!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! potrzeba mi informacji o ZAMACHU NA KUCZERE lub o AKCJI 'WACHLARZ' cos takiego konkretnego i rzeczowego ;P !!!!!POMÓRZCIE!!!!! potrzebne na ZARAZ ;/// z góry DZIĘKI ;]

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! potrzeba mi informacji o ZAMACHU NA KUCZERE lub o AKCJI 'WACHLARZ' cos takiego konkretnego i rzeczowego ;P !!!!!POMÓRZCIE!!!!! potrzebne na ZARAZ ;/// z góry DZIĘKI ;]
Odpowiedź

O godzinie 9.09 "Kama" zasygnalizowała wyjście Kutschery z domu w al. Róż 2. Rozpoczęła się akcja. Kutschera miał do przejechania zaledwie 140 metrów – tyle dzieliło jego dom od dowództwa SS w Warszawie. Gdy dojeżdżał do bramy pałacu, drogę zajechał mu samochód kierowany przez "Misia". Kierowca Kutschery zwolnił chcąc przepuścić intruza. Zwolnił również "Miś". Niemiec żądając ustąpienia drogi włączył żółty, środkowy reflektor używany przez niemieckich dygnitarzy. "Miś" zatrzymał wóz na nieprawidłowym pasie i w chwili, gdy Niemiec usiłował go wyminąć, ruszył ponownie blokując samochód generała. Do zatrzymanego wozu podbiegli "Lot" i "Kruszynka". Z odległości jednego metra otworzyli ogień do Kutschery. Ten, osunął się ranny na siedzenie. Równocześnie na stanowiska wbiegł cały zespół ubezpieczający, a stojące na ulicy Chopina samochody "Sokoła" i "Bruna" cofnęły się do rogu Alei Ujazdowskich. Kutschera ruszał się jeszcze – dobił go "Miś", który wyskoczył już ze swego wozu i strzałami z pistoletów wspierał osłonę akcji. Niestety, w ferworze walki biorący po raz pierwszy udział w tak poważnej akcji "Ali" nie mógł otworzyć teczki z granatami zaczepnymi i nie wspomógł walczących "Cichego", "Lota", "Olbrzymka", ponadto ciężko raniony w strzelaninie "Lot" nie mógł głośno zarządzić wycofania oddziału. Wydłużyło to niepotrzebnie akcję w tak newralgicznym dla Polaków miejscu (bliskość siedziby Gestapo, komendy Schupo, kasyna garnizonowego). Niemcy otworzyli gęsty ogień z siedziby dowództwa SS i wszystkich okolicznych budynków. Ich kule raniły "Lota" i "Cichego" w brzuch, oraz w pierś "Olbrzymka". Niegroźny postrzał w głowę otrzymał "Miś", który wraz z "Kruszynką" wyciągnął ciało Kutschery z wozu. W pośpiechu szukali przy zabitym dokumentów. Nie znaleźli nic, więc zabrali jego teczkę. Pod silnym ogniem wycofali się do samochodów. Rozpoczął się odskok wcześniej wyznaczonymi trasami. Lecz na tym akcja się nie skończyła: należało zawieźć ciężko rannych do warszawskich szpitali. Wiele godzin trwało dramatyczne poszukiwanie szpitali, które zgodziły by się przyjąć i zoperować ciężko rannych w brzuch "Lota" i "Cichego". Karetki kilkakrotnie woziły ciężko rannych do różnych szpitali (Klinika Webera, Szpital Maltański, Szpital przy Szkole Pielęgniarek, Szpital Ujazdowski) ostatecznie zostali dowiezieni do praskiego Szpitala Przemienienia Pańskiego. Miało to fatalne następstwa dla ciężko rannych i w ostateczności przypieczętowało ich los. "Sokół" i "Juno", po odwiezieniu "Lota" i "Cichego", postanowili odprowadzić samochód do garażu - niezgodnie z rozkazem. Na moście Kierbedzia natknęli się na blokadę założoną przez niemiecką policję; stoczyli nierówną walkę zakończoną ich skokiem do Wisły i śmiercią.

Wachlarz – kryptonim wydzielonej organizacji dywersyjnej Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej, utworzonej latem 1941 w związku z wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej. Pierwszym kryptonimem cyfrowym była "18" zamieniona jesienią 1942 na "27". W sprawozdaniach Dowódcy ZWZ-AK pojawia się też określenie "Akcja W". Strefa planowanych działań "Wachlarza" obejmowała ogromne obszary ZSRR na wschód od przedwojennej granicy II Rzeczypospolitej, od Morza Bałtyckiego po Kijowszczyznę i Podole. Celem powołania "Wachlarza" było prowadzenie akcji dywersyjnej na szlakach aprowizacyjnych armii niemieckiej walczącej w ZSRR oraz organizowanie osłony dla planowanego na ziemiach polskich powszechnego powstania zbrojnego. W pierwszej fazie powstania przewidywano m.in. podjęcie akcji dywersyjnych na liniach komunikacyjnych, w celu opóźnienia wycofywania się na tereny polskie wojsk niemieckich pobitych przez Sowietów. Najefektowniejszym przykładem działalności tej organizacji było przedostanie niemieckiej części rakiety V2 na Zachód, gdzie przy pomocy Polaków alianci mogli poznać nowoczesne konstrukcje niemieckie. Początkowo kadrę "W" stanowili oficerowie Tajnej Armii Polskiej (TAP), wcielonej we wrześniu 1941 do ZWZ. Pod koniec 1942 (formalny rozkaz Dowódcy Armii Krajowej gen. Roweckiego z 22 stycznia 1943), w miarę nasilania się akcji dywersyjnych, "Wachlarz" i działający od 1940 Związek Odwetu zostały podporządkowane Kierownictwu Dywersji – Kedywowi.

Od budzenia obywatela o swicie jest budzik. Policja ma zupelnie inne zadania i chociaz efekty propagandowe wynikajace z upowszechniania wizji szeryfa z koltem mocno przemawiaja do wyobrazni milionow, nie moga przewazyc nad takimi wartosciami jak godnosc jednostki, takze tej podejrzanej o przestepstwa, oraz prawem do prywatnosci. W 1997 r. pana Kuczere, obywatela slowackiego, naszla wczesnym rankiem w jego mieszkaniu specjalna grupa policyjna, by jego i zone doprowadzic na przesluchanie do komisariatu. Oddzial skladal sie z czterech uzbrojonych w bron palna mezczyzn, w tym dwoch w kominiarkach. Od ledwo przebudzonego Kuczery zazadano natychmiastowego otwarcia drzwi i wpuszczenia do mieszkania, co ten uczynil (a coz mogl zrobic innego? choc trudno uznac ten gest za - jak pozniej twierdzila policja - wyrazenie zgody na wejscie do mieszkania). Pan Kuczera spedzil w areszcie dwa lata, zanim uniewinniono go z zarzutu uczestniczenia w grupie przestepczej, ktora "stosowala grozby i przymus wobec osob trzecich". Wszystkie skladane przez niego wnioski o uchylenie aresztu byly oddalane, pomimo ze od samego poczatku zarzuty pod adresem Kuczery opieraly sie na watlych przeslankach, a pokrzywdzona rzekomo osoba nie potwierdzila zarzutow w zeznaniach. Kuczera otrzymal od panstwa slowackiego pewne odszkodowanie, nie uwzgledniono jednak jego roszczen o naruszenie dobr osobistych, wolnosci, godnosci osobistej i dobrego imienia, ktore bylo efektem samego sposobu dzialania organow panstwa w tej sprawie: wtargniecia do mieszkania, stosowania aresztu bez dostatecznie uzasadnionych podstaw, braku szybkiej reakcji na kolejne wnioski o uchylenie tymczasowego aresztowania. Sprawa znalazla final przed Europejskim Trybunalem Praw Czlowieka w Strasburgu, ktory wydal kilka dni temu interesujacy wyrok. Jest to, jak sadze, jedno z tych orzeczen, ktore wyznaczy standardy postepowania w zwiazku z wszelkimi sprawami, w ktorych dochodzi do uzycia przymusu panstwa wobec obywatela. Zwraca uwage przede wszystkim ten fragment orzeczenia, w ktorym sedziowie strasburscy odnosza sie do samego sposobu zatrzymania Kuczery. Ten fragment polecam szczegolnej uwadze panom Ziobrze, Kaminskiemu, Wassermannowi, ktorzy z upodobaniem stosuja metody zatrzyman wzorowane na dzialaniach amerykanskiej policji z czasow Ala Capone. Dzisiejsza Polska to jednak nie Ameryka z lat 20., ale kraj czlonkowski UE (chocby nie podobalo sie to niektorym koalicjantom), w ktorym obowiazuja inne standardy. Nigdy w panstwie demokratycznym najscie policji na mieszkanie obywatela nie moze - przypomina Europejski Trybunal Praw Czlowieka - nastapic bez rzeczywistych powodow. Dopuszczalnosc i legalnosc stosowanych srodkow zalezec bedzie zawsze od uznania, ze w danych okolicznosciach byly konieczne oraz spelnialy warunek proporcjonalnosci. Trybunal Strasburski nie dostrzegl w sprawie Kuczery ani przeslanek niezbednosci, ani proporcjonalnosci. Cel, jakim bylo doprowadzenie na przesluchanie, nie usprawiedliwial wejscia policji do mieszkania - stwierdzil Trybunal. Ryzyko naduzycia wladzy i naruszenia ludzkiej godnosci - dodaja sedziowie - jest zawsze nierozlacznie zwiazane z takimi sytuacjami, jaka miala miejsce w sprawie Kuczery, gdy wczesnym rankiem pojawila sie przed jego drzwiami grupa zamaskowanych policjantow. W takich sytuacjach powinny byc zawsze podjete niezbedne - z punktu widzenia ochrony praw danej osoby - srodki zabezpieczajace, a miedzy innymi obecnosc osoby trzeciej, nieuwiklanej w sprawie ani po stronie policji, ani po stronie domniemanego sprawcy, albo wyrazna, pisemna zgoda wlasciciela na wejscie do mieszkania. Polska policja od dawna ma z ta lekcja problem. Pamietam, jak ze 12 lat temu okolo szostej rano ktos zaczal sie gwaltownie dobijac do mojego mieszkania w Miedzylesiu. Uchylam drzwi i widze czterech poteznych mezczyzn po cywilnemu, ktorzy nakazuja mi natychmiastowe otwarcie drzwi i wpuszczenie do mieszkania. Pytam o nakaz przeszukania, a oni migaja jakas legitymacja i krzycza, ze maja specjalne uprawnienia. Nie otwieram. Mowie, ze jestem prawnikiem i musze zobaczyc do mnie adresowana decyzje. W odpowiedzi uslyszalem, ze oni sa z takich sluzb, ktore nie musza miec decyzji, a jesli o tym nie wiem, to widocznie spalem na wykladach. Nie otworzylem, a oni czekali jeszcze godzine, by wreszcie z piskiem opon odjechac. Potem okazalo sie, ze byla to specjalna akcja policji zwiazana z poszukiwaniem osob zamieszanych w dzialania korupcyjne, a moj dom pomylono z innym. Final byl zabawny. Po tygodniu przyszedl do mnie sasiad i powiedzial, ze jest mu przykro, bo wie, iz przez niego mialem jakies klopoty z policja. "To chodzilo o mnie, jakies rzekomo nieuiszczone podatki - kontynuowal. - Szukaja mnie juz od dawna. Bezskutecznie, a ja sie przeciez nie ukrywam. Mam juz tego naprawde dosc i zglosze sie w koncu sam na policje". Co tez uczynil. Pomny tych doswiadczen rekomenduje z calego serca, by dzielna policja i prokuratura zamiast uzywania specjalnych grup antyterrorystycznych i zastraszania ludzi z wieksza solidnoscia i profesjonalizmem wykonywaly swoje zadania. Nie zapominajac przy tym o godnosci czlowieka, w czym - mam nadzieje - ostatni wyrok strasburski pomoze.

Dodaj swoją odpowiedź