotnisku w Madrycie.- rzekł młodszy mężczyzna cierpko. -Jak to? Co chcesz przez to powiedzieć? -Ktoś się podszył pode mnie, zażył eliksir i uwiódł Hermionę. -Slucham? -Co więcej…Och, dwa miesiące temu panna Granger urodziła dziecko tego mężczyzny. -Kto mógłby chcieć… -Nie bądź śmieszny Albusie, równie dobrze jak ja zdajesz sobie sprawę jak wielu mam teraz wrogów. Ona jest w niebezpieczeństwie, nawet teraz kiedy jest z dzieckiem w tym samym mieszkaniu, do którego wysłałeś mnie ponad rok temu…Nawet teraz coś może im się stać!- Severus Snape pozwolił aby emocje wzięły nad nim górę i wykrzyczał ostatnie zdanie jak każdy człowiek który niepokoi się o bliską sobie osobę. -Uspokój się, twoje nerwy nic tu nie pomoga.- Albus przywołał zaklęciem dwie szklaneczki Ognistej Whisky i patrzył jak zawartość szklaneczki przyjaciela znika w ułamku sekundy. Patrzył na swojego zwykle spokojnego przyjaciela i nie mógł uwierzyć, że znalazł się wreszcie ktoś kto był w stanie ogrzać jego zimne serce na tyle by on wariował teraz z niepokoju jak każdy normalny człowiek. No wiec...Trzeba było czekać. ma długi czas straciła zarówno wenę jak i serce do tego opowiadania, potem odzyskałam je i oto prezentuje wam to, co z tego wynikło. oxygene_lady (14:15) 9 Szepczą i szepczą.. 30 sierpnia 2008 Rozdział 8.8 Granice strachu Nawet nie położyła się spać, za dwie godziny i tak musiałaby wstać. W ogromnym litrowym kubku zrobiła sobie mocną kawę i obserwując leniwie przesuwające się po niebie chmury sączyła gorący napój przy kuchennym stole. Była pewna, że ten stół i malutka kuchnia, której tak rzadko zdarzało jej się używać nigdy nie będą jej się wydawały takie same jak jeszcze przed tygodniem. Sama ta myśl napawała ją radością. Severus nie miał żadnych kłopotów z wstaniem z łóżka. Tak właściwie, to czuł się świetnie co było nienormalnie biorąc pod uwagę to co robił cały wczorajszy wieczór. Wyglądał nawet na tyle dobrze, że bez obaw mógł zasiąść przy stole nauczycielskim w Wielkiej Sali podczas śniadania. Był z siebie dumny. Bezwiednie podążył myślami do małego londyńskiego mieszkanka zastanawiając się co też dzieje się tam o tej porze. Hermiona coś poczuła. Uczucie było tak dziwne i niespodziewane, że kubek omal nie wypadł jej z rąk. Przez kilka długich chwil nie wiedziała, co się stało i choć cały czas to czuła nie potrafiła tego zidentyfikować. Zrozumienie przyszło nagle. Ktoś był w jej umyśle. Przerażona omiotła wzrokiem mieszkanie, chociaż dobrze wiedziała, że jest w nim zupełnie sama. Do legilimencji potrzebny był kontakt wzrokowy a mimo pustego mieszkania ktoś wdarł się do jej umysłu. Nie przeszukiwał wspomnień, sprawdzał tylko o czym myśli w tej chwili. Zdjęta paniką próbowała wypchnąć go z umysłu, ale intruz był dla niej zbyt silny. Severus uniósł brwi w zdziwieniu. Choć dobrze wiedział, że to nie możliwe wdarł się do umysłu Hermiony. Zastanawiał się jak to w ogóle możliwe, mając świadomość, że nie mógł tego zrobić. Był mocno skonfundowany, ale poszedł na śniadanie nie chcąc wzbudzać niepotrzebnej sensacji wśród uczniów. Kiedy zadzwonił telefon Hermiona nadal była w szoku, choć intruz opuścił jej umysł dobre kilka minut wcześniej. Na miękkich nogach i z trzęsącymi się dłońmi podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę. -Tu Sophie, nie obudziłam cię?- usłyszała ciepły głos w słuchawce. -Nie, oczywiście, że nie!- odparła Hermiona siląc się na spokój. -Właśnie skończyłam dyżur i udało mi się złapać Davida w drzwiach naszego mieszkania. -Mieszkacie razem?! Z resztą nie ważne. Dowiedziałaś się czegoś?- zapytała zupełnie zapominając o tym, co wydarzyło się zaledwie kilka chwil przed telefonem. -Niestety nie mam tak dobrych wieści jak chciałabym mieć. Dostaniesz małą, najwcześniej za osiem tygodni. Zmniejszyła się masa ciała, nie mogą ci jej wydać w takim stanie. Bardzo mi przykro…- urwała w pół zdania i pociągnęła nosem. -David jest pewny? Nic nie może zrobić?- pytała choć dobrze wiedziała jaką otrzyma odpowiedź. -Przykro mi. Trzymasz się jakoś? Może chciałabyś żebym przyjechała albo… no nie wiem. -Nie, nie zawracaj sobie głowy. Dam sobie radę.- powiedziała czując gorące łzy rozczarowania na policzkach. -Będzie dobrze. Trzymaj się. Zobaczymy się dziś? -Jasne. Będę na pewno, ale nie wiem jeszcze, o której. -No to pa. Hermiona bez pożegnania odłożyła słuchawkę. Była rozczarowana, tak bardzo, że nie mogła powstrzymać łez. Płakała jak mała dziewczynka, bo czuła że wszystko to co do tej pory sobie wymarzyła oddala się. A przecież wcale nie chciała tak wiele. Marzyło jej się normalne życie ze zwykłymi małymi kłopotami. Tymczasem żywot jaki przyszło jej wieść na pewno nie był normalny a każdy kłopot był od razu życiową katastrofą. Dobrze wiedziała, że większość problemów stworzyła sobie sama, a to ani trochę nie zmniejszało jej rozgoryczenia, czuła się jeszcze gorzej. Wracając do swoich komnat po kolacji Severus nadal nie mógł wypchnąć z pamięci porannego incydentu, postanowił więc że poszuka czegoś na ten temat w swojej prywatnej bibliotece. Po dwóch godzinach bezowocnych poszukiwań musiał się poddać. W żadnej z jego ksiąg, nawet tych najbardziej czarnomagicznych nie było nawet wzmianki na temat penetrowania umysłu na odległość. Wszystko wyglądało tak jakby taka możliwość w ogóle nie istniała, ale on przecież wiedział co zrobił wcześnie rano. Wiedział też, że powinien się spotkać z dziewczyną i wszystko jej wytłumaczyć. Teraz była w pracy, więc postanowił, że to jedyna możliwość aby ją jakoś złapać zanim zaszyje się na długie godziny w szpitalu. Klub był wyjątkowo zatłoczony tego wieczoru, tak bardzo że ekipa złożona z sześciu kelnerek i czterech barmanów ledwo dawała sobie radę. Hermionie już trzeci raz z rzędu przerwa przeszła koło nosa, więc stojąc na zapleczu chyłkiem rozmasowywała łydki, kiedy nagle za jej plecami otworzyły się drzwi. -Holly, jakiś facet z czwartego VIP Room’u prosi o ciebie. Wygląda na to, że cię zna.- Hermiona uśmiechnęła się na te słowa, w klubie poznała wielu fajnych facetów i cieszyła się na spotkanie, z którymś z nich. Severus siedział w VIP Room’ie, który wynajął aby mieć chwilę ciszy i spokoju w tym wyjątkowo hałaśliwym miejscu. Zaczął odczuwać lekki podziw dla Hermiony, która spędzała tu po osiem godzin każdego dnia. Ledwo otworzyła drzwi, kiedy z jej piersi wyrwał się cichy krzyk, którego w straszliwym hałasie nikt nie usłyszał. -Co ty tu robisz?! -Czekam na ciebie.- ironicznie uniósł jedną brew. -Ja tu pracuję! Nie wolno ci tu wpadać bez uprzedzenia!- zaperzyła się. -A jeśli miałem ochotę na drinka? -To mogłeś go wypić u siebie albo u mnie, ale nie tutaj… -Lepiej, zanim powiesz coś czego będziesz musiała potem żałować, przynieś mi whisky z lodem.-rzucił jej uśmieszek i oderwał wzrok od jej ponętnego dekoltu, który zapewne nieświadomie mu prezentowała groźnie się nad nim pochylając. Zanim wyszła rzuciła mu mordercze spojrzenie. Odbierając drinka od barmana spotkała Elsie, koleżankę ze zmiany. -Pójdziesz do drugiej Sali? Tu jakoś sobie radzą, ale my mamy masakrę.- powiedziała, pieczołowicie ustawiając szklanki na tacy. -Nie mogę. Jestem w czwartym VIP’ie.- powiedziała. -Słuchaj, zanieś tam tego drinka i na dwójkę!- syknęła wściekle Elsie. -Od początku zmiany nie miałam przerwy, więc kochanie z łaski swojej odwal się ode mnie.- odeszła nim oniemiała dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć. Postawiła przed nim szklankę z taką siłą, że część zawartości szklanki wylądowała na blacie stoliczka. -Czyżbyś nie była dziś w najlepszym nastroju?- zapytał zanim pocałował ją i posadził na kanapie obok siebie. -Najlepszym? Jestem dziś w najpodlejszym nastroju jaki tylko możesz sobie wyobrazić!- pozostała niewzruszona na jego pocałunek, zamiast tego wyciągnęła mu z kieszeni papierosy i zaczęła palić zachłannie. -Czyżby coś poszło nie po myśli Małej-Wiem-To-Wszystko-Granger?- umyślnie igrał z ogniem prowokując ją, aby sama powiedziała mu czy to, co stało się rano ona odczuła tak samo jak on. -Nie dostanę dziecka! Nie dostanę, rozumiesz?! Niepotrzebnie czekałam, bez potrzeby zamówiłam łóżeczko!- zgasiła papierosa wprost na stoliku. Patrzył na nią nie starając się jej pocieszyć. Nie potrzebowała tego. -Dwa miesiące, kolejne pieprzone dwa miesiące! Nie mam już siły czekać!- jej ton stał się dość wrzaskliwy, ale zdawała się nie zauważyć jak on krzywi się nieznacznie. -Poradzisz sobie.- skwitował, bo jakoś nie potrafił się tym przejąć w świetle intrygująco przerażającego poranka. Jakby nagle sobie o czymś przypomniała, uspokoiła się a z jej twarzy zniknęła wściekłość ustępując miejsca przerażeniu. -Musimy porozmawiać- powiedziała, jakby do tej pory milczeli.-Dziś rano stało się coś dziwnego. Byłam sama w mieszkaniu i nagle poczułam, że ktoś jest w moim umyśle. Penetrował go tak jakby używał legilimencji a ja, mimo podstaw oklumencji nie mogłam sobie z nim poradzić. Po chwili on po prostu sam się wycofał. Nic takiego jeszcze mi się nie zdarzyło. Zauważył jak na samo wspomnienie trzęsą jej się ręce. Wiedział dlaczego reaguje aż tak emocjonalnie; Na samym początku wojny, w wakacje, porwano ją z domu rodziców. Nikt nie mógł jej odnaleźć przez kilka tygodni. Dopiero, kiedy Dumbledore używając wszystkich swoich kontaktów uruchomił niemal całe Ministerstwo, Zakon i większą część uczniów Hogwartu zdołali znaleźć ją w jednej z walijskich kryjówek Śmierciożerców. Kiedy ją odbito, była cała i zdrowa, długo twierdziła, że poza przetrzymywaniem nic innego jej nie zrobiono. Po dwóch tygodniach wyznała Lupinowi, że używano na niej najróżniejszych metod penetracji umysłu, ponieważ słudzy Czarnego Pana usiłowali poznać plany Zakonu i Chłopca Który Przeżył. -To nie oni. To już nie wróci.- szepnął miękko do jej ucha. Spuściła głowę i zakryła twarz dłońmi. -To ja. -Co?!- spojrzała na niego przerażonymi oczami i odsunęła się w dalszy koniec kanapy. -Nie wiem jak to możliwe. Sprawdziłem już wszystkie możliwe księgi o penetracji umysłu z obu magii. Według nich nie ma takiej możliwości.- mówił spokojnie nie chcąc żeby demony przeszłości ją dopadły. -Zrobiłeś to specjalnie?- warknęła napastliwie. -Nie. Pomyślałem o tobie i nie wiedzieć czemu znalazłem się w twoim umyśle.- odwarknął zirytowany samym przypuszczeniem jakoby chciał grzebać w umyśle kobiety, która powiedziałaby mu wszystko co tylko by chciał gdyby umiejętnie poprosił. -Nie rób tak więcej. A teraz wybacz, ale muszę wracać do swoich obowiązków.- zgrabnie wstała z kanapy, ukradkiem poprawiając kusą spódniczkę z logiem klubu. -Jeśli między nami jest jakieś połączenie to może być przydatne.- mruknął zagradzając jej swoim ciałem drogę do wyjścia. -W jaki sposób szperanie w moich myślach może być dla nas przydatne, mój drogi?- rzuciła z przekąsem. -Tak czy inaczej potrzebowalibyśmy jakiegoś sposobu komunikacji. To wszystko ułatwia. Nie zmienia jednak faktu, że nie wolno nam go będzie nadużywać ze względu na ciebie.- dodał po chwili wahania widząc groźnie błyski w jej oczach. -Nie! Nie zgadzam się. Zapamiętaj to Snape, bo pożałujesz! Nikomu nie wolno grzebać w moim umyśle niezależnie od wszystkiego.- złapała przód jego koszuli i wspinając się na palce sięgnęła brutalnie do jego ust ciesząc się smakiem krwi. -Gdyby taka była za to kara, to wysoce prawdopodobne, że ośmieliłbym się spróbować na nią zasłużyć.- westchnął gdy tylko oddała mu jego usta. – Ale następnym razem zastanów się zanim zaczniesz mi grozić. Ani to mądre ani potrzebne.- dodał tonem, który odebrał jej wszelkie wątpliwości, co do ogólnego przesłania przestrogi. Ciężka, napięta atmosfera została rozładowana i po zdawkowym pożegnaniu Hermiona zniknęła za drzwiami. Nie poszedł za nią, choć wszelkie doświadczenie z kobietami podpowiadało mu, że powinien. Wszystkie jego poprzednie związki rozpadały się z powodu jego charakteru, sposobu bycia i nastawienia. Ten związek był tak inny, że Severus był pewny, że wszystko to co kiedyś niszczyło teraz jest tym co pozwoli wszystko naprawić. Choć prywatny pokój mógł mieć dla siebie jeszcze przez ponad godzinę, wyszedł. Musiał się napić. Usiadł przy barze w najbliższym, choć odrobinę mniej hałaśliwym pubie niż klub, w którym był jeszcze chwilę wcześniej i nad kolejnymi szklaneczkami pogrążył się w rozmyślaniach. Wkroczył w obszar magii, którego nie znał i wciągnął za sobą jedyną osobę na całym świecie, której nie chciał na nic podobnego narazić. Fakt, że nie wiedział co się dzieje powinien zmusić go do rozmowy z Albusem, jedyną osobą, która mogła mu jakoś pomóc. Paradoksalnie do niego właśnie nie mógł się zwrócić. Gdyby postanowił poprosić go o pomoc musiałby wszystko mu wyjaśnić, a już raz to zrobił; wtedy kiedy ucieczka Małej-Wiem-To-Wszystko wyszła na jaw. Wtedy Dyrektor nie udawał nawet, że próbuje go zrozumieć, choć mogło tu być spowodowane tym, że nie dowiedział się wtedy, że dziewczyna uciekła po tym jak się sobą zabawili a potem próbowali wyrwać się z niezręczności, ale nie ukrywał że nie pochwala tego iż Snape pozwolił jej uciec, że kolejny raz pozostawiono ją samą sobie. Teraz Severus nie mógł popełnić drugi raz takiego samego błędu. Był pewien, że dobrotliwy staruszek już wie, że Hermiona wróciła zapewne wiedział więc też, że urodziła dziecko. Nie mógł więc dowiedzieć się, że on, Mistrz Eliksirów, związał się z nią, niezależnie od tego jak mało normalny był to związek i na jakich podstawach się opierał. Wyjście z tej sytuacji musieli znaleźć sami, a biorąc pod uwagę opór dziewczyny zadanie zdawało się być jeszcze trudniejsze. Mimo że był już lekko pijany postanowił spróbować znów zrobić to samo, co rano, musiał się upewnić że nie był to tylko czysty przypadek. Z wielkim wysiłkiem zmusił zamroczony alkoholem umysł do skupienia się na postaci zgrabnej, młodej kelnerki z klubu „Ocean’s”. Tym razem jednak nic się nie wydarzyło, ponieważ napotkał blokadę. Gdyby nie był pijany nie byłaby żadną przeszkodą, ale w tej sytuacji… Wycofał się mając już pewność, że nie był to przypadek. Istniała magia, która połączyła ich umysły, której nie znała ani ona czego dowodziło jej przerażenie ani on, choć do tej pory myślał, że o legilimencji i oklumencji wie wszystko. On sam wiedział najlepiej jak bardzo takie połączenie może być niebezpieczne, możliwe że gdyby się rozluźnił na przykład we śnie to wdzierałby się do jej umysłu i szperał w nim. A jej umysł mógłby tego nie wytrzymać, wystarczająco już nadszarpnięty najpierw przez śmierciożercze napaści a później przez trwające kilka miesięcy psychiczne maltretowanie przez Spencera. Wypił trzy kolejne szklaneczki z pełną świadomością, że nazajutrz będzie sobota, jego wolna sobota. Piłby zapewne dalej gdyby nie świadomość, że niewiele mu już brakuje do utraty przytomności w miejscu aż rojącym się od mugoli. I nie chodziło tu o jego uprzedzenia, których pozbył się już jakieś piętnaście lat temu z lekkim okładem, po prostu gdyby zemdlał w tym pubie zauważono by, że jest czarodziejem. Jeśli stało by się coś podobnego Dumbledore nie mógłby tego ukryć tak, jak ukrywał jego rzadkie teleportacje lub używanie czarów w mieszkaniu Hermiony. W iście heroicznym wyczynie wstał z barowego stołka, przeklinając w duszy fakt, że upijał się z tak bardzo jasnym umysłem. Czasami bardziej mu to przeszkadzało niż pomagało, teraz na przykład wyrzucał sobie coraz częstsze i czynione z przyjemnością upajanie się wysokoprocentowymi trunkami. Wyszedł z baru z trudem i upewniając się, że nikt go nie widzi teleportował się do Hogsmade a z tamtąd pod zaklęciem Kameleona udał się do zamku. Chyba nie jestem z tego zadowolona... oxygene_lady (01:52) 32 Szepczą i szepczą.. 01 sierpnia 2008 Rozdział 7.7 Wybory Hermiona musiała wiedzieć. Zawsze chciała wiedzieć wszystko, a teraz w swoim nowym życiu nie miała możliwości dowiedzieć się czegoś na czym bardzo jej zależało. Człowiek, który siedział naprzeciw czuł coś do niej. Gdyby był to jakikolwiek inny mężczyzna świata uznałaby, że jest nią zauroczony. Ale nie Severus Snape. Tego jednego faceta nie można było oczarować i ona dobrze to wiedziała. Czym więc było to uczucie, które tliło się w jego oczach gdy przyglądał jej się, kiedy wydawało mu się, że ona tego nie widzi? Ona wiedziała, co czuje. Jej zagubione serce już bardzo dawno temu wiedziało. Nie potrafiła pokochać tak jak kiedyś, zanim ją skrzywdzono, wykorzystano i zraniono tak wiele razy że nie mogła zliczyć. Ale potrafiła wybrać, co właśnie zrobiła. Wybrała i zadecydowała, ale postanowiła, że on dowie

Dodaj swoją odpowiedź