Jeszcze kamerton śpiewa. Już ciszej, niemal bezdźwięcznie, ale wciąż drga. Myśli układam w słowa. I piszę, choć kres jest bliski. Wciąż bliższy nam. Ten przywołując (przecież - na niby!) plącząc ze sobą dobro i zło, jasno dziś widzę: żyłem, jak gdybym miał lat przed sobą jeszcze ze sto. Jest coraz więcej – mijają lata - chwil, gdy sen nie chce na rozkaz przyjść. Wkrótce ze śmiercią przyjdzie się bratać; pewnie już niesie snu słodką kiść. Mam ich niewiele aby zrozumieć, że tylko miłość ma w życiu sens. I wciąż, (by całkiem nie zginąć w tłumie, non omnis moriar) wciąż mówić: chcę
Zabrałeś, Tych wszystkich, których wcześniej powołałeś do wielkich rzeczy Nie wysłuchałeś, Próśb tych których kiedyś pokochałeś, to sobie przeczy Ale przemija i to, że oni kiedyś żyli, i przeminie też to, żeśmy prosili