to mam być jakuś kokretnt tytul
TYTUŁ: Cudowna Przygoda I. Chłopiec z latarni. W małym miasteczku hiszpańskim u wybrzeży Karaibów, na latarni morskiej żył sobie młodzieniec z szlacheckiego pochodzenia o imieniu Pablo. Miał on niebieskie oczy o błyskotliwym spojrzeniu. Był wysoki, lubił przygody nie miał za dużo pieniędzy. Kiedy zbliżała się noc oświetlał drogę statkom przybywającym do portu. Miał też psa o imieniu Ringo zabawnego, białego, z brązową plamą za uchem. Wiódł on samotne życie z powodu śmierci rodziców. Jego matka Izabela zmarła kiedy miał 11 lat, a ojciec Herman w czasie polowania w wieku 43 lat. Miał on też starszego brata Francisco, który był marynarzem i zaginął na Morzu Karaibskim. -Dzień dobry! -Dzień dobry Pablo!- odpowiedział sprzedawca o imieniu Ernesto- Co cię do mnie sprowadza? -Przyszedłem kupić owoce. Tylko nie wiem które. -Zastanów się. Ja poczekam. Ernesto był wykształcony matematycznie, był niski i łysawy. Pomagał Pablo. -Kupie dwa banany. Ile zapłacę? -Nie, weź sobie, nie potrzeba mi pieniędzy. -Dziękuje. Do widzenia! Pablo wziął banany i pobiegł na plaże. -Ringo siad, słyszysz siad. Masz kawałek banana. Młodzieniec jadł banana z wielkim zapałem. Kiedy skączył poszedł do domu. II. Piraci. Wieczór był cichy i mglisty. Pablo wszedł na latarnie. Morskie fale uderzały o drewniane molo. Zza mgły ukazał się statek z czarnymi żaglami. Był ogromny, miał duży kadłub pomalowany na brązowo, ozdobiony ozdobami ze szczerego złota. Był to okręt piracki. Ze statku na brzeg wyskoczyli ludzie ubrani w stare ubrania. Chłopak zaczął zbiegać po schodach, po drodze zatrzymali go piraci. -Ej, ty!- zatrzymał go pirat z drewnianą nogą- Idziesz z nami. -Puśćcie mnie!- krzyknął Pablo – Pomocy!- klęknął przed nimi na kolana i zaczął płakać. -Nic ci to nie da.- powiedział pirat o imieniu Homer. -Zabierzcie go na pokład. Szybciej, szybciej…- rozkazał im kapitan. Był on doświadczonym piratem ze sztucznym okiem i łysą głową nakrytą pobrudzoną, czarną chustą. Jego twarz była porośnięta krostami. -Kapitanie?- czarno Oki zbójca przerwał mu. -Czego chcesz?- spytał. -Musimy się wycofać od strony wschodniej zbliża się armia hiszpańskich żołnierzy. Jest ich za dużo. -Na statek, odpływamy!- krzyknął kapitan.- Georg, rozwiń żagle. Isaac, Giuseppe kotwica w górę! Opuszczamy tę nędzną dziurę! Płyniemy na wyspę Maorysów! Pablo był pilnowany przez dwóch piratów. Jeden z nich nie miał języka, a drugi prawej ręki. -Guglielmo, po co my płyniemy na tą wyspę? Przecież tam nic nie ma. -Ni fiem- odpowiedział mu. -Przyprowadźcie mi tego szczura!- zawołał kapitan- Jak się nazywasz? -Pablo- odpowiedział cicho. -Masz wiadro z wodą i wyszoruj pokład. -Nie będę… -Isaac wyrzuć go do morza. -Dobrze, kapitanie. -Zostaw mnie! Słyszysz!- buntował się Pablo. Isaac wziął Pablo za nogi i wyrzucił za burtę. Młodzieniec wpadł do morza i wypłynął na powierzchnię. Na szczęście umiał pływać. III. Wyspa Maorysów. Pablo dopłynął do niewielkiej wyspy porośniętej lasami deszczowymi o różnorodnej roślinności. W koło było słychać głosy ptaków. -Co to jest? W oddali zobaczył starą chatę zbudowaną z liści i pni palm. Wszedł do środka, dach był dziurawy. Postanowił go naprawić. Poszedł więc do lasu nazbierać liści palm. -Kto ty być? -A wy kim jesteście? -Związać on! -Zostawcie mnie! Przywiązali go do pala i zanieśli do wioski. Wioska była ogromna, mieszkali w niej dziwni ludzie. -Mao, Mahandas zanieść on klatka.- powiedział jeden z Maorysów. Zamknęli go w klatce razem z zarośniętym mężczyzną z czarną długą brodom i wąsami. Był chudy i wygłodzony. Ubrany w podarte ubranie i marynarską czapkę. -Kim jesteś?- spytał Pablo. -Nazywam się Francisco jestem Hiszpaninem. Byłem marynarzem na statku „Ramos”. -Ja jestem Pablo. -Miałem młodszego brata, który się tak nazywał, ale… -Ja miałem starszego brata, który się był marynarzem. Jesteś moim bratem! -Uciekajmy stąd- zaproponował Francisco.- Masz jakiś nóż? -Mam scyzoryk. -To dawaj! Pablo dał mu scyzoryk. -Muszę jakoś to uciąć. Klatka była zbudowana z grubych lian. Trudno było je rozciąć. -Co ty robić! Oddać mi to!- zauważył jeden z mieszkańców.- Chcieć uciec? Wy głupcy! Iść ze mną. Związał ich i otworzył klatkę. -Gdzie nas prowadzisz/- zapytał Pablo. -Wy iść za ja do król Huang. Szli wąską ścieżką w stronę drewnianego szałasu. -Król, oni uciekać ja ich przyprowadzić. -Wrzucić ich do rekinów. -To jedzenie zmarnować? -Tak- rozkazał król Maorysów. -Chodzić wy za ja!- powiedział i zaprowadził ich na skalne wybrzeże. -Hau, hau… -Co to być?- przestraszył się. -Ringo, Ringo bierz go !- krzyknął Pablo- Uciekajmy bracie! Pablo z Francisco pobiegli wzdłuż skalnego wybrzeża w kierunku plaży. -Ringo piesku chodź! -Pomóc, jedzenie uciekać!- zawołał innych mieszkańców- Uciekać plaża! Pablo biegł ile sił w nogach. -Szybko, tam jest tratwa!- oznajmił Francisco. Odepchali tratwę od brzegu i zaczęli wiosłować . -Piesku wskakuj!- powiedział Francisco. IV. Powrót do miasteczka. Płynęli cały dzień. Pablo smacznie spał , a Francisco próbował łowić ryby. Morze było spokojne. Tratwa lekko unosiła się na wodzie. Była zbudowana ze spróchniałych konarów drzew. -Bracie, obudź się! Widać ląd!- budził Francisco Pablo. -Co, co? -Widać ląd! -Gdzie?- pytał Pablo. -Tam. -To nasze miasteczko! Jesteśmy uratowani! Całość napisana przez: piotrmosz