30.01.2013r. Mieszkam na wsi i uwielbiam to miejsce, poniewaz jest tu świeże powietrze, cisza, spokój, a przede wszystkim las, do którego lubię chodzić na grzybobranie. Właśnie dzisiaj wstałam z samego rana, aby wybrać się na grzybki. Ostatecznie, kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Szybko się umyłam, założyłam dres, zabrałam ze soba koszyk i ruszyłam do lasu. Nie jadłam śniadania, poniewaz planowalam, że wkrótce wrócę do domu, ale grzybów było tak dużo, że zaczęły mi się one wysypywać z koszyka. Ale, pomyślałam sobie, ze od przybytku głowa nie boli. Jednak po jakimś czasie postanowilam już wracać, do domu, gdyż byłam tak głodna, że najchętniej zjadłabym konia z kopytami. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że nie wiem gdzie jestem. Rozgladalam się na wszystkie strony i próbowałam odgadnąć, w którą stronę powinam ruszyć, by wyjść z lasu. Modlilam się, aby odnależć waściwą drogę. No tak, pomyślałam sobie, jak trwoga to do Boga. W końcu ruszyłam przed siebie. Przedzierałam się przez krzaki, które raniły mi ręce. Pogoda raptownie zaczęła się pogarszać i zamiast słońca było już widać tylko szare i czarne chmury. Las już nie byl tak bezpieczny jak mi sie przed chwilką zdawało. Nagle zrobiło się ciemno i zaczęło lać jak z cebra. Teraz już zupełnie nie wiedzialam jak mam się poruszać. Praktycznie nic nie widzialam. Teraz czulam się jak zaszczute zwierzę, które nie potrafi odnależć drogi do domu. Przerażenie i strach odebralo mi niemal mowę. Stalam jak sparaliżowana. Bylam bezsilna i bezradna wobec tej sytuacji. Łzy cisnęły mi się do oczu. Wreszcie zaczęłam głośno wzywać pomocy, ale nikt mnie nie słyszał. Drzewa i konary wygladały teraz jak macki złego ducha. Biegłam przed siebie na oślep, przewracałam się, podnosiłam i biegłam dalej. Byłam zrozpaczona. Obawialam się tego co się jeszcze może wydarzyć. Czułam lęk i przerażenie. Wiem, że strach ma wielkie oczy, ale byłam zupelnie bezradna, sama w tym lesie i potrzebowałam natychmiastwej pomocy. Znowu krzyczałam tak głośno jak tylko potrafiłam, ale wokół mnie byla cisza jak makiem zasiał. Płakalam i wołalam o pomoc. Ogarnęła mnie panika. Znowu zaczęłam biec, ale byłam już wyczerpana i nagle uderzyłam glową w wielkie drzewo. Upadłam i straciłam przytomność. Kiedy ocknęłam się, to zobaczylam twarz mojego, wujka, który powedzial, że mam wielkiego guza na czole, ale do wesela się zagoi. Wspomniał, iż wspólnie z sąsiadem znależli mnie pod wielkim dębem. Bylam wdzięczna wujkowi i sąsiadowi za odnalezienie mnie.
31.01.2013 Mieszkam w mieście. Nie miałem wcześniej zbytnio okazji, by być w lesie i zbierać grzyby. Rano wstałem, zrobiłem to, co robi się codziennie, czyli czyszczenie zębów itp. Mama mi powiedziała: ,,kto się spieszy, ten się diabeł cieszy", ale wyraźnie było widać, że ona sama nie może doczekać się tej ciszy, tego spokoju, co nie można znaleść w mieście. Wszedłem jak najszybciej do samochodu, taki byłem podekscytowany. Cieszyłem się jak dziecko, kiedy wyjechaliśmy z monotonnego miasta, i wjechaliśmy na łono natury. Gdy przyjechaliśmy, serce mi paliło z żałości, że jesteśmy tu tylko na pół dnia. Wszystko było tu cudowne. Mama krzyknęła do mnie ,no to do roboty". Uśmiechnąłem się do siebie. Ja jako pierwszy znalazłem grzyba - maślaka. Mama pogratulowała mi. Powiedziałem, że pobiegnę dalej, poszukać więcej grzybów. Mama zgodzila się. Biegałem tam i z powrotem. Byłem pracowity jak pszczoła. Przeszukałem wszystkie liście, kamienie... Nagle zorientowałem się, że niewiem, gdzie jestem. Zacząłem krzyczeć z całych sił, lecz mama nie usłyszała. Bałem się. Jeden szelest sprawiał, że moje ciało zmieniło się słup. Nagle przede mną skoczył jakiś lis. A że nie boję się żadnych lisów, pobiegłem za nim, wołając, by mama usłyszała. Lis zaprowadził mnie do jakiejś jaskinki. Mówiłem do siebie, że przynajmniej będę miał schronienie, kiedy będzie noc. Ten lis był trochę oswojony, ponieważ nie bał się mnie. A lisy przecież są bardzo płochliwe. Moje serce biło bardzo szybko. Usłyszałem jakiś szelest. To było straszne. Serce mi podskoczyło do gardła, i trzęsłem się jak galareta. Wyszedł z krzaków jakiś starszy pan. Przedstawił się jako leśniczy. Powiedział mi, że to jego lis. Opowiadał, jak on znalazł dawno tego liska w krzakach bez swojej mamy, zagubione, porzucone... Zrozumiałem, co lisek czuł, ponieważ byłem teraz w takiej samej sytuacji, bez jedzenia, bez picia... Leśniczy zaprowadził mnie do mojej mamy. Wiedział, gdzie ona była, bo usłyszał jej krzyki. Powiedział, że cały las ma w kieszeni. To był dla mnie bardzo męczący dzień.