Za oknem padał deszcz. Duże krople uderzały rytmicznie w szyby i dach. Hania rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia. Na półce leżały książki, jednak przeczytała je już wiele razy, komputer stał zepsuty, a jedyną swoją grę planszową pożyczyła Zosi. Dziewczynka zeskoczyła z łóżka i ruszyła w kierunku drzwi. Cicho zeszła na dół, opierając się o drewnianą, pachnącą starością poręcz. Podłoga skrzypiała, ale ona szła ostrożnie, aby nie zdenerwować zapracowanego wujka, ani służącej, która czepiała się jej na każdym kroku. Rodzice Hani zginęli w wypadku samochodowym dwa lata temu i teraz była skazana na ten stary, wielki dom i jego oschłych mieszkańców. Na dole panowała cisza – najwyraźniej służąca pojechała na rynek. Hania ostrożnie przyłożyła swoje duże, niebieskie oko do dziurki od klucza, w drzwiach gabinetu wujka. Mężczyzna siedział przy biurku i gorączkowo coś notował. Dziewczynka odsunęła się od drzwi i zawróciła na górę. Przy drzwiach od sypialni zawahała się jednak. Jej wzrok powędrował do zakazanych drzwi. Służąca już na samym wstępie zaznaczyła, że tutaj wstępu nie ma. Jednakże służąca wrócić miała dopiero za kilka godzin, a wujek niczego nie zauważy. Powoli ruszyła korytarzem. Przejechała ręką po złotych zdobieniach, dotknęła klamki. Wstrzymała oddech i nacisnęła. Drzwi zaskrzypiały, aczkolwiek ustąpiły bez wahania. Wewnątrz było ciemno. Hania wyciągnęła z kieszeni komórkę i nacisnęła jakiś klawisz, aby zaświeciła. Wyciągnęła rękę przed siebie, weszła i zamknęła za sobą drzwi. Przed nią znajdowały się schody. Wciągnęła powietrze – zapach był duszący, mieszanina stęchlizny, kurzu i naftaliny. Ruszyła przed siebie starając się oddychać jak najpłycej. Na górze panował rozgardiasz. Okna zasłonięte były starymi, śmierdzącymi prześcieradłami, a gdziekolwiek by nie zaświeciła, widziała pajęczyny. Kręcąc pomiędzy różnymi, dziwnymi przedmiotami dotarła do okna i jednym ruchem zerwała zasłonę. Do pomieszczenia wpadło światło, które zaślepiło dziewczynkę na kilka chwil. - Kim jesteś i czego tu szukasz? - usłyszała ostry, skrzeczący głosik. Przestraszona odwróciła się i ujrzała małego stworka siedzącego na poręczy starego, rozpadającego się fotela. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w zielone włosy i duży nos karzełka. Jego wzrost liczył najwyżej 10 cm. Przetarła powieki i znów spojrzała. Tym razem stwór stał wisiał tuż przed nią na dziwnie zwiniętej pajęczynie – zadałem Ci pytanie. - Co ? – tylko tyle potrafiła z siebie wykrztusić. - Pytałem się, kim jesteś i co tu robisz? Nikt tu nigdy nie przychodzi i tak w zasadzie było najlepiej. No… Może raz na kilka lat ktoś tu cos wnosi, ale ty chyba niczego tu nie przyniosłaś. - Nie… Hania jestem, a ty to kto ?! - Prozaczek. Nie odpowiedziałaś, co tu robisz. – dodał z niecierpliwością. - Bardzo się nudziłam , dlatego postanowiłam zobaczyć co tu się dzieje. Ale… Czym ty jesteś ? I co robisz na strychu mojego wujka ? – Dziewczynka powoli dochodziła do siebie - Mieszkam. I jestem najzwyklejszym w świecie krasnalem antykowym. Ten dom jest wspaniały! Naprawdę. Teraz wszędzie tylko te nowoczesne rozwiązania, jakieś plastikowe meble i porządek oraz brak strychów. A piwnice nie są zbyt przyjemnym miejscem – wyjaśnił. - Ale jesteś tu sam? - Nie do końca – przyznał – Jest tu jeszcze kilka krasnali, ale chyba się Ciebie przestraszyli. - Ale gdzie oni są – Hania rozejrzała się po pomieszczeniu, ale wszędzie widziała tylko góry staroci. - Kochani, wyjdźcie! Ona nic wam nie zrobi! – zawołał krasnal. Po chwili Dziewczynka ujrzała cztery podobne stworki wychodzących z ukrycia. Stanęły blisko siebie, jakby dalej się jej obawiały. - To jest Trusia, moja młodsza siostra – wskazał na krasnalnkę z różowymi włosami i wielkimi fioletowymi oczami. Ubrana była w sukienkę pod kolor oczu i różowe, wełniane rajstopy. Obok niej stał nieco wyższy potworek o pomarańczowych oczach i czerwonej czuprynie. Prozaczek przedstawił go jako Teda, starszego brata – A to są moi rodzice – wskazał pozostałe dwa stwory. Jeden z nich (z pewnością mama) miał białe włosy i oczy oraz błękitną sukienkę, na którą nałożony był granatowy fartuch. Przez te oczy, wyglądała dość upiornie. Jej mąż miał na sobie czarny kubraczek , na który opadała ciemno-siwa broda, a na jego wielkim nosie leżały okulary i o bardzo grubych szkłach. - Dzień dobry – uśmiechnęła się Hania, gdy jej nowy znajomy skończył przedstawiać rodzinę – Ja jestem Hania. - Słyszeliśmy – rzekł oschle ojciec Prozaczka. - Nie bądź taki niemiły dla naszego gościa – odparła Mama i uśmiechnęła się do Hani – może zechcesz się poczęstować plackiem? - Bardzo chętnie, dziękuję – grzecznie odpowiedziała i podążyła za krasnalami. Poprowadziły ją w głąb strychu – nie wiedziała, że jest aż tak duży! Weszli w ciemność. Nagle stwory kazały jej się czołgać. Szli więc jakimś ciasnym korytarzem prowadzącym dalej górę. Po kilku minutach stwory zatrzymały się i zapaliły światło. Przed nią znajdowało się niewielkie pomieszczenie. Na jego środku stał duży aczkolwiek bardzo niski stół, oraz wyposażenie kuchenne. Naprzeciwko wejścia znajdowały się małe drzwi. Tam by się już nie zmieściła. - Wejdź, kochana – zwróciła się do niej Mama. Usiądź na podłodze przy stole, bo na krzesełku chyba się nie zmieścisz – dopiero teraz dostrzegła niewielkie krzesła, bardzo podobne do tych w jej kuchni. Gdy przyczołgała się i ukucnęła przy stole, Ojciec zasunął kotarę przy wejściu. Teraz w pomieszczeniu zrobiło się bardzo ciepło i przytulnie. Skrzaty zaczęły się krzątać po kuchni, dzieci rozkładały naczynia, Mama coś podgrzewała, a Ojciec zabrał się za rozpalanie w piecu. Ze zdumieniem patrzyła, jak skrzaty używają magii. Talerze fruwały, a marchewki same się obierały. Ogień też był magiczny – Ojciec rozpalił go bez użycia drewna, a teraz mienił się na wszystkie kolory tęczy. Po kilku minutach wszyscy usiedli przy stole i rozpoczęły się beztroskie rozmowy. Skrzaty z zaciekawieniem pytały o jej codzienne życie. Hania uświadomiła sobie, ze tak dobrze nie czuła się od kiedy jej rodzice zginęli. Brakowało jej tego ciepła rodzinnego i szczęścia. - Jest was więcej? – spytała w końcu, gdyż bardzo ją to interesowało. - Tak, ale wszyscy żyją w Nibylandii. My jednak trafiliśmy tu i jesteśmy bardzo zadowoleni – odpowiedział młodszy brat Prozaczka. Hania spojrzała na godzinę w telefonie i zerwała się na nogi uderzając mocno głową w sufit. - Muszę już iść – wycedziła przez łzy – Niedługo wróci służąca i nie może dowiedzieć się, że tu byłam. - W takim razie zapraszamy ponownie – powiedziała chórem cała rodzinka. Dziewczynka pożegnała się i popędziła na dół. Gdy była już w swoim pokoju usłyszała kroki gosposi. Po chwili drzwi otworzyły się i wsunęła się przez nie czarnowłosa kobieta o surowym wyrazie twarzy. - Co dzisiaj robiłaś? – spytała ze złością. - Uczyłam się – odpowiedziała Hania starając się brzmieć naturalnie. - No dobrze. Za pół godziny kolacja – rzekła oschle i trzasnęła drzwiami. Do pokoju doszedł dźwięk kroków na schodach, a potem zwykłego krzątania się po kuchni. Hania położyła się na łóżku i jeszcze długo myślała o tym, co jej się dzisiaj przytrafiło. Ps. mam nadzieję że się spodoba bo troche czasu straciłam na pisaniu tego.
Napiszcie mi opowiadanie(fantastyczne) Temat dowolny.
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź