Za górami, za lasami Żył dziad sobie z pantoflami Dobrze mu się powodziło Gdyż z pantoflem - zawsze miło! Te pantofle, mówiąc w skrócie, Znalazł kiedyś gdzieś tam w hucie, Spryciarz - zwinął hutnikowi Podczas, gdy ten metal robił Teraz, siedząc w ciepłej chacie, Myśli, czemu w hucie raczej, Nie podebrał żadnej kasy Bo okazja była cacy Morał z tego płynie taki: Choćbyś same miał przysmaki Zawsze będziesz pragnął więcej Tak jak dziad ten chciał pieniędzy!
Raz się urodził, raz tylko umarł, Po śmierci wierzyć nie chciał, że żył, -- Wzrok miał zbyt sztywny i sztywny humor I żadnych pragnień i żadnych sił. Wzrokiem zataczał ogromne kręgi W światów i wieków bezmierny tłum, Twardo, jak rotę dziwnej przysięgi Powtarzał: "Mortuus sum, ergo sum!" . Nie wiedział, czyim uległ przemocom l czy naprawdę ktoś go tak zmógł, Aż mu bezsenną, bezbrzeżną nocą, Nie wiedzieć czemu, wyśnił się Bóg. Bóg, co się siłą własnej ciężkości, Jak wielka bryła toczy przez świat I nawet nie zna swojej wielkości I nie wie na wet, ile ma lat. Wtedy powoli podniósł się z trumny I szedł umarły, straszny skróś pól, Bo lęk go nagle zdjął nierozumny I wielki smutek i wielki ból.