Polacy na frontach II Wojny Światowej
Polacy podczas II Wojny Światowej toczyli walki na wielu frontach współpracując z innymi państwami walczącymi przeciwko państwom „osi”. Chciałbym zaprezentować poniżej najważniejsze wydarzenia tej okrutnej wojny, w których uczestniczyli polscy żołnierze.
Bitwa o Narwik
Atak na Norwegię zmobilizował aliantów do działania. Wysłano z pomocą Korpus Ekspedycyjny. W jego składzie znalazły się jednostki francuskiej Legii Cudzoziemskiej i Strzelców Alpejskich, dwie brygady angielskiej piechoty i Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich pod dowództwem gen. Zygmunta Szyszko-Bochusza. Dnia 8 maja 1940 roku przerzucone drogą morską polskie oddziały wylądowały niedaleko Narwiku w porcie Harstad. Wejście jednostek do akcji opóźnił jednak brak zaopatrzenia, spowodowany bałaganem na ładowanych w pośpiechu transportowcach. Sytuację pogarszała dodatkowo nieznajomość języka norweskiego wśród naszych żołnierzy. Po okresie służby wartowniczej w obronie bazy Polacy zostali skierowani do działań zaczepnych.
Boje toczyły się w terenie górzystym, w trudnych warunkach pogodowych. Przeciwnik dysponował wyborowymi formacjami strzelców górskich, którymi dowodził generał Dietl. Doskonale zamaskowani w terenie Niemcy działali z zaskoczenia, wykorzystując jednocześnie przewagę swojego uzbrojenia. W starciach na niewielką odległość przydatna była lekka broń maszynowa, Podhalańczycy nie mieli jej jednak zbyt wiele.
Rozciągające się dookoła fiordy stały się miejscem zaciętych walk pomiędzy okrętami angielskiej Royal Navy i jednostkami niemieckiej Kriegsmarine. W starciach wzięła udział także Polska Marynarka Wojenna. Pod Narwikiem odznaczyły się niszczyciele "Błyskawica" i "Grom", ostrzeliwując lądowe pozycje lądowe pozycje niemieckie - zwłaszcza ważny tunel kolejowy, w którym ukrywali się niemieccy żołnierze. Trzy statki pasażerskie - „Sobieski”, „Batory” i "Chrobry" - służyły w kampanii norweskiej jako transportowce przewożąc jednostki wojskowe wraz z wyposażeniem. W toku walk polska flota poniosła pierwsze straty. Dnia 4 maja zatonął zbombardowany przez wrogie lotnictwo, ORP „Grom”. Ten sam los spotkał wkrótce transportowiec "Chrobry".
Przy wsparciu artylerii okrętowej polska brygada przełamała obronę niemiecką na półwyspie Ankenes. W dniu 28 maja po dziewięciogodzinnej walce zdobyto osadę Nyborg i otaczające ją wzgórza. Walki weszły w decydującą fazę. Zajmujący pozycje w górnych partiach trenu Podhalańczycy kontrolowali sytuację, umożliwiając tym samym opanowanie przez sojuszników 1 czerwca miasta i portu Narwik.
Niestety radość z odniesionego zwycięstwa nie trwała zbyt długo. Zła sytuacja na froncie francuskim wpłynęła na decyzję dowództwa o ewakuacji wojsk z Norwegii. Dnia 8 czerwca jako ostatnia opuściła port polska brygada. Straty, jakie poniosła w walkach, to około 100 zabitych oraz ponad 200 rannych i zaginionych. Resztę jednostki przetransportowano na początku czerwca 1940 roku do Francji. gdzie uległa rozproszeniu. Nieliczni żołnierze przedostali się do Anglii. Boje w Norwegii stanowiły pierwsze od czasu wojny obronnej w Polsce starcie z Niemcami zakończone sukcesem.
Polscy lotnicy w Anglii
Po pokonaniu Francji nad brzegiem kanału La Manche stanęła potężna i butna armia niemiecka. Jej celem była inwazja na Wyspy Brytyjskie. W operacji tej, opatrzonej kryptonimem "Lew Morski" nieprzyjaciel ważna rolę wyznaczył dowodzonej przez marszałka Hermana Goeringa - Luftwaffe. Jego samoloty otrzymały zadanie opanowania przestrzeni powietrznej nad Anglią i utorowania drogi wojskom inwazyjnym. Zasadniczą rolę w tych planach stanowiło lotnictwo brytyjskie (RAF), zwłaszcza myśliwskie. Duże nadzieje Anglicy pokładali w radarze, który umożliwiał wykrycie nadlatujących samolotów wroga z dużej odległości precyzyjne skierowanie przeciwko nim własnych myśliwców.
Do pierwszych starć powietrznych doszło w lipcu 1940 roku. Brytyjczycy stosowali przestarzałą taktykę walki i nieodpowiedni szyk bojowy. Ich straty szybko rosły i wkrótce zaczęło brakować dobrze wyszkolonych pilotów. Tymczasem w Anglii znajdowała się spora grupa doświadczonych lotników polskich, przybyłych z Francji. Początkowo dowództwo RAF-u nie chciało ich włączyć do walki w obawie, że mają oni kompleks niższości wobec Niemców, wynikający z poniesionej we wrześniu 1939 roku klęski. Anglicy wątpili również w umiejętności pilotażowe Polaków. Nie bez znaczenia była też bariera językowa. W obliczu strat zdecydowali się jednak na użycie naszych lotników. Początkowo wchodzili oni w skład dywizjonów angielskich, lecz pop odniesieniu pierwszych błyskotliwych zwycięstw utworzono czysto Polskie formacje bojowe.
W sierpniu 1940 roku do akcji weszły dywizjony myśliwskie 302 i 302. Już pierwsze starcia udowodniły bezpodstawność obaw dowództwa RAF-u. Walcząc we własnych zespołach , nasi lotnicy stosowali swoją ulubioną taktykę oraz korzystali ze zdobytych nad Polską i Francją doświadczeń. Szyk bojowy polskich dywizjonów zwiększał możliwości manewru, pozwalał sprawniej reagować na ataki i umożliwiał pilotom szybsze wychodzenie do walki. W ich rękach znalazł się wreszcie sprzęt, który dorównywał maszynom Luftwaffe. W połączeniu ze sprawnym dowodzeniem i ogromną wolą walki dało to doskonałe rezultaty.
Największy sukces odniosły polskie dywizjony w dniu 15 września, który uważany jest za przełomowy dla całej bitwy o Anglię. Nasi piloci zestrzelili wtedy 26 samolotów Niemieckich. Te wspaniałe zwycięstwa zwróciły na nich uwagę władz i społeczeństwa angielskiego. Napłynęły depesze gratulacyjne od najważniejszych osobistości państwowych, a dywizjon 303 był wizytowany przez króla Jerzego VI. W trakcie tych odwiedzin stoczył walkę, w której zestrzelił 14 maszyn Luftwaffe (w tym jedną prawdopodobnie), tracąc przy tym tylko 1 samolot. Polscy myśliwcy stali się sławni. Wkrótce przystąpiono do tworzenia nowych dywizjonów.
Wobec groźby zablokowania Polskiej Marynarki Wojennej na Bałtyku trzy nowoczesne niszczyciele - "Błyskawica", "Grom" i "Burza" - skierowane zostały do Anglii, aby walczyć u boku Royal Navy. Zagrożony akwen opuściły także nasze statki handlowe. Reszta floty stanęła do obrony polskiego wybrzeża we Wrześniu 1939 roku. Z kampanii tej ocalały okręty podwodne, z których trzy znalazły się w neutralnej Szwecji, a dwa - "Wilk" i "Orzeł"- dotarły do Wielkiej Brytanii.
Walki na Atlantyku
Mimo niewielkiego doświadczenia załóg polskie jednostki od początku znalazły się na pierwszej linii. Brytyjczycy nie zastosowali żadnej "taryfy ulgowej" dla swych nowych sprzymierzeńców. Nasze niszczyciele eskortowały konwoje na Morzu Północnym i Śródziemnym oraz na Atlantyku. Ta trudna i niewdzięczna służba miała ogromne znaczenie dla walczących na frontach wojsk. Na powolne transportowce czyhały niemieckie łodzie podwodne - U-booty i samoloty.
Osobną kartę w historii zapisały polskie okręty podwodne. Po zatopieniu "Rio de Janeiro" ORP "Orzeł" zatonął w nieustalonych okolicznościach.
