Gdańsk, 12.02.2010r. Droga Patrycjo! Na wstępie mojego listu chciałam Cię pozdrowić i opowiedzieć o dziwnej historii, która mi się przydarzyła. Otusz parę dni temu chodziłam po sklepie szukając odpowiedniego lustra do swojego pokoju. Znalazłam idealnu okaz. Kupiłam go za niemałą kwotę. Gdy przywiozłam go z mamą do domu, okazało się, ża lustro to pokazuje wszystko odwrotnie niż jes w rzeczywistości. Mój pokój ma kolor zielony jak wiesz, a w lustrze odbijał się kolor różowy. Bałam się. W nocy gdy kładłam się spać lustro mnie wciągnęło do środka. Znalazłam się z krainie Barbarian. Panowała tam wiosno- jesień. Wiem, że czytając ten list jesteś zdziwiona, ale czytaj dalej. Były tam całkowicie inne tradycje niż u nas. Ludzie byli mali, a każdy z nich miał śmieszne uszy. Nie mogłam się nadziwić pięknych malowniczych krajobrazów, a z drugiej strony się bałam.Wszystko było inaczej- całkiem inaczej. Jadłam dziwne w smaku owoce, kompałam się w śmiesznie wygloądającej wodzie. Mimo to uczuciem przywiązałam się do tej krainy. Czułam się tam dowartościowana, kochana, chodź mieszkała tam garstka ludzi. Oni mnie szanowali, mówili, że jestem dla nich najważniejsza. Z czasem to wszystko stawało się monotonne. Chciałam z czałych sił wrócić do domu, ale nie umiałam- nie wiedziałam jak.Kultura tych ludzi- na początki tak piękna z czasem wydała mi się głupa. Wraz z moimi codziennymi prośbami wróciłam do domu. Po powrocie sbiłam lustro. Rozpadło się na milion kawałków. Byłam szczęśliwa. Obiecaj mi, że ten list spalisz i nikomu go nie pokarzesz. Nigdy. podpis
Warszawa 31.10.10 r. Kochana Patrycjo! Dziękuję za Twój ostatni list,jak zwykle bardzo poprawił mi humor. Co u Ciebie słychać? Bo ja właśnie chciałam Ci opowiedzieć o niezwykłym wydarzeniu jakie ostatnio przeżyłam. Ostatnio w sobotę miałam jechać odwiedzić moją babcię Anielę, która mieszka 100 km ode mnie. Pamiętasz ją prawda? Miałam jechać tam z mamą odwiedzić babcię bo się rozchorowała i potrzebowała trochę pomocy ale zadzwonili do mamy ze szpitala, że jednak będzie musiała przyjść zastąpić inną pielęgniarkę, która się rozchorowała. Mama początk0owo nie chciała mnie puścić samej, ale jakoś ją namówiłam i tak oto o 9 rano siedziałam w pociągu. Nie wiem jak to się stało ale trochę mi się przysneło i gdy się obudziałam to był już akurat czas aby wysiadać w miejscowości mojej babci. No więc szybko wysiadłam, bo pociąg miał zaraz odjeżdżać i gdy rozejrzałam się na stacji okazało się że jestem w jakiejś dziwnej krainie. Spojrzałam na szyld na stacji żeby sprawdzić gdzie jestem i dowiedziałam się że jest to "Lazurada". Dopiero teraz poczułam jak jest tu bardzo ciepło, aż musiałam ściągnąć kurteczkę i podwinąć rękawy i nogawki spodni. Postanowiłam zwiedzić to dziwne miejsce. Gdy tak sobie szłam poczułam że jestem strasznie głodna ponieważ nie wzięłam ze sobą żadnego jedzenia licząc na przepyszne racuchy u babci. Właśnie wtedy spostrzegłam drzewko z jabłkami. Niewiel myśląć urwałam kilka owoców i zaczęłam się zajadać jednym z nich. Gdy tak smacznie chrupałam jabłuszko spostrzegłam, że jakimś szybkim krokiem zbliża się do mnie jakiś starszy mężczyzna. Od razu się wystraszyłam, że mnie zbije za to jabłko ale nic takiego się nie wydarzyło. Mężczyzna po prostu myślał, że się zgubiłam i chciał mnie zabrać do wioski. Jako, że faktycznie się trochę zgubiłam postanowiłam pójść z mężczyzną. gdy tak szliśmy poprosiłam pana Mietka aby opowiedział mi trochę o "Lazuradzie". Dowiedziałam się więc, że jabłek wcale nie ukradłam ponieważ nieświadomie sama za nie zapłaciłam swoimi dobrymi uczynkami. W tej krainie jeśli ma się jakieś dobre uczynki to można brać co się chcę bo te dobre uczynki to jest taka zapłata. Choć to bardzo dziwne każdy może tu coś w ten sposób kupować bo tu wszyscy mają na koncie jakieś dobre uczynki. Jedyną porą roku jest tu lato, a znieba zamiast śniegu pada mięciutka wata, którą później zbierają mieszkańcy aby wypychać sobie poduszki i kołdry. Dzieci bardzo chętnie chodzą do szkoły, ponieważ te są bardo kolorowe, a dzieci uczą się siedząc na mięciutkich poduszkach. Nie uczą się też z książek ale przez własne doświadczenia. nie ma tu też ludzi biednych ponieważ nie ma pieniędzy. Są tylko te dobre uczynki. Nie ma tu też samochodów, mieszkańcy chodzą pieszo lub jeżdżą na rowerach. Tradycją jest tu wcześniej wspomniane wspólne zbieranie waty. Jest też pewna tradycja dotycząca wesel. Na wesele przychodzą zawsze wszyscy mieszkańcy wioski. Podczas tego wesela panna młoda wraz z pannem młodym idą w procesji do małej pięknej świątyni. Przed nimi idą wszystki dzieci z wioski, które nie ukończyły jeszcze 8 lat i sypią na młodą parę groszek na szczęście. Za młodą parą idą pozostali mieszkańcy. Panna młoda tradycyjnie ma tu białą sukienkę z kolorowymi kwiatkami, a każdy kwiatek jest zrobiony przez inną starszą panią. Wygląda to po prostu pięknie. Po uroczystości w świątyni wszyscy przenoszą się na plażę gdzie niezamężne panny puszczają w morze lampiony, które mają im zapewnić znalezienie dobrego męża. Bardzo mi się podobało to niezwykłe wesele, ale stwierdziłam, że muszę jednak jechać do babci. Poszłam więc szybko na stację i ku mojemu zdziwieniu stał tam pociag! Nie namyślając się wiele szybko wsiadłam i po małej chwili okazało się, że dojechaliśmy do miejscowości mojej babci. Gdy wysiadłam spostrzegłam, że jest godzina 12.00 tak jakbym w ogóle nigdzie nie wysiadała. Dziwne prawda? No to by było na tyle tej mojej historii. Ja wierzę głęboko, że naprawdę to przeżyłam i nie śniłam o tym. A Ty przeżyłaś kiedyś coś takiego? Odpisz szybkobo niecierpliwie czekam na Twoje wrażanie odnośnie tej mojej przygody. Całuję gorąco Monika