napisz opowiadanie co sie dzieje w dziadach  

napisz opowiadanie co sie dzieje w dziadach  
Odpowiedź

Powiało chłodem. Było naprawdę zimno. Nic dziwnego, to już koniec października. -Zamknijcie drzwi do kaplicy. Szybko, bo nas tu zawieje! - Naprawdę chcesz to zrobić, Gruby? - A co, masz cykora? Nie pękaj, stary. Nie takie rzeczy się robiło. Patrz, Kaśka młodsza i nie cyka się. No nie, Ruda? -Pewnie. Gruby, poczekajmy jeszcze na Jolkę i Darka. Będą wściekli, jeśli nie zaczekasz. - eee tam, ni przyjdą, starzy ich nie puścili. Zamknijcie drzwi. Stańcie tu, dookoła mnie. Dobra zaczynamy... Spojrzałem w górę. Sufit kaplicy spowity był w ciemność. Nic dziwnego, była noc, a my mieliśmy ze sobą tylko kilka świeczek. Przez chwilę zdawało mi się, że w kącie sufitu coś zajaśniało. -Młody, podaj mi to zielsko. Szybko, bo się nie chce rozpalić. No, słyszysz, co do ciebie mówię? Gdzie ty sie tam gapisz? No, i zgasło przez ciebie... - Gruby, spójrz w górę! Tam coś jest!!! - Jejciu, ja się boję! - Kaśka wbiła mi wszystkie paznokcie w ramię. Ale... miała rację, że się bała. Pod sufitem coś było. Bez wątpienia. Niewyraźna postać poruszała się jakby pod wpływem wiatru. Postać, a może tylko jej cień. A może raczej... duch?! - Was chgyba normalnie poręciło! Przecież to jakieś szmaty. Pewnie kościelny utykał nimi dach, żeby nie przeciekał. - Gruby jak zwykle zachował zimną krew. - Nie wiem, po co cię zabrałem, Młody. Pękasz już na samym początku. Duch faktycznie okazał się kupą brudnych szmat. -Sorry, stary. Przerabiamy teraz w szkole Mickiewicza i mi się z Dziadami skojarzyło. Tam troche podobnie było. Duchy dzieci pod sufitem fruwały. -Tr mi tu z Mickiewiczem nie wyjeżdżaj, pałę z niego dostałem. Daj zapałki. No, pali się. Powtarzajcie za mną. Tylko dokładnie. "Zaklęta mocy, przybywaj, odwieczna mądrości, nawiedź nas, nieskończona piękności, ukaż nam się, duchu Jima Morisona, natchnij nas..." -"...mądrości, nawiedź nas, nieskończona piękności, ukaż nam się..." Gruby, a co do tego ma Morrison? - Młody, ty to mnie coraz bardziej denerwujesz. Morrison dobrze brzmi... Nie wnikaj, tylko powtarzaj. " Niech stanie się dzień w środku nocy, niech słońce zgaśnie, niech nigdy nie kończy się światłość..." - Jak słońce zgaśnie, to co będzie świecić? - tym razem Kaśka miała wątpliwści co do zaklęcia wymyślonego przez Grubego. Ale za chwilę zapomniała o swych wątpliwościach, bo... drzwi od kaplicy skrzypnęły i stanęła w nbich... Nie, nie światłość wezwana przez Grubego, tylko okutana w puchową kurtkę Jolka. - Aaa! Aleś mnie wystraszyła!-paznokcie Kaśki znowu wbiły się w moje ramię. -A jak ja się bałam. Musiałam sama tu dojść. Brrr! Okropność. Trzy razy się wywaliłam na jakichś kamieniach. Kolano sobie rozbiłam. Zaczeliście beze mnie? -Dopiero co. Stawaj, powiemy jeszce raz. Tylko drzwi zamknij, bo przeciąg. Ale Grubemu nie dane było dokończyć zaklęcia. Nie minęło nawet dziesięć sekund i usłyszeliśmy rytmiczny stukot. Coś wyraźnie stukało w spróchniałe okiennice kaplicy. I z pewnością nie były to gałęzie drzew. Bo żadnych drzew w okolicy kaplicy nie było. A do tego stukotu dołączył się dobrze nam znany głos. -Wandale! Podpalacze jedni! Po policję zadzwonię! Uciekać mi stąd, ale już! Bo wam zaraz skórę wyłoję! - stukot w okiennice zamienił się w prawdziwy łomot, a tajemnicze zjawisko przybrało postać kościelnego. Bardzo wściekłego kościelnego. A każdy w Lipkach wie, że naszym kościelnym Walczakiem lepiej nie zadzierać... - Ja z Kasią przez okno z tłu. Młody, bierz Jolkę i drzwiami. Spotykamy się jutro w szkole. Chodu! Ale już! To był ostatni moment. Przeskakując nagrobki, zauważyłem, jak kościelny mocuje się z okiennicą. W domach zapaliły się światła. - Co się dzieje? Co to za hałasy? Panie Walczak, to pan? I tak zakończył się obrzęd dziadów, w którym brałem udział. Trochę inaczej miało to wyglądać, ale chyba każdy przyzna, że emocji nie brakowało. Gdyby Mickiewicz był z nami, to nikt by pały z Dziadów nigdy nie dostał, bo to nie byłby nudnawy dramat tylko doskonała powieść sensacyjna.

Dodaj swoją odpowiedź