Pozostał ORP "Wilk", który podczas jednego z patroli staranował i prawdopodobnie zatopił niemieckiego U-boota. Znaczące sukcesy odniosły dwa okręty podwodne otrzymane od Anglików: ORP "Dzik" i ORP "Sokół". Działając na Morzu Śródziemnym, zniszczyły wiele statków i okrętów włoskich oraz niemieckich, nieraz wdzierając się nawet do silnie strzeżonych baz. Otrzymano miano "Terrible twins" ("Straszne bliźniaki"). Tragicznie natomiast zakończyła się służba pod polską banderą okrętu podwodnego ORP "Jastrząb" - podczas jednego z rejsów został on omyłkowo zatopiony przez alianckie eskortowce.
Zacięte boje toczyli nasi marynarze na wodach przybrzeżnych. Kanał La Manche stał się areną walk polskich ścigaczy, kutrów artyleryjskich dozorowców. Te małe okręciki skutecznie stawiały czoła silniejszemu zwykle nieprzyjacielowi. Jedno z takich starć miało miejsce 22 czerwca 1942 roku. W walce z jednostkami wroga ścigacz „S-2” dwie z nich uszkodził, a sam zdołał się wycofać.
Udział w bitwie o Atlantyk miało też polskie lotnictwo. Reprezentował je wchodzący w skład Lotnictwa Obrony Wybrzeża dywizjon 304 im. Ziemi Śląskiej. W trakcie ryzykownych akcji przeciwko niemieckim U-bootom nasze Wellingtony zatopiły dwa nieprzyjacielskie okręty podwodne i uszkodziły pięć innych. Wielokrotnie dochodziło przy tym do walk powietrznych z Luftwaffe nad otwarty morzem. W toku jednej z nich sześć JU-88 zaatakowało polskiego Wellingtona. W wyniku starcia dwie maszyny niemieckie nie powróciły do bazy.
Do innych rodzajów działań należały operacje desantowe. Polskie okręty uczestniczyły w próbnej inwazji aliantów na Europę pod Dieppe, wspierały lądowanie sił sprzymierzonych w Afryce Północnej i we Włoszech. Najważniejszym desantem, w jakim wzięły udział polskie jednostki była na pewno operacja "Overlord" - lądowanie w Normandii. Walczył tam największy okręt PMW, lekki krążownik "Dragon". Jego karierę zakończył atak "żywej torpedy" - nowego rodzaju niemieckiej broni. Poważnie uszkodzony okręt został użyty w Normandii jako falochron. Jego następcą był "Conrad", któremu udało się dotrwać do końca wojny. W chwili zakończenia działań na froncie w składzie polskiej floty wojennej znajdowało się oprócz niego 6 niszczycieli, 3 okręty podwodne oraz 5 ścigaczy.
W dniu 7 maja 1945 roku do zdobytej niemieckiej twierdzy i bazy morskiej Wilhelmshaven wpłynął flagowy okręt polski ORP "Conrad". Biało-czerwona bander załopotała nad portem na znak zwycięstwa.
Obrona Tobruku
Walki w Afryce północnej toczyły się od roku 1940 ze zmiennym szczęściem. Brały w nich udział jednostki włoskie, angielskie, australijskie i nowozelandzkie. Przybycie niemieckiego Afrika Korps po komendą generała Erwina Rommla, zmusiło Anglików do wycofania się z Libii. Pozostawiona w porcie i twierdzy dywizja australijska miała opóźniać dotarcie sił faszystowskich do ważnego pod względem strategicznym kanału sueskiego. Aby wzmocnić obsadę, wysłano z Egiptu Samodzielną Brygadę Strzelców Karpackich pod dowództwem generała Stanisława Kopańskiego.
Brygadę Karpacką utworzono na terenie Syrii z żołnierzy polskich ewakuowanych z Węgier, Rumunii i Jugosławii. Formacja podlegała Francuzom, lecz po ich kapitulacji przeszła pod rozkazy Anglików. Po reorganizacji jednostka liczyła około 4000 żołnierzy i oficerów, zorganizowanych w trzy bataliony piechoty i pułk artylerii. Początkowo dowództwo angielskie chciało wysłać polską brygadę do Grecji w ramach sił niosących pomoc temu krajowi. Zanim jednak doszło do realizacji tego planu Grecja skapitulowała.
Do oblężonego przez wojska włoskie i niemieckie Tobruku Brygada Karpacka przybyła drogą morska między 19 a 27 sierpnia 1941roku. Od razu weszła do akcji, przejmując pozycje i zadania australijskiej 18. Brygady Piechoty i Pułku Kawalerii Hinduskiej. Załoga twierdzy liczyła koło 36 000 żołnierzy. Dowodził nimi generał Leslie J. Morshead. Głównymi przeciwnikami były włoskie dywizje: "Bologna", "Pavia", "Brescia" oraz niemiecka 21. Dywizja Pancerna.
Służba przebiegała w trudnych warunkach, na które składały się: uciążliwy pustynny klimat, burze piaskowe, niedostatki wody pitnej oraz monotonne wyżywienie z konserw. Chociaż obszar twirszy był rozległy, nieustannie kontrolowało go wrogie lotnictwo i ostrzeliwała artyleria. Na otwartym terenie trudno było się ukryć przed wzrokiem nieprzyjaciela. Ataki następowały niespodziewanie, żołnierze musieli być w ciągłej gotowości bojowej. Oprócz odpierania szturmów piechoty i czołgów częstym elementem walki stały się nocne patrole rozpoznawcze oraz wypady, mające na celu nękanie przeciwnika.
Były to akcje ryzykowne, przeprowadzane w terenie zaminowanym, na którym działały wrogie patrole. Podczas tych patroli Polacy zdobywali nie tylko cenne informacje, ale również jeńców. Niemcy nazywali naszych żołnierzy "szczurami Tobruku" i choć to określenie wyrażać miało pogardę szybko stało się przedmiotem dumy.
Broniąca Tobruku w 1941 roku Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich stanowiła wówczas jedyną dużą jednostkę polską, działającą na lądzie. Walcząc z wrogiem, świadczyła niezbicie o tym, że armia polska istnieje. Wyrazem uznania dla męstwa brygady była osobista wizyta Naczelnego Wodza i premiera rządu - generała Władysława Sikorskiego - w oblężonej twierdzy. Spotkanie tak ważne osobistości z żołnierzami na pierwszej linii należało do sytuacji wyjątkowych.
Polska jednostka brała udział w walkach do 10 grudnia 1941 roku. Wówczas to ofensywa brytyjska wyzwoliła Tobruk. Nasi żołnierze znajdowali się na pierwszej linii najdłużej ze wszystkich formacji broniących twierdzy. Pod koniec oblężenia czynnie włączyli się do działań ofensywnych i mocnym uderzeniem opanowali wzgórze Medauar oraz rejony Acromy. Ceną za odniesione zwycięstwo było jednak 109 zabitych i kilkuset rannych. Część żołnierzy zapadła poza tym na choroby tropikalne.
Bitwa pod Monte Cassino
W 1943 roku w Palestynie utworzony został 2. Korpus Polski. Korpusem dowodził gen. Władysław Anders. Żołnierze pochodzili w większości ze wschodnich kresów Polski i mieli za sobą pobyt w stalinowskich łagrach i więzieniach. Gdy próby tworzenia armii polskiej na terenach ZSRR zakończyły się niepowodzeniem, przeszli przez Iran i Irak na obszar znajdujący się pod kontrolą brytyjską.
W 1943 roku w Palestynie utworzony został 2. Korpus Polski. Korpusem dowodził gen. Władysław Anders. Żołnierze pochodzili w większości ze wschodnich kresów Polski i mieli za sobą pobyt w stalinowskich łagrach i więzieniach. Gdy próby tworzenia armii polskiej na terenach ZSRR zakończyły się niepowodzeniem, przeszli przez Iran i Irak na obszar znajdujący się pod kontrolą brytyjską.Na przełomie 1944/43 roku korpus został przetransportowany do Włoch i włączony w skład 8. Armii brytyjskiej, walczącej na półwyspie Apenińskim. Alianci toczyli wówczas boje o przełamanie "Linii Gustawa" i utorowanie drogi do Rzymu. Kluczowy element stanowił masyw górski wznoszący się nad drogą łączącą Neapol z Rzymem.
Głównym punktem oporu Niemców było wzgórze Monte Cassino z usytuowanym na szczycie klasztorem Benedyktów. Silnie obsadzone zostały także sąsiednie wzniesienia. Ten wyjątkowo trudny do ataku teren obfitował w liczne, wykute w skałach umocnienia i przeszkody oraz pola minowe. Stanowiska niemieckie asekurowały się nawzajem ogniem. Cała okolica tworzyła jeden zwarty system obronny. O jego sile przekonały się oddziały amerykańskie, brytyjskie, hinduskie i nowozelandzkie, podejmujące od stycznia 1944 bezskuteczne próby sforsowania pozycji nieprzyjaciela.
Dowództwo brytyjskie zaproponowało przeprowadzenie kolejnego ataku Polakom, lecz pozostawiło swobodę decyzji gen. Andersowi. Ten wiedział natomiast, jak duże wrażenie wywoła na świecie ewentualny sukces. Sądził że może on pozytywnie zaważyć na przyszłych losach Polski.
Gdy w pierwszych dniach maja 1944 roku Polacy zajęli pozycje wypadowe, ich brawurowa postawa zaskoczyła Brytyjczyków, którzy po długich i ciężkich walkach czuli już wyraźny respekt przed doborowymi formacjami wroga. Istotnie pod Monte Cassino znajdowała się sama elita - 1. Dywizja Spadochronowa oraz specjalne jednostki górskie Wehrmachtu.
Nocą 11/12 maja 1944 roku 2. korpus rozpoczął natarcie. Polacy napotkali na skoncentrowany ogień artylerii i moździerzy. Duże straty zadali im ukryci w schronach i pomiędzy skałami niemieccy snajperzy. Wiele stanowisk wroga nie zostało na czas rozpoznanych i unieszkodliwionych. Polacy parli jednak do przodu. Dochodziło do starć wręcz; trudno było utrzymać zdobyty teren, gdyż nieprzyjaciel zajadle kontratakował. Ogień niemiecki sparaliżował każdy ruch na stokach, zrywał łączność utrudniał ewakuację rannych i zaopatrywanie walczących oddziałów. Z powodu strat dochodzących do 70% pierwszy szturm nie przyniósł rozstrzygnięcia.
Po reorganizacji wykrwawionych jednostek nocą 16/17 maja podjęto ponowną próbę zdobycia wzgórza Monte Cassino. Atak Poprzedziło staranne przygotowanie artyleryjskie i dokładne rozpoznanie. Pozycje niemieckie szturmowano sukcesywnie, eliminując kolejne punkty oporu. Dużą rolę odegrali w tej akcji saperzy. W dniu 17 maja koło godziny 10 rano nasi żołnierze wkroczyli na szczyt i na ruinach klasztoru zatknęli polską flagę. Oddziały niemiecki wycofały się kilka godzin wcześniej. Droga na Rzym stanęła otworem.
Dzień 18 maja 1944 roku stał się dla Polaków jedną z najważniejszych dat w historii II wojny światowej. Odniesiony wtedy sukces był dowodem, że polski żołnierz potrafi stoczyć samodzielnie dużą bitwę i - mimo wyjątkowo trudnych warunków - odnieść zwycięstwo.
Operacja Market Garden
Celem tej operacji było głównie zdobycie mostów nad Renem przed zniszczeniem ich przez siły niemieckie. W ten sposób wojska aliantów uzyskałyby krótszą drogę do serca Niemiec, a w związku z tym wcześniejszego zakończenia wojny. Zadanie to powierzono amerykańskim, brytyjskim i polskim wojskom powietrznodesantowym. Te miały wylądować niedaleko mostów, zdobyć je w stanie niezniszczonym przez wykorzystanie zaskoczenia, i bronić je przez dwa dni czekając na dotarcie głównych sił lądowych.
Niestety operacja okazała się zbyt ambitna i zakończyła się niepowodzeniem, jak również dużymi stratami wśród wojsk powietrznodesantowych. Te zdołały zdobyć kontrolę nad większością mostów pierwszego dnia, jak zakładał plan. Główne siły lądowe posuwały się jednak dużo wolniej niż planowano, zmuszone do poruszania się wąskim korytarzem wzdłuż jedynej dostępnej szosy, stale kontratakowanym przez Niemców. Alianci nie zdołali dotrzeć na czas do ostatniego, najważniejszego mostu przez Ren w mieście Arnhem. Brytyjscy spadochroniarze bronili północnego podejścia do mostu przez ponad dwa dni, daremnie czekając na odsiecz. Elitarna Brytyjska 1 Dywizja Powietrznodesantowa która wylądowała pod Arnhem została okrążona przez Niemców i prawie doszczętnie zniszczona.
Jak widać, Polacy uczestniczyli w wielu bitwach II Wojny Światowej, często przewyższając swoją odwagą, wyszkoleniem i chęcią walki żołnierzy walczących o własne tereny. Myślę, że nasz naród powinien być dumny z Polaków, którzy poświęcili się w tym czasie, aby w Europie i na świecie zapanował pokój.