wymyśl długie i śmieszne opowiadanie

wymyśl długie i śmieszne opowiadanie
Odpowiedź

Moje obowiązki, jak się pewnie domyślacie, obejmują także spowiedź. Muszę siedzieć w konfesjonale i słuchać cudzych przewin. Nie uskarżam się. W naszych konfesjonałach jest bardzo wygodnie, mamy poduszki na siedzeniach i inne udogodnienia. Nawet modlitwy nie muszę znać na pamięć. Po obu stronach nad okienkiem jest przyklejona karteczka z tekstem. Wiecie, kiedy wznoszę oczy do góry, udając że szukam natchnienia u Boga, to tak naprawdę czytam z karteczki. Przepraszam. Rozgadałem się. No więc, jak mówiłem, spowiadanie nie jest takie złe. Czasami jednak stykam się z różnymi... no cóż, dziwnymi ludźmi. Na przykład ostatnio. Przyszedł do mnie pewien jegomość. Człowiek całkiem zwyczajny, powiedzielibyście, nie wyróżniający się z tłumu. Ubrany w sztruksowe spodnie nieokreślonego koloru i burą kurtkę. Na jego ramieniu wisiała sfatygowana torba barwą zbliżona do kurtki. Uklęknął, przeżegnał się i zawahał. - Proszę księdza... - Tak, młody człowieku? - Czy był taki całkiem młody, nie mogłem stwierdzić na pewno, ale nie wyglądał na starszego ode mnie... - Wie ksiądz... Bo ja... Ja mam taki problem. Nie do końca wiem, co z tego, co zrobiłem, było grzechem, a co nie. Więc może by tak... Ja to wszystko bardzo dokładnie przemyślałem i wpadłem na taki pomysł - chłopiec mówił szybko, gorączkowo. Musiałem nadstawiać ucha, żeby wszystko zrozumieć - w wieku trzydziestu lat słuch już nie ten. - Mianowicie powiem księdzu, co robiłem, a ksiądz mi powie, czy to są grzechy czy nie. Zdziwiłem się, ale nie dałem tego po sobie poznać. Jeszcze by się poczuł urażony. - Dobrze, chyba mogę się na to zgodzić - kiwnąłem głową na znak zgody. Zwyczajny człowiek po tych słowach schylił się i sięgnął do swojej zwyczajnej burej torby. Pogrzebał w niej chwilę. Gdy po chwili nie znalazł tego, czego szukał, zirytował się, przeprosił, wyszedł z konfesjonału i wyrzucił zawartość torby na podłogę. Wyłowił z tej sterty gruby - naprawdę gruby - brulion w sztywnej oprawie. Otworzył, spojrzał na pierwszą stronę i kiwnął głową, mrucząc coś do siebie. Potem wrócił do konfesjonału i zaczął szukać potrzebnego mu fragmentu. Znalazł go gdzieś w połowie zeszytu. - No więc - odchrząknął. - Dnia czwartego maja... Zamrugałem i spojrzałem na wyświetlacz telefonu, który leżał na półeczce niewidocznej z zewnątrz. Data widniała w prawym górnym rogu. 3 czerwca. Godzina: 16:53. Westchnąłem z cicha i dyskretnie poprawiłem się na siedzeniu. Ta spowiedź będzie trochę dłuższa niż zwykle...

Dodaj swoją odpowiedź