masz szczescie tez to mialam i napisalam na 5 troche dlugie ale sie oplaca sama pisalam docen to ! Źródło Żył sobie pewien chłopiec, który był nieszczęśliwy. I sam nie wiedział dlaczego. Miał przecież kochających rodziców, siostrę i dziadków, kolegów i przyjaciół. Miał rower, mnóstwo zabawek i książek, a także swój pokój w pięknym domu z ogrodem. Nie chodził głodny ani spragniony, zawsze miał przygotowane ubranie i wygodne buty. Był zdrowy i wysportowany. Mimo tego wszystkiego rzadko się śmiał. Czuł, że coś jest nie tak, że jednak czegoś mu brakuje. Ale co by to mogło być? Zastanawiał się tak pewnej wiosennej nocy leżąc w łóżku i patrząc przez uchylone okno w granatowe niebo. I nagle poczuł, że wszystko, co ma oddałby za prawdziwe szczęście. Natychmiast i bez zastanowienia. Wprawdzie nie miał pojęcia czym jest prawdziwe szczęście, lecz w głębi duszy coś mu mówiło, że warto go poszukać. Chłopiec wstał po cichutku, szybko się ubrał i na palcach wyszedł z domu. W ostatniej chwili wziął jeszcze z przedpokoju swój plecak (bo jak iść na wyprawę po szczęście bez żadnego bagażu?). Zaraz za ogrodem biegła ścieżka wiodąca przez las do podnóża skalistych wzniesień. Chłopiec doskonale znał tą drogę, bo niejednokrotnie przemierzał ją wraz z kolegami. Szedł stawiając pewne kroki, chociaż gdy przekroczył granicę, poza której stała nieruchoma ciemna ściana lasu nogi zaczęły mu drżeć, a na plecach poczuł nieprzyjemne mrowienie. Nie zawrócił jednak. Uporczywie posuwał się naprzód nie zważając na kolczaste krzewy, które szarpały na nim ubranie i drapały go po twarzy i rękach. Udawał, że nie słyszy nieprzyjaznych pomruków i pohukiwań, i że nie obcierają go przemoczone rosą buty. W głowie kołatała mu się jedna myśl: "Jeśli teraz zawrócę, na pewno już nigdy nie spróbuję znaleźć szczęścia...Tylko gdzie go szukać?". Chłopiec usiadł pod rozłożystym dębem i wyjął z plecaka kilka starych herbatników. Wolno je gryzł i coraz bardzie] się martwił, że zabłądził w drodze po szczęście. W pewnej chwili tuż za swoimi plecami usłyszał ciężkie westchnienie: - Uh, nie poradzę, nie poradzę... Chłopiec zerwał się na równe nogi i zapalił latarkę. W jasnym kręgu światła ujrzał staruszkę, która uginała się pod ciężarem wiqzki chrustu. - Dobry wieczór - ukłonił się grzecznie chłopiec. - Może pomogę babci nieść te gałęzie? - Och, bardzo bym ci była wdzięczna syneczku -staruszka nad wyraz zręcznie zarzuciła chłopcu na plecy swój bagaż. - Tędy, pójdziemy tędy -wskazała kosturem prawie niewidoczną ścieżynę. Przez dłuższej chwilę szli w milczeniu. Słychać tylko było postękiwanie chłopca, któremu coraz bardzie) doskwierał ciężar. - Już niedaleko, syneczku - odezwała się staruszka. I rzeczywiście. Nagle las znacznie się przerzedził i blask wschodzącego księżyca oświetlił skalną. ścianę z ciemnym otworem jaskini. - Jesteśmy na miejscu. Tu mieszkam. - W tej grocie? - zdumiał się chłopiec. Nie otrzymał odpowiedzi, bo zgarbiona postać zniknęła w ciemnej czeluści. Poszukiwaczowi szczęścia nie pozostało nic innego, jak tylko podążyć za nią. Kiedy przekroczył skalny próg znalazł się w niedużym pomieszczeniu, z którego w głąb jaskini biegły dwa korytarze. ]eden wznosił się, a drugi biegł na dół. - Może na końcu każdego z nich znajdziesz swoje upragnione szczęście. Musisz tylko wybrać drogę, którą się po nie udasz. - To łatwe, szczęście zawsze znajduje się na szczycie! Będę się więc po nie wspinał! - Jeśli tak uważasz... Jednak w żadnym wypadku nie możesz pozbyć się ciężaru, który ode mnie wziąłeś. Taki jest warunek. Chłopiec trochę się stropił ale nie zamierza] rezygnować z powziętej decyzji. Raźno ruszył stromą ścieżką. Po chwili zniknęła poświata bijąca od jaskini i wędrowiec musiał wspinać się w zupełnych ciemnościach. Potykał się i przewracał, bagaż uwiera] go niemiłosiernie, a na dodatek w głowie zaczęły kłębić mu się przeróżne myśli i wspomnienia. I to wcale nie takie przyjemne. Chłopiec zobaczył osoby, którym nie pomógł, bo akurat wolał się bawić, sytuacje, w których mógł zrobić coś dobrego, w wybierał to, co było mu wygodniejsze, czas, który mamowa] na zajmowanie się sobą i wiele innych przykrych rzeczy. Najbardziej zaś bolało go to, że jest Ktoś komu wyrządził wielką krzywdę i tak go to przeraziło, że postanowił zawrócić. Nie trwało długo, gdy znów znalazł się w jaskini obok staruszki. Babcia nie wyglądała na zaskoczoną. - Wiedziałam, że ta droga nie jest dla ciebie, syneczku. - To dlaczego mi nie powiedziałaś o tym wcześniej? - rozzłościł się chłopiec. - Chciałam, żebyś ty sam dokonał wyboru. Czy nadal pragniesz szukać szczęścia? - Chyba tak, choć jak widzę wcale to nie jest takie łatwe... - Próbuj więc dalej - staruszka wskazała na ścieżkę biegnącą w dół. Chłopiec z lekkim ociąganiem postawił na niej jeden krok i... ani się obejrzał jak przewrócił się na wznak. Staczał się coraz szybciej jak po zjeżdżalni. Nie czuł ciężaru, a zamiast nieprzyjemnych myśli w głowie kołatało mu się tylko jedno słowo: ratunku! Nagle szaleńcza jazda się skończyła. Chłopiec zatrzymał się na dnie skalnego leja tuz przy cicho szemrzącym źródle. Jego woda biła w rytmie serca i rozpryskiwała się wokół srebrnymi kropelkami. Przy źródle siedziała jakaś postać. Chłopiec skądś ją znał dlatego bez lęku stanął tuż przed nią. - Czekałem na ciebie - postać przygarnęła chłopca dłońmi, na których widoczne były skaleczenia. - Och, przemyję ci rany wodą z tego źródełka -wzruszył się chłopiec. - Nie trzeba. I tak to nic nie pomoże. One są dlatego, że ty mi je zadajesz. - Ja? - wykrzyknął chłopiec. - Tak. Zwykle pojawiają wtedy gdy ludzie o mnie zapominają, gdy wybierajq zamiast mojej miłości kolorowe przedmioty, a od spotkania ze mną wolq wycieczki, grilla, albo kino... - Ale przecież ja tak naprawdę Ciebie nie znam! Nie mogłem więc sprawiać Tobie tych wszystkich przykrości! - A jednak nie pamiętasz już nawet swojej I Komunii świętej. Z okna swojego pokoju nie chcesz oglądać wieży kościoła i nie lubisz słuchać dźwięku dzwonów. Zapomniałeś, że na dnie twojej szuflady leży krzyż, który kiedyś dostałeś od chrzestnych rodziców. Och, moje dziecko już od dawna ze mną nie rozmawiasz i nie spotykasz się ze mną. To dlatego jesteś nieszczęśliwy. A teraz na dodatek ciężko ci z bagażem, który do tej pory nosiła moja Matka... Bo musisz wiedzieć, że to Ona, na własnych barkach dźwigała do dzisiejszego wieczoru wszystkie twoje przewinienia. - To znaczy, że ta wiązka chrustu to są moje... - Tak, synku. - Proszę więc o wybaczenie i o to, żebym mógł zostać Twoim prawdziwym uczniem. - Stanie się to, o co prosisz. Napij się teraz wody ze źródła i wracaj do siebie. Chłopiec łapczywie zaczął pić chłodną wodę i czuł, że z każdym łykiem jest coraz szczęśliwszy. Odnalazł to, czego szukał i czego nie chciał już nigdy utracić. KONIEC licze na naj napracowalam sie zeby to napisac :) zycze wesołych swiąt!:)
Napisz opowiadanie. Opowiadanie może być na jakikolwiek temat.Tylko musi byc dosyć długie ok.2-3 strony A5. Proszę o pomoc !!!! Pilne daje naj.....
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź