Napisz recenzję wybranego tekstu kultury lub napisz swoja recenzje "Gwiezdnych wojen".

Napisz recenzję wybranego tekstu kultury lub napisz swoja recenzje "Gwiezdnych wojen".
Odpowiedź

Powiedzmy : George Lucas zamknął swoją przygodę z "Gwiezdnymi wojnami" trzy lata temu, gdy padł ostatni klaps na planie "Zemsty Sithów". Koniec, kropka. I chociaż w najnowszej odsłonie serii, ostatecznie występuje tylko i aż w roli producenta, to efekt jest mimo wszystko odmienny od tego, co wydarzyło się dawno dawno temu w odległej galaktyce. Nie tylko ze względu na, tym razem, animowaną formułę produkcji. Co prawda ponownie spotkamy znanych wcześniej bohaterów (świetnie zdubingowani Anakin Skywalker, Jabba the Hutt czy Yoda) i nieziemski świat zrodzony wcześniej w głowie wizjonera kina. Będzie też tradycyjna dla "Gwiezdnych wojen" czołówka. Pojawi się typowy element zaskoczenia (tym razem nowa/stara postać - jaka? - nie zdradzimy, by nie psuć zabawy). Znajdzie się miejsce na pokaz szermierczych umiejętności i manifestacje mocy Jedi. Twórcy próbować będą też zachować continuum serii (nie zawsze udanie, wprowadzając np. nieco na siłę postać uczennicy Anakina - Ahsoki) wpisując najnowszy film w ramy czasowe gdzieś pomiędzy epizodem II a III. Zgoda, to wszystko prawda. Problem polega jednak na tym, że inny jest nie tylko reżyser "Gwiezdnych Wojen: Wojen Klonów" (Dave Filoni - jeden z twórców animowanego "Avatar: The Last Airbender") ale też odbiorca do którego kieruje się gotowy produkt. Film otrzymał kategorię wiekową od lat 7 i na ekranie zdaje się to wyczuć, nie uciekając się nawet do skorzystania z potęgi Mocy. Po pierwsze, fabuła obrazu została uproszczona tak, aby i młodszy widz mógł się w pełni zorientować kto z kim i dlaczego na miecze świetlne wojuje. Siłą rzeczy całość zdaje się prezentować lżejszą w odbiorze rozrywkę, stworzenie której, w konsekwencji, wymaga mniejszego nakładu pracy. Przykładowo: humor "Wojen Klonów" (nierzadko swoisty slapstick głównie za sprawą głupiutkich droidów) młodym adeptom filmowej sztuki sprawi wiele radości, u starszego widza w najlepszym wypadku będzie raczej wywoływał uśmieszek niż salwy śmiechu. Nie przeszkodzi to oczywiście dobrze bawić się na filmie miłośnikom sagi. Ci będą z rozrzewnieniem przeżywać międzyplanetarne batalie i wyjdą z kina raczej usatysfakcjonowani, jedynie czasami kręcąc nosem jak to u entuzjastów kultowych serii bywa. Bo po raz kolejny solą w oku mogą okazać się postaci debiutujące w gwiezdnym wszechświecie. Mam nieodparte wrażenie, że sympatycznemu padawanowi (tutaj: uczennicy) Anakina - Ahsoce grozi los Jar Jar Binksa wprowadzonego dziewięć lat temu przez twórców w "Mrocznym widmie". Powszechnie wiadomo, że ten ostatni bohater został dodany nieco na siłę i po dzień dzisiejszy robi się z tego powodu wyrzuty Lucasowi. Tyle tytułem uwag, bo od strony technicznej "Gwiezdne Wojny" to wzór w swojej klasie, nie odbiegający zasadniczo od najlepszych światowych standardów. Przepięknie animowane postacie, odpowiednio zaprojektowane tak, aby bez trudu skojarzyć je z aktorskimi odpowiednikami. Nastrojowy a w miarę potrzeb dynamiczny podkład dźwiękowy. Mistrzowsko wygenerowane fantasmagorie barw i świateł. Mucha nie siada. I wszystko byłoby idealnie gdyby nie padło sakramentalne pytanie: czy debiut kinowy był rzeczywiście konieczny? Przypomnijmy, że "Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów" to z założenia pilot serialu a za oceanem tegorocznej jesieni czeka przecież na widzów wieloodcinkowe spotkanie z animowanymi bohaterami międzyplanetarnej sagi. Po co więc właściwie zdecydowano się na duży ekran? Czy wizyta w kinie będzie trafnym posunięciem? Na pewno fan serii powinien zrobić to w ciemno. Mam nadzieje że to jest to ale nie jestem pewna

Dodaj swoją odpowiedź