Pamiętam tamten dzień jakby to było dziś. Padał deszcz i wiał wiatr. Było bardzo zimno. Stałem przy drodze A9 prowadzącej do Przemyśla i próbowałem złapać stopa. Nie udawało mi się. Wściekły na cały świat usiadłem pod drzewem. Łzy złości cisnęły mi się do oczu. I wtedy stał się cud. Zatrzymał się przy mnie wielki tir. - Hej, wsiadaj mały podrzucę cię!- wykrzyknął mężczyzna w szoferce. Ubrany był w spodnie dresowe. Na oczach miał klapki. Wyglądał na jakieś 40 lat. - Dziękuję panu bardzo. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby pan nie nadjechał - powiedziałem i przetarłem ręką po swych mokrych włosach. - Nie ma za co mały. O! Tak przy okazji to mów mi Rysiek. - Jestem Marcin- odparłem. Mężczyzna wyjął z skrytki dwa kieliszki, napełnił je wodą mineralną i wypiliśmy bruderszafta. - Nie proponuję ci nic więcej, bo widzę, że jesteś niepełnoletni- powiedział i wybuchnął gromkim śmiechem. - A dokąd ty w ogóle jedziesz?- spytał po chwili. - Do rodziny w Przemyślu. Ciotka ma ślub. Będzie niezła zabawa ? odpowiedziałem. - Ja jadę do Lwowa po skład płyt. Można na tym wiele zarobić. - O! Przydałyby się płyty na wesele. - No to pojedziemy tam razem, a potem odstawię cię na zabawę. - Zgoda - odpowiedziałem zadowolony. Podróż bardzo się dłużyła. Byłem senny, dlatego nie rozmawiałem z Ryśkiem. Dowiedziałem się jeszcze tylko, że pieniądze są mu potrzebne na operacje złamanej nogi. Gdy tak myślałem, jakie nieszczęście go spotkało, na naszej drodze niespodziewanie wyrósł rybak łowiący ryby w kałuży. Rysiek depnął na hamulec. Tir wpadł w poślizg. Zmietliśmy rybaka po czym zatrzymaliśmy się na drzewie. Straciłem przytomność... Gdy się obudziłem ujrzałem przed sobą wspaniały krajobraz. Wielkie drzewa wysokie na jakieś 40 metrów, rozłożyste krzewy. Wyszedłem na zewnątrz. Rysiek siedział nieopodal i zajadał bułkę z szynką babuni. - Co się stało do licha?- spytałem. - Przenieśliśmy się w czasie - odpowiedział ze spokojem mój nowy towarzysz. - Rysiu! I ty to mówisz z takim spokojem!? Jak to się w ogóle stało?!- krzyczałem. - To proste. Gdy ty drzemałeś, ja włączyłem płytę. Jak pojawił się ten rybak, hamowałem. Laser zmienił swe położenie i skierował wiązkę w inną ścieżkę płyty. To wywołało małe zamieszanie. Czasem mi się to już zdarzało, ale cofałem się w przeszłość o jakąś godzinę. Teraz cofnęliśmy się o jakieś czterdzieści milionów lat. Nie ma co lamentować. Zaraz stąd zmykamy- powiedział Rysiek. Nagle za naszymi plecami pojawił się Eskimos. - Dzień dobry panom. Czy nie wiecie państwo, gdzie tu jest jakiś punkt naprawy telewizorów? Zamarzł mi na tej przeklętej Grenlandii. - Co tu się dzieje?! Kim ty jesteś człowieku?!- zadawałem pytanie po pytaniu. - To ten facet, przez którego mieliśmy wypadek. Poznaję go po stroju- odparł Ryszard. - Wielce przepraszam jeśli wyrządziłem jakieś szkody, ale ja po prostu łowiłem w przeremblu okonie- odpowiedział przybysz. - Jaki przerembel?! Jakie okonie?! Człowieku co ty mówisz?! Przecież tam była droga, a poza tym okoń to ryba rze...- nie dokończyłem, bo nagle pojawił się wielki tyranozaur. Bestia chwyciła Eskimosa wraz z telewizorem i połknęła. Wraz z Ryśkiem ruszyliśmy do tira. Wpadliśmy do szoferki, ale potwór był bardzo blisko. I stało się najgorsze: Zabrakło paliwa. Silnik nie chciał się uruchomić. Chwyciłem w rękę latarkę i zacząłem obkładać skubańca. - Poczekaj Marcin. To go wystraszy- powiedział kolega i zdjął swoje skarpetki. Smród był taki, że czym prędzej wyrzuciłem je przez okno prosto na nos dinozaura. Bestia wyła z bólu i biegała w kółko. Teraz wiem, dlaczego wyginęły dinozaury. Życie jest arcybrutalne, powtarzam wam, życie jest arcybrutalne. Tir odpalił. Wystartowaliśmy i wpadliśmy na drzewo. Znów zemdlałem... Obudziła mnie melodyka ?Hej ho, hej ho do pracy by się szło?. Wyszedłem z ciężarówki. Wszędzie krzątały się małe skrzaty, nie zwracające na mnie najmniejszej uwagi. Rysiek siedział na kamieniu i wcinał kiełbasę śląską. - Chyba znów coś poszło nie tak- powiedział ze spokojem. - Właśnie widzę. Jesteśmy w jakiejś krainie krasnoludków. Gdy ?tirowiec? skończył ruszyliśmy do budynku, który wypiętrzał się ponad inne. Nam sięgał zaledwie do kolan. Podeszliśmy pod samo wejście. Wtedy mały skrzat zatarasował nam drogę. - Kim jesteście i jaki jest cel waszej podróży!- krzyknął bojowo ludek. - Ja jestem Rysiek, a to jest Marcin. Trafiliśmy do was przez przypadek- tłumaczył się Rysiek. - Nikt nie opuści naszej krainy bez zgody Administratora Osiedla. Zaprowadzę was do niego i nie próbujcie używać siły, bo zrobię wam krzywdę- powiedział skrzacik. - Jasne- odparłem ironicznie. Szliśmy jakieś pół godzinny, bo musieliśmy się dostosować do tempa krasnoluda. Przebrnęliśmy przez bramę, a raczej ją przekroczyliśmy i w końcu na nasze spotkanie wyszedł Administrator z długą białą brodą i siwymi włosami. Mały skrzat ukłuł mnie i Rysia igiełką sosnową. Oznaczało to, że mamy złożyć pokłon przed władcą. - Witajcie w mojej krainie, która zwie się Magazynierolandią. Pierwszy dotarł tu Krzysiek wraz ze swą żoną Julką i osiedlili się tu na stałe. Miasteczko nazwali Jastrzębią, ale potem zmieniła ona nazwę. Ja jestem potomkiem założyciela. Każdy z naszego rodu ma ?dojrzewający pępek?. - Władco ty jesteś mym przodkiem!- wykrzyknąłem po czym podniosłem koszulę i oczom króla ukazał się mój pępuszek. - Jak to możliwe. Skąd wy jesteście? - Przybywamy do was z XXI wieku. Ja jeżdżę na tirach, a Marcin ma dopiero 14 lat ? powiedział Ryszard. - Przepowiednia się sprawdza! Chwała bogom. Brzmi ona: ?Gdy tirowiec i młody chłopak się pojawią, wszystkie toalety się odetkają?. - Jezu, całe życie z wariatami- westchnął Rysiu. - Opowiem wam wszystko po kolei. Dawno, dawno temu gdy nasza osada się jeszcze rozwijała pojawiły się złe stwory zwane przez nas majstrami. Były bardzo zachłanne. Kradły co się da. Pewnego razy zapchały nam wszystkie toalety co uniemożliwia na dalszy rozwój naukowy. Przecież szalet od dawien dawna służył ludzkości, a tu nagle koniec. Pokonaliśmy wszystkie stwory. Wtedy między innymi umarł twój przodek Krzysiek. Wzięliśmy się za toalety, ale okazało się, że w każdej z nich zagnieździł się zły demon. Ten najokrutniejszy siedzi w szalecie na wzgórzu. Nie zbliżamy się tam od dawien dawna. Czekamy na spełnienie się przepowiedni i oto ta chwila nadeszła. Chwała wszystkim. - A jak niby mamy naprawić te latryny?- odezwał się Rysiek. - W magazynie w urzędzie miasta znajdziecie wszystko co potrzebne. Jest tam też gigantyczna przepychaczka, która ma wielką moc. A więc ruszajcie. Macie błogosławieństwo wszystkich krasnali. Po długich przygotowaniach w końcu ruszyliśmy na wzgórze. Jakąś godzinę przemierzaliśmy las, a potem zaczęła się mozolna droga pod górę. Aby było jeszcze gorzej od pewnego czasu zaczął towarzyszyć nam okropny fetor. Gdy dotarliśmy na szczyt ujrzeliśmy toaletę. Drzwi były zamknięte, więc Rysiek otworzył je potężnym kopniakiem. Było bardzo ciemno, ale weszliśmy do środka. Podążaliśmy korytarzem i dotarliśmy na most. Wtedy stało się coś niesamowitego. Wraz z kompanem spostrzegliśmy uciekający orszak pierścienia i Gandalfa walczącego na moście z demonem Balrogiem. Obaj runęli w otchłań toalety. Czarodziej zdążył się złapać krawędzi. - Trzeba pomóc Gandalfowi!- krzyczał Rysiek i już chciał biec na most. - Co ty! Człowieku! Nie czytałeś ?Władcy Pierścieni??! Mag nie zginie. Wróci do swych towarzyszy w drugiej części dzieła Tolkiena. - Na pewno?- spytał się z niedowierzaniem Rysiek. - Na pewno. O nic się nie martw- gdy to mówiłem Gandalf runął w przepaść. Nagle salę wypełniła jasność. - Udało się nam! Demon pokonany. Szalety znów są wolne od zła!- krzyczałem. - Dobra wracajmy. Tęsknie już za domem. Ruszyliśmy z powrotem. Gdy dotarliśmy do wioski, krasnoludki przygotowały na przyjęcie na naszą cześć. Tańczyliśmy, śmialiśmy się, ale czas było wracać. Dostaliśmy od skrzatów wiele darów, które zajęły niezłą część tira. Rysiek przekręcił kluczyk w stacyjce. Rąbnęliśmy w jakiś mur. Jak zawsze w takich sytuacjach straciłem przytomność. Słyszałem tylko śmiech dzieci. Ale numer! Trafiliśmy do przedszkola. I to w najlepszym momencie. Grupa przedszkolaków szykowała się do budowy robota. Dzięki Tomkowi powstała już wielki noga. Lecz dzieciaki zaczęły się nudzić tą zabawą i zabrały się do malowania. Ciekawe, co by się stało, jakby skończyły tę maszynę. - Rysiu trzeba pomóc szkrabom. Niech wybudują tego robota ? powiedziałem. - Dobra. Nie ma sprawy. Hej brzdące! Pomożemy wam przy budowie. Chodźcie tu wszystkie- krzyknął Ryszard.Okrążyła nas banda dzieci. Mój kompan wyjął z tira rzeczy potrzebne do budowy i po kilku godzinach bachory przy użyciu maszyny wywaliły ścianę stołówki i ruszyły pomagać w walce ze złem. Aż mi się łezka w oku zakręciła, gdy wśród dzieciaków rozpoznałem siebie. Ale wtedy było fajnie! Z transu wyrwał mnie Rysiek, gdyż bardzo śpieszyło mu się do Lwowa. Ruszyliśmy dalej, nie wiedząc, gdzie teraz wylądujemy. Cha! Mam was. Teraz nie zemdlałem, bo wziąłem aviomarin. Wysiedliśmy z auta. Szybko zorientowałem się gdzie jesteśmy. To Warszawa. Dokładnie Warszawa w 1920 roku. Najazd bolszewików. Przez przypadek zniszczyliśmy kawałek muru obronnego w jednym miejscu. - Nie przejmujmy się takim drobiazgiem. Przecież to nie może wpłynąć na losy wojny- powiedział Rysiek i w tym momencie kula świsnęła mu nad głową. - Wiesz co lepiej stąd zmykajmy- powiedziałem. - Masz rację. Wsiedliśmy do tira i ruszyliśmy dalej. Mam nadzieję, że w końcu do teraźniejszości. Aviomarin przestał działać i znów zemdlałem. Oprzytomniałem i wypełznąłem z tira. To co zobaczyłem, nie było za ciekawe, wszędzie ruiny i zgliszcza. Rysiek zajadał pasztet. Spojrzałem na swój zegarek. Rok 2020. W oparach dymu spostrzegłem jakąś postać, która opalała lut lampą świniaka z długimi, odstającymi uszami. - Hej ty tam!- krzyczałem i zacząłem biec w stronę człowieka. - Co tu się stało? Co się stało ze światem?- pytałem nerwowo. - To wy nic nie wiecie?! Gdzie wyście byli przez te wszystkie lata- spytał z niedowierzaniem osobnik. - W przeszłości, a teraz opowiadaj. - W roku 1920 wielka nawałnica bolszewicka zalała Polskę. Wszystko szło dobrze, ale jakaś tajna rosyjska maszyna zniszczyła mur w jednym miejscu i to zaważyło na przegranej wojsk polskich. Potem pewna grupa przedszkolaków stworzyła wielkiego robota i zaczęła nim zdobywać świat. I jeszcze terroryści krasnale, którzy są bardzo zaawansowani technologicznie. Walki toczyły się w każdym zakątku świata i w zasadzie trwają do dziś. Rosjanie zajęli znaczne tereny Europy i Afryki , resztę terenu kontrolują wielkie roboty, gorzej że ja powoli znikam, bo jakiś cep w przeszłości zajechał mnie tirem, a to właśnie ja mam z powrotem przywrócić ład i porządek na świecie. - Panie Boże! Widzisz, a nie kopniesz- westchnął Rysiu - Ale narobiliśmy bigosu! Wracamy na drogę wtedy kiedy mnie zabrałeś, do przedszkola i do 1920. - Nie ma sprawy! Ruszamy! Dalej nie ma co opowiadać. Przywróciliśmy wszystko do stanu sprzed naszych podróży. Pojechałem z kompanem po płyty, a potem razem udaliśmy się do Przemyśla. I tu niespodzianka. To Rysiek okazał się wybrankiem mojej ciotki. Zamieszkali w domku na koguciej stopce w Słomkowie i żyją szczęśliwie. Często ich odwiedzam i razem wspominamy nasze podróże, a nawet czasem wyskakujemy do przeszłości. Myślę że pomogę :)
wyobraź sobie że żyjesz w dawnych czasach i odbywasz daleką podróż.czym będziesz podróżować.Napisać opowiadanie pt. cudowna podróż.POTRZEBNE NA JUŻ tj:05.10.2010
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź