Klasa 4 potrzebuje opowiadanie z fragmentami fantastycznymi

Klasa 4 potrzebuje opowiadanie z fragmentami fantastycznymi
Odpowiedź

To był łagodny poranek. W Tigrolu - nadrzecznej mieścinie, między górami a lasem driad, już goniono ludzi. Radcy miejscy szukali wszelkich sposobów, jakichkolwiek, aby zaradzić wojnie z Ardysią. Wojnie, której nikt by nie chciał, a która wisiała w powietrzu. Do miasta zostało odesłanych dwóch wysłanników jako doradztwo i pomoc w tych trudnych czasach. W czasach, gdy wojna Asolii z, tak odległą, Ardysią wisiała na włosku. A przecież wróg był tak blisko... ... Ale tego nikt się nie spodziewał... Ale też nie o tym miałem opowiadać, więc i gadał na ten temat nie będę. Przynajmniej na razie. Ważne rzeczy dzieją się, choć nie daleko, to gdzie indziej. Gdy w mieście Tigrol urzędasy tylko podskakują w obawie przed Ardysią, ludzie nie widzą zagrożenia pod własnym nosem. --- --- --- To był łagodny poranek. Asolijskie słońce już oświecało całą wioskę na zachód od kupieckiego Tigrolu - tak, o wioskę Saan mi chodzi. Saan był położony lekko na południe od lasów oddzielających osady ludzkie od En-enu - domu driad. En-en był dla większości ludzi zakazany. Tam się nie chodziło. Bliżej wioski jednak ludzie mogli bez przeszkód polować. Tam właśnie, już od brzasku, za krzakiem rośliny, której nazwy nawet nie znali, kryło się trzech chłopców. Jeden był dosyć wysokim i silnym młodzieńcem. Miał krótkie, ciemne, czarne wręcz włosy. Drugi był przygłupi i nie będziemy o nim gadać. Dość, że ma na imię Abzdaj. Jednak trzeci... hmmm... tak, trzeci... on jest ważny. Nie był niski, ni wysoki. Siłą też się z tłumu nie wyróżniał. Miał także, jak pierwszy z nich, nie zaliczające się do najjaśniejszych, sięgające uszu włosy oraz piwne, a jakże, oczy. Nie był pryszczaty jak Abzdaj, lecz możnaby powiedzieć... całkiem przystojny. O ile właśnie można tak powiedzieć o kilkunastoletnim chłopcu. Miał wtedy czternaście lat. To on trzymał łuk. Dwanaście kroków przed nimi powoli kroczyła dosyć młoda, zdrowa (co z resztą nie miało większego znaczenia, gdy on strzelał) sarna. Czarnowłosy chłopak, siedząc w bezruchu i przypatrując się sytuacji, aż nie mógł wytrzymać. - Podeszła tak blisko. Na co czekasz? - szepnął, najciszej jak mógł, do łucznika. Nawet go nie obchodziło czy usłyszał pytanie i ten, choć usłyszał, oczekiwał wypatrując właściwego momentu. Wtedy wypuścił strzałę... Przez las, co chwilę, przebiegały fale głośnego śmiechu udekorowanego w bezczelnie fałszowane teksty podśpiewywanych właśnie piosenek. To trzej młodzieńcy wracali z polowania. Znowu nie trafiłem, babko... - tłumaczył się niebrzydki chłopak starszej kobiecie. - Wszyscy się ze mnie śmieją. - Nie powinieneś ich słuchać. - Ale gdy oni mnie specjalnie zaczepiają, mówią, żem ślepy jak kret. - Sam się będziesz z tego śmiał, gdy dorośniesz - pocieszała go Starsza Babka. Do Starszej Babki po porady przychodziła cała wieś. Babka była uważana za najmądrzejszą osobę w okolicy i każdy się z nią liczył oraz poważał jej słowo. Kiedy w trudnej chwili nikt nie widział wyjścia, babka bez problemu je wskazywała. Tak, jakby wiedziała coś więcej, jakby posiadała jakiś tajemny Dar. - Im szybciej, tym lepiej. Jeżeli w tym tygodniu nie upoluję czegoś poważnego, czegoś, o czym inni mogą tylko pomarzyć, reszta wioski będzie mnie uważać za skończoną ofiarę. Nigdy nie będą mnie traktować na równi z innymi. - Nie potrzebne ci to teraz. W swoim wieku powinieneś się uczyć. Nie siłą ich przezwyciężysz, lecz zdrowym umysłem wtedy, kiedy wszystkim innym zabraknie rozumu. - Ale jak w tej sprawie może mi pomóc myślenie? Czasami cię babko nie rozumiem. Zbyt ciężkie, zbyt zawikłane są twoje zagadki. - Ależ nie zagadkami do ciebie przemawiam, lecz najszczerszą prawdą. Nie wierzysz, że umysł przesądza o wyniku polowania? Uwierz we własne zdolności! - Jakie zdolności? Przecież nie potrafię trafić z łuku w zwierzynę dziesięć kroków ode mnie! - Jak nie wierzysz we własne umiejętności, to zaufaj mi! - Staruszka miała go już widocznie dosyć. Chwila udzielenia porady zbliżała się jednak nieuchronnie. Trzeba było zrobić coś, co by bezwzględnie poskutkowało. Coś co podniosłoby chłopakowi morale i wiarę w siebie, podnosząc zarówno jego walory bojowe. No bo trzeba rzec jasno: dzieciak nie potrafił nic oprócz strzelania przed siebie z wynikami nie zależnymi od celowania. I choć chłopak sporo się uczy teorii, to nikt nie może wytłumaczyć naukowo dlaczego w praktyce nic się nie zmienia. - Idź się uczyć i już nie męcz! - Ale babko, może mi jakoś pomożesz? Nie mogę zwlekać! - zdesperowanym głosem prawie błagał o jakieś rozwiązanie. - A nie wystarczająco ci już pomogłam? Dobrze. Nauczę cię skutecznego wykorzystywania siły woli. Poznasz zaklęcie, którego się nauczyłam za młodu. Nawet ty nie jesteś w stanie go zepsuć. - ze śmiechem otworzyła grubą księgę, ze wszystkimi mądrościami kolekcjonowanymi przez całe jej długie życie. Dziecko z zaciekawieniem, wyrysowanym na jego ładnej buźce, spoglądało w stare i pożółkłe stronice.

Dodaj swoją odpowiedź