Polskie powstania były potrzebne Brednie o tym, jakoby powstania wzniecane w Polsce przeciwko zaborcom były wyrazem romantycznego ducha i braku rozsądku wmawiane są nam od dawna z różnym skutkiem. Robią to zwykle ludzie, którzy nie zdobyli się nigdy na żadną refleksję dotyczącą okoliczności wybuchu którejkolwiek z insurekcji. Obecni są oni w polskiej polityce także dziś, dość wymienić profesor Magdalenę Środę, która z krytyki rzekomo niepotrzebnych powstań zrobiła coś w rodzaju mantry. Wybuchająca w na ziemiach polskich powstania można podzielić na dwa rodzaje, jedne z nich były typowymi buntami żołnierzy, a inne grubymi prowokacjami zaborców mającymi ca celu zniszczenie najwartościowszego elementu polskiego społeczeństwa. Nie wszystkie z nich także były z góry skazane na klęskę. Insurekcja kościuszkowska i powstanie listopadowe miały spore widoki na powodzenie, wszystko zależało od postawy dowódców. Zacznijmy jednak od początku. O tym czy wybuchnie powstanie kościuszkowskie zadecydowały dwie rzeczy. Po pierwsze rozpanoszona władza konfederacji targowickiej, która po przegranej przez Polskę wojnie w obronie konstytucji 3 maja zajęła się „przywracaniem porządku na obszarach, które jeszcze Polsce zostały. Owo przywracanie porządku oznaczało zmuszenie do emigracji patriotów, wprowadzenie cenzury, zakaz kontaktów z zagranicą, między innymi sprowadzania książek i gazet z Francji, a także pozwolenie na grabież wszystkiego i wszystkich przez wojska rosyjskie. Działania te doprowadziły w ciągu kilku miesięcy do zapaści gospodarczej kraju, zbankrutowało siedem największych warszawskich banków, szalała drożyzna. Katarzyna II nominowała w tym czasie na stanowisko ambasadora w Warszawie osobnika nazwiskiem Osip Igelstrom, wyjątkową kreaturę, który w bardzo trudnych dla kraju okolicznościach zajął się montowaniem prowokacji umożliwiającej najjaśniejszej cesarzowej i jej kochankom przeprowadzenie trzeciego rozbioru Polski. Powstanie było oczywiście przygotowywane przez emigrację, ale jego wybuch miał nastąpić w jak najbardziej sprzyjającym politycznie momencie. Stało się inaczej. Kraj nieprzygotowany do insurekcji zaskoczony został decyzją Igelstroma o demobilizacji ponad połowy polskiej armii rozlokowanej w równych częściach kraju. Armia miała być zredukowana do 12 tysięcy ludzi, około 50 tysięcy polskich żołnierzy i oficerów miało zostać wcielonych do wojska pruskiego i rosyjskiego. Krytykom powstań radzę zastanowić się co sami zrobiliby w chwili, gdy miano by ich zmusić do służby w obcej armii gdzieś za Uralem lub na Kaukazie, do tego w armii, gdzie kara chłosty jest normą, a poniżenie żołnierzy i zbydlęcenie kadry oficerskiej wręcz przysłowiowe. 50 tysięcy uzbrojonych mężczyzn w polskich mundurach postanowiło ponieść ryzyko i odpowiedzialność. Po jednej stronie mieli upokarzającą służbę gdzieś w Azji i być może śmierć, lub walkę z Francuzami w pruskich szeregach gdzie równie łatwo mogli stracić życie. Po drugiej zaś walkę z zaborcą, grób we własnej ziemi, a jeśli udałoby im się przeżyć a powstanie zakończyłoby się klęską to emigrację. Wybór nie był trudny, tym bardziej że nie było wtedy w Polsce sympatyków Rosji i Prus poza targowiczanami. Tak więc 12 marca 1794 roku na wieść o redukcji wojska, dowódca Wielkopolskiej Brygady Kawalerii stacjonującej w Ostrołęce, brygadier Antoni Madaliński rozkazał trąbić wsiadanego i ruszyły z wojskiem do Krakowa wycinając po drodze wszystko co choć trochę przypominało rosyjskiego lub pruskiego wojaka. Przyczyny powstania listopadowego były bardzo podobne do tych opisanych powyżej. Po upadku Napoleona, utworzeniu Królestwa Polskiego i nadaniu mu niezłej, jak na owe czasy konstytucji władze Rosji w osobie cara Aleksandra I zaczęły stopniowo ograniczać swobody nad Wisłą. Zaczęło się od nieprzestrzegania artykułów konstytucji, potem była cenzura i zakaz wolnych zgromadzeń. Ten ostatni był wyjątkowo perfidny, bo można było wsadzić do więzienia właściwie każdego, kto zbyt długo stał na ulicy ze znajomymi i był obserwowany przez tajniaków. A tajniaków w Warszawie było wówczas więcej niż psów. Cel tej polityki był identyczny, jak cele polityki Iglestroma – wypchnąć za granicę najwartościowszych Polaków, takich co potrafią myśleć i nie boją się czynu, a tych których wypchnąć się nie da uwięzić lub zesłać. Tak się złożyło, że w ówczesnym Królestwie Polskim, kadłubowym państewku zbudowanym ze skrawków Mazowsza, Litwy, Małopolski i Wielkopolski wschodniej stacjonowała najbardziej chyba nowoczesna i groźna armia, jaką nosiła wtedy ziemia starej Europy. Stworzył ją brat dwóch po kolei carów – Aleksandra i Mikołaja – wielki książę Konstanty. Kim był ten pan wiedzą prawie wszyscy, furiat, alkoholik, mający na sumieniu skrytobójcze mordy. Jego ulubioną rozrywką było musztrowanie żołnierzy na placu defilad w Warszawie. Cała służba w polskim wojsku tamtego czasu podporządkowana była paradom. Żołnierze byli wymusztrowani, jak automaty, mogli stać w szeregu pod huraganowym ogniem, ginąć i żaden nie zrobił kroku w tył bez rozkazu. W armii tej istniał także korpus oficerski złożony z bardzo młodych ludzi, którzy praktycznie nie mieli przed sobą żadnej przyszłości poza kolejnymi ogłupiającymi paradami i manewrami. Uposażenie tych chłopców było marne, a wymagania księcia co do służby i dyscyplina wymuszana biciem ogromne. Młodzi oficerowie poddani byli ogromnym zewnętrznym ciśnieniom. Rok 1830 przyniósł im nadzieję, na zmianę stosunków w Europie. Wybuchła rewolucja we Francji, która podważyła porządek europejski ustanowiony na Kongresie Wiedeńskim, wybuchła rewolucja w Belgii. Car Mikołaj, który rządził od 1825 roku szykował się na europejska wojnę, która miała przywrócić stary porządek. Zamierzał najjaśniejszy pan ów porządek w Europie przywracać polskimi rękami. Przed przygotowanym już wymarszem armii na zachód miały się jeszcze tylko odbyć aresztowania co bardziej patriotycznie i buntowniczo nastawionych elementów w korpusie oficerskim. Nie odbyły się, bo w nocy z 29 na 30 listopada ktoś podpalił browar na Solcu, a wyrwany z pościeli wielki książę Konstanty musiał w koszuli i kapciach, przebrany za babę, uciekać drogą na Wierzbno, gdzie uratowali go od śmierci rosyjscy huzarzy. Paweł Jasienica napisał w znakomitym historycznym eseju zatytułowanym „Dwie drogi”, że w drugiej połowie XIX wieku nikt nie miał złudzeń co do możliwości bojowych oddziałów polskich walczących przeciwko regularnej armii rosyjskiej. Nawet jeśli każdy strych i każda stodoła zostałyby wypełnione karabinami i rewolwerami Polacy nie mieliby szans na zwycięstwo. Po cóż więc wybuchło Powstanie Styczniowe? Rosja, która w 1856 roku przegrała wojnę krymską była państwem słabym i nie zdolnym do politycznej i wojskowej konkurencji z mocarstwami zachodu. Ich poparcie dla Turcji w czasie wojny na Krymie stwarzało nadzieje, że Francja i Anglia mogą z podobnym zaangażowaniem poprzeć politykę polską wymierzoną przeciwko Rosji. Francuzi, w osobie cesarza Napoleona III zasugerowali taką możliwość. Powstanie było przygotowywane w tajemnicy, jednak spisek wykryto i tradycyjnie już próbowano uniemożliwić wybuch insurekcji poprzez pobór do wojska młodzieży. Pomysłodawcą tej akcji był namiestnik Królestwa Polskiego Aleksander Wielopolski, któremu niesłusznie przypisuje się zasługi i chęć służenia krajowi „rozumem” a nie „szablą”. Wielopolski rozumiał interes Polski, jako interes kastowy najbogatszej magnaterii, której był przedstawicielem. W Połowie XIX wieku takie poglądy zalatywały najciemniejszym średniowieczem. Wielopolskiemu imponowało poza tym to, że car rozmawia z nim, z polskim szlachcicem, jak z równym, że poważa go i powierz mu odpowiedzialne funkcje. Wielopolski chciał urządzić Polskę po swojemu, tak aby podobało się to Rosjanom. Trudno dziś dyskutować na ile był tylko trybikiem w manipulacjach politycznych Petersburga, a na ile jego decyzje wypływały z samodzielnego osądu sytuacji. Powstanie poprzedziły manifestacje patriotyczne, które były tłumione przez stacjonujących w Warszawie kozaków. Napięcie polityczne rosło od roku 1860 a jego kulminacja przypadła na zimę roku 1863 roku. Wtedy właśnie Wielopolski zarządził brankę. Okazało się jednak, że spora część osób będących na listach żandarmów przeszukujących domy w stolicy ukrywa się już w lesie. Powstanie wybuchło 22 stycznia 1863 roku. Jednym z pierwszych postanowień powstańczego rządu, którego premierem był 22 letni wówczas Stefan Bobrowski było uwłaszczenie chłopów. Posunięcie to wywołało panikę w Petersburgu, oznaczało bowiem że powstańcy mogą wciągnąć do walki masy chłopskie. Nie miał więc car innego wyjścia, jak tylko osobnym edyktem także uwłaszczyć chłopów w Królestwie Polskim. To było pierwsze zwycięstwo powstańców styczniowych. Prawa tego nie dało się cofnąć i choć Rosjanie w późniejszych miesiącach wykorzystywali chłopów do walki z powstańcami a carska propaganda podkreślała dobroć majestatu, który „dał ludziom ziemię”, nie można było zmienić faktów. Powstanie styczniowe rozpoczęło okres w dziejach narodu, kiedy to naród ten przestał być jedynie narodem szlacheckim. Powstańcy mieli podstawy by liczyć na pomoc zachodu. Francja zaproponowała Austrii, by odbudować Polskę, pod berłem jednego z Habsburgów, ceną miała być niepodległość Wenecji i odebranie Prusom Śląska. Sprawy potoczyły się jednak inaczej. Pomoc Francji ograniczyła się do deklaracji, a powstańcy, którzy uniknęli carskiego wojska wykrwawiali się w trwających przez cały rok 1863 i 1864 potyczkach i bitwach. Sukcesem powstania było to, że sprawa polska zaistniała na arenie międzynarodowej i nie można było o nie po prostu nie mówić kiedy dokonywał się nowy podział Europy po I wojnie światowej. Sukcesem powstania było wydanie edyktu uwłaszczeniowego. Pomyślmy kim byśmy byli dzisiaj bez powstań i ofiary powstańców? Resztówką narodu, jak Serbołużyczanie w Niemczech, grupą etniczną żyjącą gdzieś nad Leną lub Obem wywiezioną tam etapami w XIX wieku przez Rosjan, przy milczącej akceptacji świata i pokornym, „rozumnym” przyzwoleniu własnych elit. Czym bylibyśmy bez tradycji powstańczej, która przecież pojawiła się w naszej historii dlatego, że nie zgodziliśmy się na utratę niepodległości i przekreślenie dziejów i tradycji państwa. Pomyślmy też, czy dziś powinniśmy się zgodzić na to by odgrywać w Europie rolę jedynie folklorystyczną. Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
co nastapilo w wyniku powstan narodowych listopadowego i styczniowego.czy byly potrzebne i co zmienily?
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź