To opowieść o dwójce jedenastolatków: chłopcu o imieniu Jesse, mieszkającym z rodzicami i czwórką sióstr, muszącym dwa razy dziennie doić ich jedyną krowę Pannę Bessie i marzącym o tym, by zostać najszybszym człowiekiem świata, oraz o jego przyjaciółce Leslie, która pewnego dnia wprowadza się z rodzicami na farmę starego Perkinsa, na której nikt nigdy nie zamieszkał na długo. Przyjaciółce, które właściwie w dniu poznania niszczy jego marzenie, wygrywając z nim w szkolnym wyścigu. A magiczna kraina? Owszem, istnieję. Z tym, że tylko w wyobraźni głównych bohaterów, a wstęp do niej mają nieliczni. Można ją znaleźć po drugiej stronie strumyka, w lesie, trzeba tylko się dobrze przypatrzeć. Ale to nieważne. Bo „Most do Terabithii” to przede wszystkim piękna opowieść o sile prawdziwej przyjaźni. Jedna z piękniejszych, jakie udało mi się ostatnio przeczytać.
mam do napisania recenzje ksiazki most do terabiti plis
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź